Dodany: 25.02.2019 12:42|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Młodość i brawura ratują królestwo (i nie tylko)


Po pierwszym nieudanym podejściu do serii z Tommym i Tuppence (przerzuciłam parę kartek "Tajemniczego przeciwnika", stojąc pod biblioteczną półką, i doszłam do wniosku, że tematyka szpiegowska nie jest dla mnie) dałam sobie z nią spokój na ponad dwadzieścia lat. Po czym, pochłaniając kolejne powieści Królowej Kryminału, zorientowałam się, że nie na długo mi już starczy tych najbardziej ulubionych, z Herkulesem Poirot i Jane Marple. Zatem logiczne wydawało się zabranie się najpierw za te, które mogą się okazać słabsze, najlepsze zostawiając na koniec.

Pierwsza scena "Tajemniczego przeciwnika" rozgrywa się na pokładzie tonącej "Lusitanii". Ale właściwa akcja zaczyna się, gdy tuż po zakończeniu I wojny światowej spotyka się po pewnej przerwie dwoje młodych ludzi, przyjaźniących się ze sobą od dzieciństwa: Prudence (zwana Tuppence) Cowley i Thomas Beresford. Oboje zdemobilizowani, oboje bezrobotni, bez grosza przy duszy, ale z głowami pełnymi pomysłów. Jednym z tych pomysłów jest założenie własnej firmy, zajmującej się… wykonywaniem nietypowych zleceń, przy okazji których będzie można doznać trochę emocji. Pierwsza propozycja pojawia się, zanim jeszcze spółka o nazwie Młodzi Łowcy Przygód zamieści w prasie anons o rozpoczęciu działalności. Tuppence, nie chcąc narażać na szwank rodowego nazwiska (cóż by powiedział jej ojciec, szacowny archidiakon, ujrzawszy je w gazecie w związku z jakąś kryminalną aferą?), podaje przyszłemu pracodawcy pierwsze, jakie jej przyszło do głowy – a przyszło takie, jakie poprzedniego dnia usłyszała od Tommy’ego, opowiadającego jej, co za niezwykłe rzeczy można usłyszeć na ulicy (co może być niezwykłego w nazwisku Finn? Polskiemu czytelnikowi, zwłaszcza znającemu z dzieciństwa "Przygody Hucka Finna", wydaje się ono całkiem normalne. I nawet kiedy się dowie, że oznacza ono "Fin/Finka", też nie budzi zdziwienia, bo wszak u nas wcale nierzadko ludzie noszą nazwiska będące określeniami innych nacji: Czech, Włoch, Niemiec, Francuz, Szwed. Ale widać u Brytyjczyków nie było to w zwyczaju). No i powstaje pewien problem, bo nazwisko to wywołuje u jej rozmówcy widoczną złość i konsternację, a w konsekwencji cały ciąg coraz bardziej zaskakujących zdarzeń, związanych – jak się już mogliśmy domyślić – z ową sceną sprzed kilku lat i jej nieoczekiwanymi następstwami. Próbując rozwiązać zagadkę, Tommy i Tuppence znajdą się w opałach, z których trudno będzie ujść cało, gdyż mają przeciw sobie doskonale zorganizowaną szajkę, dowodzoną przez niejakiego pana Browna. Można by sądzić, że ów osobnik – którego wyglądu nikt opisać nie potrafi – wszystko wie i wszystko może, bo sama wzmianka o nim przyprawia o trwogę nawet wytrawnych przestępców. Ale Tommy i Tuppence są młodzi, pełni zapału i... hm... cokolwiek nierozważni, a przy tym pragną uczciwie zapracować na otrzymywane wynagrodzenie, toteż będą na przemian podejmować rozmaite bardzo ryzykowne kroki. No i cóż, audaces fortuna iuvat! Detali nie musimy w tym miejscu zdradzać, najważniejsze, że honor Zjednoczonego Królestwa zostanie uratowany.

Jeśli się od początku nastawimy na to, że nie będziemy mieć do czynienia z klasycznym kryminałem, lecz z powieścią detektywistyczno-awanturniczą z wątkami politycznymi i z drobną przymieszką romansu, nie powinniśmy doznać szczególnego zawodu. Bo intryga jest nie bardziej szalona i zawikłana, niż np. w "Trzech muszkieterach" (zwłaszcza tożsamość pana Browna jest zakamuflowana pomysłowo; choć już stosunkowo wcześnie moje podejrzenie padło na właściwą osobę, to zostałam następnie skutecznie zmylona, podobnie zresztą jak i bohaterowie). Ratowanie siebie lub innych z sytuacji bez wyjścia wychodzi bohaterom równie dobrze, jak panu Zagłobie uwolnienie się z feralnego chlewika, a momentami bywa niemal tak wesoło, jak w "Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa" (na przykład, kiedy Tuppence z całą powagą uświadamia Tommy'ego co do różnicy w rozmiarach przeszkód, na jakie napotykają mężczyzna i kobieta przy poszukiwaniu bogatego kandydata na współmałżonka. Albo kiedy wtajemnicza w sprawę windziarza Alberta). Toteż z przyjemnością sięgnę po kolejne powieści z tego cyklu, oddalając tym samym moment, w którym nie pozostanie mi już do przeczytania ani jedna pozycja z bogatej spuścizny autorki.


Recenzja nie podlegała korekcie redaktorów BiblioNETki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1043
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: