Dodany: 27.10.2019 23:35|Autor: Marioosh

Przekombinowana i przewidywalna nuda


Na początku lat dziewięćdziesiątych przeżyłem, jak wtedy chyba każdy, fascynację Stephenem Kingiem; kilka jego powieści z lat osiemdziesiątych, jak choćby „Smętarz dla zwierzaków” czy „Christine”, do dziś uważam za perełki horroru. Niestety, w pewnym momencie zauważyłem, że ten pisarz zaczął się robić trochę wtórny i przewidywalny; przykładem tego jest „Desperacja”, która nie podobała mi się przy pierwszym przeczytaniu jakieś dwadzieścia lat temu, a teraz nie spodobała mi się jeszcze bardziej. A może już wyrosłem z takich książek?

Mamy wyludnione miasteczko Desperation położone w Nevadzie przy drodze numer 50, najmniej uczęszczanej drodze w całej Ameryce. Przed wieloma laty była tu największa w USA, a może i na świecie kopalnia odkrywkowa miedzi, dziś miasteczko jest opuszczone, zostały kojoty, węże i skorpiony, a jedynym człowiekiem (człowiekiem?) jest policjant, który mówi, że na zachód od Pecos to on jest prawem. Do Desperation dostaje się rodzina na wakacjach, para nowojorczyków oraz sfrustrowany pisarz, wszyscy zostają aresztowani przez policjanta; oprócz nich w miasteczku znajduje się miejscowy weterynarz i pani geolog, pozostali mieszkańcy zostali zabici. Wszyscy postanawiają wydostać się z Desperation, z pomocą przychodzi im agent pisarza i autostopowiczka, a najbardziej pomocny okazuje się jedenastoletni chłopiec potrafiący nawiązać kontakt z Bogiem i tłumaczący bohaterom, jaki jest ich cel pobytu w miasteczku.

Dlaczego ta książka mi się nie podoba? Bo jest po prostu irytująca, mamy 540 stron przewidywalnej nudy, chyba tylko dziecko nie zorientowałoby się, że bohaterowie przez znaczną większość książki będą ukrywali się przed demonem i prędzej czy później będzie musiało dojść do pojedynku dobra ze złem, w tym przypadku przeistaczającego się potwora z Bogiem pod postacią chłopca. Powieść jest więc w pewnym sensie teologicznym rozważaniem o istnieniu Boga i o jego okrucieństwie, szkoda tylko, że wlecze się to wszystko niemiłosiernie i większość książki można „przelecieć po łebkach” w żadnej chwili nie gubiąc wątku. Ceniłem i cenię Kinga za pokazanie zła czyhającego w codzienności i prozie życia: albo w hotelu odciętym od świata, albo w miłości do samochodu, albo w niezgodzie na śmierć; tu mamy sztukę dla sztuki opakowaną w religijne dywagacje. Irytuje mnie też w tej książce – ale prawdę mówiąc, nie tylko w tej powieści Kinga – amerykańskość tego pisarza: jest tu mnóstwo odniesień do amerykańskiej popkultury, które są czytelne właściwie tylko dla Amerykanów. Są na pewno wielbiciele tej książki, widać to po entuzjastycznych opiniach, ale ja się do nich z pewnością nie zaliczam. A jeśli ktoś naprawdę uważa, że Bóg jest okrutny, niech sięgnie po którąkolwiek z książek księdza Jana Twardowskiego lub kazania papieża Franciszka.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 351
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: