Dodany: 02.01.2020 13:38|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Plugawy ptak nocy
Donoso José

2 osoby polecają ten tekst.

Porażka rewolucji


Przybyszewski powiedział ongi "Norma to głupota, degeneracja to geniusz" - i wybitna powieść Jose Donoso "Plugawy ptak nocy" zdaje się świetnie korespondować z tą sentencją. Jest ona apoteozą potworności, zniekształcenia, turpistyczną fantasmagorią, gdzie nawet nieliniowość - specyficzna cykliczność - zdarzeń zakłóca na równi z rozbuchanymi opisami wynaturzeń prostą percepcję tego, czego oczekiwać zwykliśmy od pojęć piękna, dobra, harmonii, szczęścia itd. Bowiem:

"(...)jedyne stworzenie normalne w świecie potworów samo staje się nienormalnym pośród normalnych; w ten sposób wy stajecie się normalni"[1],

a to, co uznawane było dotychczas za normę, ukryć musi swą szablonową postać, gdyż z nagła dominujące "nienaturalne"

"(...) zlęknie się ciebie, (...) Jesteś... jesteś inny... (...) dziecko boi się go, boi się jego żadnej, niczym nie wyróżniającej się normalności"[2]

i wtedy odwróceniu ulegną wszelkie dyskryminacje, wektory wstydu, strumienie potępień i stereotypów, a uprzednią "normalność" spotka

"(...)wstręt, (...) niesmak, (...) bojaźń w obecności czegoś tak dziwnego, że aż groźnego, (...) ["normalny"/"zwyczajny"] nie wygląda na złośliwego, ależ wygląda, jest na pewno jest złośliwy, zły, jego złośliwość polega na tym, że jest tak wyjątkowy, aż wywołuje strach, to niesamowite..."[3].

Opus magnum chilijskiego pisarza Jose Donoso posiada trudną do spójnego ujęcia fabułę. "Plugawy ptak nocy" rozpoczyna się opisem uroczystości pogrzebowych jednej z pensjonariuszek Domu Ćwiczeń Duchowych "Zwiastowanie" w Chimbie - swoistego popadającego w ruinę domu starców, prowadzonego przez kilka wiekowych zakonnic. W domu tym funkcję sprzątacza czy też woźnego pełni Głuszek, udający głuchoniemego pisarz Humberto Peñaloza. W Domu przebywa prócz staruch kilka sierot, z których najstarsza Iris Mateluna zostaje uznana za będącą w dziewiczej ciąży, z której narodzić ma się Boy - cudowne dziecko, mające zaprowadzić staruchy do jakiegoś wyimaginowanego, acz bliżej niesprecyzowanego, raju. Tymczasem prawdziwym ojcem jest Głuszek, który wykorzystuje naiwność i prostą chuć Iris, stręcząc ją przygodnym mężczyznom, którym Iris ulega tylko dlatego, że nakładają na głowę papierowy łeb Olbrzyma. Głuszek pragnie zemścić się na arystokracie Hieronimie Azcoitii, którego był sekretarzem i w którego żonie Inez ongi się zakochał - a zemsta polegać ma na wmówieniu Hieronimowi, że to właśnie dziecko Iris jest upragnionym potomkiem, którego Inez dać nie potrafiła. Formą zemsty staje się Boy, który rodzi się dzieckiem-gargulcem, potwornie zdeformowanym. Dla niego właśnie Hieronim w dżungli buduje odcięte od świata miasto pełne podobnych Boyowi wybryków natury - karłów, dziwadeł cyrkowych, ludzi dotkniętych przeróżnymi wadami rozwojowymi, które skazywały ich na ukrywanie się przed społeczeństwem. Tu następuje jedno z zapętleń akcji - kierować całym tym przedsięwzięciem ma Humberto, a Boya urodziła mu Inez, z którą połączył się na skutek działań czarownicy Pety Ponce (z którą to "w zamian" stosunek odbył Hieronim, myśląc, że to jego żona). Humberto zaś napisać ma dzieje rodu Azcoitia i samego Boya, który ma nie znać słów "ojciec", "matka" i być wychowany całkowicie na bakier wszelkich norm i zwyczajów.

