Dodany: 23.11.2019 18:54|Autor: Marioosh

Dużo formy, mało treści


Żeby była jasność: nie uważam, że książki Remigiusza Mroza są złe, one są po prostu źle napisane. Sądzę więc, że każdy czytelnik, który chce sięgnąć po jakąkolwiek powieść tego pisarza, powinien najpierw zapoznać się z nieraz już przeze mnie przywoływanym poradnikiem „O pisaniu na chłodno” tegoż właśnie autora i zadać sobie pytanie: dlaczego on instruuje innych, jak powinni pisać, a sam do tych instrukcji się nie dostosowuje? Mróz w tym poradniku bardzo wiele miejsca poświęca skracaniu, wymyśla sobie nawet hipotetyczny dialog i wyrzuca z niego zbędne elementy aż do momentu w którym uznaje, że jest dobry. I otóż ja, idąc za przykładem instruktora, zrobiłem to samo z jego „Większością bezwzględną”, a przynajmniej z niektórymi rozdziałami: wziąłem ołówek, zacząłem wykreślać, a potem sprawdziłem czy tę niewyrzuconą resztę da się z sensem przeczytać. I okazało się, że się da! I na przykład z rozdziału liczącego czternaście stron zrobiło się sześć. Ale nie oszukujmy się, Remigiusz Mróz nie ma, niestety, talentu Hanny Krall, czyli nie potrafi, zgodnie z biblijną Mądrością Syracydesa, zamknąć wiele treści w niewielu słowach i nie potrafi ze swoich książek wyrzucać elementów będących zwykłymi zapychaczami stron. Zdaję sobie sprawę z tego, że niemożliwe jest porównywanie obojga autorów, ale może Mrozowi przydałoby się takie reporterskie spojrzenie, by jego książki miały w sobie więcej treści.

Krótko o fabule: rosyjskie służby podejrzewają, że Państwo Islamskie może dokonać ataku podczas szczytu czterech państw w sprawie sytuacji w Donbasie, mającego odbyć się w Malborku. Tymczasem prezydent Daria Seyda jest ciągle trzymana w szachu przez premiera, który ma w garści kompromitujące ją materiały; Patryk Hauer zaś jest sparaliżowany po wypadku i przewodnicząca jego partii postanawia wysunąć innego kandydata na szefa rządu. W tej sytuacji dochodzi do swoistego układu pomiędzy Seydą i Hauerem, jeszcze nie tak dawno rywalami w kampanii prezydenckiej.

I cała ta historia do pewnego czasu trzyma się kupy: polityczne intrygi, żądza władzy żony Hauera, arogancja premiera; trzyma się do momentu, w którym Seyda knuje spisek przeciw szefowi rządu. Otóż – i nie zdradzę tu chyba zbyt wiele z treści książki – Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Ręce mi opadły – czyżby wszystko wydawało się takie proste? Czyżby wystarczyło uśpić przeciwników politycznych, aby pod ich nieobecność przegłosować to, co się chce? Aż nie chce mi się wierzyć, że Mróz zastosował tutaj tak prostacki manewr i przyznam, że poczułem w tym momencie, że robi się ze mnie idiotę – po prostu uważam, że przy zapełnianiu stron nie można przekraczać granic wiarygodności.

Tak więc ta książka to typowy Remigiusz Mróz: dużo bezużytecznej formy, mało treści. I jeszcze na koniec mam kolejny dowód na to, że ten autor nie jest wierny swoim naukom, żeby unikać chwastów narracyjnych – jak wobec tego nazwać coś takiego? „Pociągnął łyk espresso i popatrzył na filiżankę. Z pewnością nie Lavazza, ale też nie żadna tania marka. Smak był nieco mniej wyrazisty, bardziej delikatny. Hauer stawiał na Illy. Zapewne medium roast.”* – nie jest to chwast narracyjny?

*Remigiusz Mróz, „Większość bezwzględna”, wyd. Filia, 2018, str. 187.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 381
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: