Dodany: 31.10.2018 16:29|Autor: zawodnik
Można? Można!
W Jelitkowie, na nadmorskiej plaży dwoje biegaczy znajduje ciało człowieka, zaszyte w worku. Worek jest wykonany z wołowej skóry, a wraz z martwym mężczyzną śledczy odkrywają w nim dwa węże. Sprawę dostaje młodziutka pani prokurator i, po pewnych zawirowaniach, stary policyjny wyjadacz komisarz Kruk. Wygląda jak sprawdzony przepis na dobry, niezbyt odkrywczy kryminał. I tu dochodzimy do pierwszego problemu. Pan Górski pisze językiem sugestywnym, barwnym, a zarazem pozbawionym zbędnych ozdobników. Już pierwsza scena, w której dziadek i wnuczka znajdują ciało, budzi pewne napięcie. Akcja zgrabnie przeskakuje pomiędzy miejscami i osobami. Raz towarzyszymy Sławomirowi Krukowi, innym razem patrzymy oczami prokurator Krynickiej. Od czasu do czasu dostajemy coś, jak krótką scenkę filmową, która podkręca nam adrenalinę, bo wyjęta jest ze środka? początku? a może już finału opowieści?
Muszę przyznać, że Górski mnie zachwycił. Nareszcie dostałem bohatera, za którym tęskniłem. Kogoś, czyje nazwisko nie musi być egzotyczne, względnie niemieckie. Żadnych Rudolfów, Meyerów, Sasz czy Maksów. Po prostu, Sławek Kruk. Kolejna zaleta to akcja, która biegnie do przodu z werwą, jak u Deavera czy Nesbo. No i nareszcie sam komisarz. Facet z problemami, jak oni wszyscy, ale problemami, które przemawiają do mnie, bo są zwyczajne. Nie nieistotne czy błahe, ale takie, które mogły się przytrafić każdemu. A jednak bolą. I ta cudowna skłonność do przemocy.
Czekałem na takiego bohatera polskiego kryminału, i ogromnie się cieszę, że się doczekałem.
Szanowni państwo! Oto, moim skromnym zdaniem, obok pana Krajewskiego i Wrońskiego staje Piotr Górski! Tadam!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.