Pośród różnorodnych możliwych spojrzeń przy drugim odczytaniu (dzięki któremu dużo bardziej doceniłem "Plugawego ptaka nocy") przyszła mi na myśl interpretacja przez pryzmat działania rewolucji. I są to działania rewolucyjne, które prowadzą do porażki. W tej alegorii staruchy zbierające swoje bezużyteczne gałgany i hołdujące przebrzmiałym przesądom symbolizować mogą konserwatyzm. Rewolucja próbuje stać się nową arystokracją, podrzuca swojego bękarta, ale ten okazuje się być potworem. Tworzone jest spotworniałe społeczeństwo, które "nienormalne" warunki uznaje za właściwe. Terminy, założenia, normy są odrzucone, dokonuje się dialektyczne przesilenie znaczeń, aby zbudować nowego człowieka i nowe społeczeństwo. To tworzenie jednak staje się SPOtworzeniem, powstaje ułomne społeczeństwo pełne Homo Sovieticus, nieświadome świata zewnętrznego, pewne, że miejsce i warunki, w których egzystuje, są najlepsze z możliwych. A tymczasem:

"(...)okno nie jest oknem, to fotograficzne powiększenie okna, które powiesili na ścianie, aby dać wrażenie światła i przestrzeni (...) zdzieram pasy tego oszukańczego zdjęcia, obiecującego jakieś zewnątrz, którego nie było nigdy ani nigdzie"[4].

Donoso w sposób charakterystyczny wielokroć powtarza, skąd społeczeństwo rewolucyjne bierze swój obraz świata i jak go weryfikuje:

"Mówią, że mówią, że mówią, że: wszechwładne słowo w zniszczonych gębach starych bab, sylaby zawierające całą wszechwiedzę nędzarzy"[5].

Rewolucja chciała stworzyć od podstaw nowego człowieka, idea była ważniejsza niż ludzkie możliwości - co więcej, propaganda musiała zakryć to, że ludzie ani nie chcą, ani nie potrafią żyć w narzuconej, sztucznej utopii (jak pokazuje to dalsza historia Boya, Humberta i miasta potworów). To tylko jedna z możliwych interpretacji - i wierzę, że mogła ona przyświecać także samemu autorowi.

Donoso zresztą w usta karlicy Emperatriz wkłada krytycznoliterackie zdania, które mogą być formą autokreacji, samokrytyki czy własnej dekonspiracji:

"Odczuwał potrzebę wykrzywiania wszystkiego, rodzaj skłonności do zemsty i destrukcji, i to właśnie zmieniało i komplikowało jego początkowe zamysły, wciąż gubił się w wymyślonym przez siebie labiryncie, pełnym cieni i strachów, bardziej realnych od niego samego i jego bohaterów, zawsze ulotnych, płynnych, nigdy nie mających ludzkich cech; byli to aktorzy, przebierańcy, roztapiające się makijaże... tak, jego obsesje i nienawiści były dla niego ważniejsze niż rzeczywistość, której nie umiał zaakceptować..." [6]

I zaręczam, że nie jest trudno zagubić się w tym labiryncie zapętlonych zdarzeń, pełnym festonów pajęczego splątania strumieni świadomości Humberta-Głuszka, niepotrafiącego wydostać się ze ślepych odnóg budowania/odkrywania swej tożsamości, niczym demon imbunche - istota z zaszytymi wszystkimi otworami ciała, często na kartach powieści przywoływana. Demon ten jest jednym z licznych elementów realizmu magicznego, który w narrację wplata Donoso. Charakterystyczne lejtmotywy to: święta kobieca trójca starucha-matka-dziewica; prześladująca bohaterów i pojawiająca się w kluczowych momentach sparszywiała, żółta suka (która w jednej ze scen okazuje się być naczyniem nocnej metempsychozy czarownicy); gromadzone i pieczołowicie zapakowane śmieci jako fetysze, posiadające magiczną moc; ludowe zabobony, których moc objawia na samą myśl o nich, które działają silniej, niż "zwyczajne" prawa fizyki; oraz wiele innych.

Godna uwagi jest również specyficzna, kunsztowna i mącąca czytelnikowi w głowie zbiorowa narracja. (Zastanawia mnie, czy czasem Ewa Ostrowska nie wzorowała się w dużej mierze na niej, pisząc "Śniła się sowa" - narracja, potworność bohaterów, "ptasi" tytuł: wiele tu punktów wspólnych). Choć przez większość powieści zdaje się mówić Głuszek/Humberto, czasem pierwszej osoby liczby pojedynczej bądź mnogiej używają staruchy, potwory, klienci Iris, w samym zaś porażającym finale "Plugawego ptaka nocy" sam narrator przestaje istnieć lub ulega samounicestwieniu.

[1] Jose Donoso, "Plugawy ptak nocy", przeł. Zofia Chądzyńska, wyd. Muza SA, 1999, s. 233.
[2] Tamże, s. 250.
[3] Tamże, ss. 497-498.
[4] Tamże, s. 297.
[5] Tamże, s. 131.
[6] Tamże, s. 491.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1055
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: