Dodany: 07.09.2010 20:15|Autor: Magrat

Balzak nie powinien przewracać się w grobie...


Napisanie książki pod duchowym patronatem Honoriusza Balzaka i jego „Komedii ludzkiej” to pomysł zarazem brawurowy i nieskromny. Trzeba być niezwykle rozważnym i świadomym swoich możliwości, by nie popaść w epigonizm, a jednocześnie czytelnie nawiązać do powieści Francuza. Efektem tych prób jest zbiór czterech minipowieści, z których każda może być uznana za prawdziwą językową i fabularną perełkę. Przyznaję, że nie znam prozy Balzaka na tyle, by móc w pełni cieszyć się wszystkimi smaczkami (a znając erudycję Dehnela jestem pewna, że takowych nie brakuje), jednak nawet kompletny balzakowski ignorant może się tą lekturą zachwycić.

Pierwsze trzy powiastki można by, po niewielkich kosmetycznych poprawkach, z powodzeniem przenieść w XIX wiek. Ta rozpoczynająca zbiorek, „MIĘSO WĘDLINY UBIORY TKANINY”, sprawia wrażenie wręcz przypadkiem zaplątanej w realia XX wieku. Mamy kupiecką rodzinę, która zamęście swoich córek rozpatruje w kategoriach transakcji, rzeczone córki, całkowicie zależne od rodziców i wyprane z wszelkiej indywidualności, naiwną miłość, mezalians i zderzenie dwóch światów – mieszczańskiego, w którym każdy gest jest obliczony na zarobek i artystycznego, w którym każdy gest jest obliczony na lans i blichtr, a w efekcie tego, zarobek.

To nie jedyna nowela, w której głównym motywem są pieniądze - postawę pogoni za pieniędzmi prezentują w mniejszym lub większym stopniu prawie wszyscy bohaterowie, nieliczne tylko wyjątki traktują gotówkę nie jako cel, a środek do jego osiągnięcia. Taka jest Tońcia Zarębska, zamożna bohaterka drugiej minipowieści, która nade wszystko pragnie zainteresowania i miłości ze strony rodziny i która owszem, otrzymuje to wszystko, ale tylko wtedy, gdy rodzina jest w finansowej potrzebie.

„Miłość korepetytora” to z kolei historia o aspiracjach i udawaniu, młody potomek zubożałej arystokracji udaje tutaj bogacza, a bogacze próbują udawać arystokrację. Tytułowego bohatera, młodzieńca w retro przyodziewku, wielbiącego savoir-vivre pod każdą postacią, Dehnel obdarzył poniekąd własnymi cechami. Autor ze znawstwem i wyraźną przyjemnością roztkliwia się tutaj nad światem staroci i dobrymi manierami, które nie mają dziś już wzięcia.

Ostatnia powiastka, „Blaski i nędze życia artystki estrady na zasłużonej emeryturze”, opowiadająca o piosenkarce, która najlepsze lata ma już dawno za sobą, a której niemalże jak w bajce zaoferowany zostaje powrót na wielką scenę, nieco odstaje od reszty zbioru. Nie ma w niej bogatego katalogu toksycznych i interesownych postaci, a relacje rodzinne są zaskakująco normalne. Nie jest to historia pogodna – jest refleksja nad przemijaniem i starością, jednak nic więcej bez szkody dla potencjalnego czytelnika zdradzić tutaj nie mogę.

Dehnel, który swoją umiejętność obserwacji zasygnalizował już w „Lali”, tym zbiorem tylko ją potwierdza. Udaje mu się zachować proporcje między XIX-wieczną stylizacją powiastek a współczesnymi nam problemami na tyle, że nie czuć żadnego fałszu. Historie balzakowsko-dehnelowskich bohaterów, choć pokryte lekką patynką, wydają się bardzo bliskie i życiowe, takie, które można by usłyszeć na plotkach od sąsiadki, co znaczy tylko, że od czasów Balzaka w relacjach międzyludzkich tak naprawdę niewiele się zmieniło.

W każdej minipowieści jest szeroko rozbudowane tło historyczne, z naciskiem na detale charakterystyczne dla czasów PRL-u i wolnej Polski. O ile jednak nawiązywanie do dorobku ostatnich dwudziestu lat, takiego jak kolorowe pisemka, stylowe kawiarnie czy toruńska rozgłośnia, nie robi żadnego wrażenia, o tyle niezwykle swobodne i naturalne operowanie szczegółami PRL-owskiej rzeczywistości każe zapominać, że autor tak naprawdę niewiele może z tamtych czasów pamiętać. Nie jest to oczywiście wyczyn przybliżający Dehnela do literackiej Nagrody Nobla, jednak świadczy o jego kunszcie nie mniej niż pełne i ozdobne, a zarazem całkowicie zrozumiałe frazy. Zarzuca mu się literacki snobizm może i nie do końca bezpodstawnie, ale zdecydowanie nie przeszkadza on w delektowaniu się lekturą, jest jedynie charakterystyczną manierą, (nie)skromnym dodatkiem do dania głównego.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1669
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: