Dodany: 15.09.2018 19:48|Autor: jolekp

O Boże, nie czuję napięcia!


Louise nie ma lekko w życiu. Samotnie wychowuje syna, mieszkając w dosyć obskurnym, ciasnym mieszkanku. Jej podły były mąż właśnie założył nową rodzinę, która wydaje się całkiem szczęśliwa. Na domiar złego ich wspólny syn uwielbia spędzać czas z ojcem, zamiast solidarnie z matką życzyć mu wszystkiego najgorszego. Louise co prawda poznała niedawno w barze idealnego mężczyznę i nawet się z nim całowała. Nic z tego jednak nie będzie, bo okazało się, że ów mężczyzna to jej nowy szef – David, wybitny specjalista od uzależnień. Jakby tego było mało, David ma niezwykle atrakcyjną żonę – Adele, z którą Louise, nieco nieoczekiwanie dla samej siebie, wkrótce się zaprzyjaźnia, wplątując się tym samym w dość skomplikowany układ na pograniczu trójkąta romantycznego.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to typowy przedstawiciel czegoś, co zwykle wydaje się w różowych okładkach w kwiatki i nazywa „literaturą kobiecą”. „Co kryją jej oczy” ma jednak okładkę czarną, co subtelnie daje do myślenia i sugeruje, że będzie to jednak historia z gatunku tych mroczniejszych. Z samej treści dużo trudniej byłoby to wywnioskować.

Akcja rozwija się tu bardzo niespiesznie, przez długi czas nie wydarza się nic szczególnie dramatycznego, bohaterowie grzęzną w swojej codzienności i snują smętne rozważania życiowe – wszystko płynie miarowym żółwim tempem. Przez większość książki nie czuć autentycznego zagrożenia, a postaci nie są ani na tyle wyraziste, ani dostatecznie sympatyczne, żeby ich losy leżały nam na sercu. Poza tym bardzo szybko – moim zdaniem zdecydowanie zbyt szybko – dowiadujemy się o tym, która z postaci pociąga tu za sznurki i to wpływa na znaczne osłabienie potencjalnego napięcia. To bardzo frustrujące, kiedy mamy większą wiedzę niż bohaterowie i możemy tylko bezsilnie patrzeć, jak robią głupie rzeczy wyłącznie dlatego, że nie zdają sobie sprawy, iż są zmanipulowani. Wolałabym być zmanipulowana na równi z nimi, przez to fabuła mogłaby być dla mnie bardziej angażująca, a samo rozwiązanie wywoływałoby większy szok. Mniej więcej na ostatnich stu stronach następuje nagłe zagęszczenie wydarzeń i akcja nieco przyspiesza, ale do tego czasu można się już solidnie zniechęcić.

Spory problem mam też z postacią Louise. W założeniu miała ona być chyba literacką przedstawicielką „kobiety takiej jak ty”, budzącą sympatię głównie przez to, jak bardzo odbiega od mitycznego ideału. Nie jest pięknością, ma lekką nadwagę, nie umie się ładnie uczesać, w domu ma bałagan, za dużo pije i pali, a jak je kanapkę z bekonem to zawsze się poplami keczupem. To taka trochę Bridget Jones – tylko znacznie bardziej irytująca i pozbawiona wszelkiego uroku. Ta postać wydaje mi się też nieco niekonsekwentnie skonstruowana. To kobieta, która została w przeszłości zdradzona przez męża, bardzo przeżyła ten fakt, solidnie odbiło się to na jej samoocenie i w związku z tym deklaruje: „za nic nie chcę stać się potencjalną przyczyną takiego bólu”*. To bardzo szlachetne postanowienie, ale bohaterka łamie je właściwie przy pierwszej nadarzającej się okazji. Nie ma przy tym nawet przez chwilę prawdziwych wyrzutów sumienia – usprawiedliwia się z łatwością i w wyjątkowo żenujący sposób. Co dziwi zwłaszcza, że żonę swojego wybranka zdążyła już polubić, dostrzegając przy tym, że jest to kobieta osamotniona i nieco stłamszona przez męża. Całkiem możliwe, że autorka świadomie stworzyła ją jako hipokrytkę pozbawioną kręgosłupa moralnego, nie można tego wykluczyć. W każdym razie – głównej bohaterki nie sposób lubić, a dla mnie to zdecydowany minus, który zasadniczo rzutuje na odbiór całej książki.

Ogólnie można by uznać, że to bardzo przeciętny przedstawiciel gatunku – z dosyć rozwleczoną, przesadnie udziwnioną akcją i antypatycznymi bohaterami, ale za to z długą listą rekomendacji od bardzo znanych pisarzy na zachętę dla potencjalnego czytelnika. Mogłabym tę książkę odłożyć w dowolnym momencie bez poczucia, że cokolwiek mnie ominęło. Mogłabym ją po przeczytaniu odstawić na półkę i nigdy więcej nie zaszczycić myślą. Gdyby nie ta końcówka. Rozwiązanie opiera się na wyjątkowo niedorzecznym pomyśle. Okładka w tym względzie nie kłamie – zakończenie jest z pewnością zaskakujące. Raczej nikt nie mógłby się spodziewać takiej fali bezsensu. Bardzo żałuję, że nie mogę tego opowiedzieć w szczegółach, gdyż doprawdy ze świecą można szukać drugiego przykładu równie idealnej głupoty. Obśmiałam się jak norka, ale ten efekt już na pewno był przez autorkę niezamierzony.

Moim zdaniem jest to totalna strata czasu. W tym gatunku z łatwością znajdziecie inną, ciekawszą i rozsądniej skonstruowaną książkę.

* Sarah Pinborough, „Co kryją jej oczy”, przeł. Maciejka Mazan, wyd. Prószyński i S-ka, 2017, s. 89.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 607
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: