Dodany: 06.09.2010 00:44|Autor: misiak297

Czytatnik: Misiakownik

05.09.2010 - "Portret młodego artysty" i nie tylko...


Z moich ostatnich lektur chyba najciekawszą był "Portret młodego artysty". To zbiór listów, jakie na przestrzeni kilku lat pisał do Jarosława Iwaszkiewicza Józef Rajnfeld - młodo zmarły artysta-malarz. To listy bardzo przewrotne: pełne zapału, rezygnacji, emanujące subtelnym erotyzmem, a wreszcie nieco śmieszące nieustannymi prośbami o pieniądze. Każdy list został opatrzony osobistym komentarzem Iwaszkiewicza. Lubię czytać listy, pamiętniki - oczywiście te wydane, nie czytam nigdy cudzej korespondencji, a tym bardziej cudzych dzienników, nieprzeznaczonych dla moich oczu. Inaczej ma się sprawa z wydanymi listami - czytając je jesteśmy na pewno tak samo ciekawscy, a jednak przecież rozgrzeszeni. Zresztą dla mnie lektura "Portretu młodego artysty" była pokłosiem pewnego radosnego wydarzenia. Otóż Najukochańsza Osoba - jakby napisał Jan Lechoń, zresztą wspominany przez Rajnfelda - postanowiła mi zrobić urodzinowy prezent-niespodziankę i zabrać do Muzeum Jarosława i Anny Iwaszkiewiczów, czyli po prostu Stawiska. Było to jedno z moich największych marzeń, więc kiedy w końcu dowiedziałem się, dokąd zmierza nasz pociąg miałem ochotę wyściskać Najukochańszą Osobę za wszystkie czasy. Niedługo później chodziłem po tych samych pokojach, po których chodził jeden z moich ulubionych polskich pisarzy, oglądałem jego prywatne rzeczy, syciłem się tą atmosferą. Byłem jak wiele innych, mogłem się postawić w szeregu z Baczyńskimi, Miłoszem, Dąbrowską, Gojawiczyńską, Nałkowską i innymi, którzy odwiedzali Stawisko. Być może to za wiele - ale co mi tam, jeśli się raduję, to bez granic, nawet jeśli zakrawa to na absurd. Zawsze zastanawiałem się jaki naprawdę był autor "Panien z Wilka". Tym razem mogłem zobaczyć, jak mieszkał. Nic dziwnego, że po powrocie - jeszcze na fali uniesienia musiałem sięgnąć po coś związanego z "panem na Stawisku". Mój wybór padł na korespondencję i nie pożałowałem. W kolejce czekają "Listy do córek".

Ostatnio przeczytałem też Mitomanka (Morrissy Mary) Jest to związane z moim zainteresowaniem losem ostatnich Romanowów, zamordowanych w bestialski sposób. Choć już wiadomo, że z tej masakry nikt nie zdołał się uratować, ta historia wcześniej dorobiła się jeszcze jednego rozdziału - biografii Anny Anderson. Anna Anderson (którą brano czasem za polską awanturnicę Franciszkę Szanckowską) przez wiele lat walczyła o prawo uznania jej za ocalałą Wielką Księżnę Anastazję. Nie ona jedna zresztą - samych Anastazji pojawiło się na pęczki, podobnie jak Tatian, Olg, Marii, a nawet carewiczów Aleksych. Jednak trudno nawet dziś oprzeć się tej przekonującej "Anastazji", trudno nie dać wywieść się w pole. Polecam zresztą wspaniałą biografię Anny Anderson pt. "Anastazja" Petera Kurtha. "Mitomanka" jest z kolei biografią Franciszki Szanckowskiej, wyjaśniającą niektóre zbieżności z Anastazją. Morrissy przedstawia bardzo ciekawą, sprawnie opowiedzianą historię, przeplata ją z myślami prawdziwej Anastazji oraz zapisem ostatnich dni Anny Anderson. Jednak - cóż za rozczarowanie - zabrakło najciekawszego rozdziału - walki o tożsamość. Zostaje jedynie pokazany sam początek - kiedy Fraulein Unnbekant dopiero zaczyna podawać się za Anastazję. Autorka jednak pomija cały dalszy ciąg tej historii skupiając się na dzieciństwie Franciszki. I choć "Mitomankę" świetnie się czyta, postaci są ciekawe i przekonujące, trudno o większy zawód dla mnie. Nie było tego głównego "rarytasu", stąd jedynie czwórka.

A dziś wieczorem - dzięki rekomendacji Paren - przeczytałem "Trzy siostry". Było to moje pierwsze spotkanie z Czechowem i muszę przyznać, że nie zawiodłem się. To dziwny dramat. Niewiele tam się dzieje, bohaterowie snują się po domu, wygłaszając monologi, bądź prowadząc banalne rozmowy. Tytułowe trzy siostry - Olga, Maria (Masza) i Irena - tęsknią do Moskwy niczym stary Baryka do szklanych domów. A obok toczy się zwyczajne życie - z flirtami, z aspiracjami, z rozczarowaniami, z więdnącymi marzeniami - i okazuje się, że nawet szara i banalna codzienność może stać się źródłem straszliwych dramatów. I to jest chyba najbardziej zaskakujące - w tej plazmie bez akcji obserwujemy cały wulkan oparty na emocjach. Okazuje się, że nawet tam gdzie nic się nie dzieje, jest więcej emocji i akcji niż w niejednym filmie sensacyjnym. Cóż, po dramaty Czechowa na pewno jeszcze sięgnę.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1278
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: paren 06.09.2010 11:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Z moich ostatnich lektur ... | misiak297
Bardzo lubię Twoje czytatki. :-)
Cieszę się, że wakacje możesz tak miło wspominać. Niezbyt często przecież jest tak, że marzenia się spełniają. :-)
Sama też mam w planach "Listy do córek", ale Iwaszkiewicz musi poczekać na koniec mojej klasycznej akcji.

Misiaku, spojrzałam szybko, że nie masz ocenionej takiej książki: Przepowiednia dla Romanowów (Berry Steve) . To sensacja, oczywiście, ale jeżeli interesujesz się losem Romanowów, to może zainteresuje Cię ta powieść. Jeżeli tak, to Ci ją chętnie pożyczę.

No, i już w własnej czytatce ucieszyłam się, że spodobały Ci się "Trzy siostry". Mnie również i tak sobie myślę, że teraz właśnie najlepiej widać sens takich akcji, jak ta klasyczna, wymyślona przez Monikę, bo nie jestem pewna, czy sięgnęłabym po Czechowa, gdyby mi tak ładnie do jej założeń nie pasował. :-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: