Bilard o wpół do dziesiątej (
Böll Heinrich)
Nie wszyscy Niemcy przed wojną (Drugą Światową) byli zwolennikami Hitlera i partii Narodowosocjalistycznej. Ba, nawet zachodziła pewna ciekawa zależność: w wyborach 1932 roku wysokość poparcia dla NSDAP była silnie odwrotnie skorelowana z wysokością odsetka katolików w danych okręgu wyborczym, a wprost skorelowana z odsetkiem protestantów!
http://polimaty.pl/2016/06/katolicy-wybory-nsdap/
Böll, znając okoliczności z autopsji, napisał książkę nie będącą powieścią rozliczeniową (choć po części jest nią), lecz obrazem różnorodnych postaw i przemyśleń w obliczu pytania nurtującego wielu po Wojnie - "jak to się stało, że właściwie zwyczajni ludzie dopuścili do tak (negatywnie) niezwyczajnych wydarzeń?". W "Bilardzie" przedstawieni są (choć nie w tak ostrej dychotomii) bohaterowie z dwóch stron: katolicy (ukryci za mianem "przyjmujących sakrament baranka") i popierający nazizm protestanci (którzy "przyjęli sakrament byka", czołobitni wobec Hitlera i kultywujący legendę Hindenburga, prezydenta III Rzeszy, który po demokratycznych wyborach, w których NSDAP doszło do władzy, powołał Hitlera na stanowisko kanclerza). Ci pierwsi czują się bardzo niepewnie, "(...) jeden ruch ręki, jedno źle zrozumiane mrugnięcie można było przypłacić życiem."[306] (czyli mieli dość podobnie, jak niemal wszyscy obywatele Polski po napaści Niemiec na nasz kraj). Böll przedstawia w serii reminiscencji i przemyśleń (charakterystyczny dlań sposób prowadzenia fabuły - każdy rozdział to głos i doświadczenia innej osoby) to, w jaki sposób przed wojną żyli obok siebie "dobrzy" i "źli" Niemcy (w sensie przeciwników i zwolenników nazizmu), przywołuje drobniejsze lub grubsze szczegóły, będące symptomami tego, co doprowadziło do późniejszej tragedii wojennej pożogi. Co ważne - uświadamia czytelnikowi, że ani na wojnie nie zginęli wszyscy "źli" Niemcy, ani nie było tak, by nie ginęli ci niepopierający nazistów, zaś po wojnie wielu wcześniejszych zwolenników hitleryzmu wróciło jak gdyby nigdy nic do zwyczajnego toku życia, bo:
"(...) w tym kraju nie znajdziesz człowieka, który by nie miał o sobie dobrego wyobrażenia... Dostatecznie im się wbija do głowy to dobre wyobrażenie o sobie; wynieśli coś niecoś z wojny, wspomnienie cierpień i ofiar, ale dziś mają o sobie dobre wyobrażenie (...)"[299]
Co jednak dodatkowo uderzające - wielu "dobrych" Niemców, jakkolwiek rozpamiętuje wydarzenia lat 30. i 40. XXw., to zamyka się w swoim pozornym kieracie codzienności, zdając się sądzić, że skoro wszystko wróciło do "normalności", to wystarczy udawać, że tamto się nie wydarzyło - niczym jakiś pijacki wybryk, swoisty epizod, o którym nie ma co wspominać, bo jeszcze coś z owego koszmaru by powróciło (tak, jak dla tych zagubionych, którzy zamknięci w psychiatrykach albo snujący się bez celu po wspomnieniach miejsc, gdzie żyli, mruczą ostinato "po-co-po-co-po-co"). Rutyna życia ma dać pozór uporządkowania świata. Dzieje się tak oczywiście również ze strachu, by owi "źli" Niemcy, którzy przeżyli wojnę, nie poczuli się znów "wywołani do tablicy". I tak oto cisi i pokornego serca ponownie terrorem zostali wytresowani, by z nisko spuszczonym wzrokiem zajęli się tylko codziennością, bo inaczej posądzą ich o "brzydką chęć zemsty" albo bycie "nowymi nazistami".
Wcale mi ich nie żal...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.