Dodany: 13.01.2020 13:53|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Przypomnij mi, kim jestem
Thomas Matthew

1 osoba poleca ten tekst.

Nie wszystko mistrzowskie, co budzi emocje


Ponieważ w moich styczniowych lekturach nie było jeszcze żadnej powieści obyczajowej, wzięłam z półki pożyczkowej jeden z grubszych okazów tego gatunku. Recenzje były niemal bez wyjątku pozytywne, a ulubione przeze mnie wątki okołomedyczne (główna postać kobieca jest pielęgniarką, a potem w życie jej rodziny wkracza poważna choroba) stanowiły dodatkową zachętę.

Fabuła skupia się na dziejach jednej rodziny na przestrzeni kilkudziesięciu lat, obejmujących plus minus drugą połowę XX i pierwszą dekadę XXI wieku. Eileen Tumulty przychodzi na świat w rodzinie irlandzkich imigrantów. Oboje jej rodzice opuścili ojczyznę, przymuszeni realiami ekonomicznymi („ojciec miał jedenaścioro rodzeństwa, matka dwanaścioro”[1], „a na całej przeklętej wyspie brakowało pracy”[2]), ale z cokolwiek innymi oczekiwaniami. Mike to człowiek, którego „nigdy nie trzeba było gonić do roboty ani przypominać mu o robocie”[3], więc po prostu robi to, co umie, a skoro rodzina nie głoduje, ma dach nad głową i odzienie na grzbiecie, znaczy, że nie jest tak źle. Bridgie liczyła na coś więcej: „przyjechałam szukać Arkadii, a znalazłam kierat na Long Island (…). Marzyłam, żeby zamieszkać w willi takiej jak ta, którą sprzątałam”[4], więc teraz wyrzuca mężowi jego brak ambicji: „mógłbyś rządzić tym miastem. Ale tobie wystarczy rządzić podrzędnym barem. Gdybyś chociaż był jego właścicielem”[5] i pociesza się tanim alkoholem. Eileen współczuje matce, a widząc, do czego prowadzą nierealne marzenia, przyrzeka sobie „że dom musi jej wystarczyć”[6]; ojca zaś podziwia i marzy o ukochanym, „który byłby do niego podobny, ale nie chowałby się w pancerzu”[7], a do tego nosił nazwisko będące „ozdobnym wypełniaczem wskazującym na nieprzerwaną linię anglosaskich protestantów”[8], a nie stygmatem irlandzkości. Jej wybrankiem zostaje jednak Irlandczyk, także z rodziny robotniczej, tyle, że z obywatelstwem amerykańskim datującym się na czasy „jeszcze przed wojną secesyjną”[9]. Ed Leary jest naukowcem, a choć w tej profesji zarabia się mniej niż w biznesie, są jakieś możliwości kariery i związanej z nią poprawy zarobków. Jednak Ed odrzuca propozycję pracy w firmie farmaceutycznej, nie chcąc się tam czuć „jak pies na łańcuchu” [10], nie ma też zamiaru przejść na bardziej prestiżową uczelnię ani nawet kandydować na stanowisko dziekana we własnej, bo „nauczanie jest najważniejsze”[11]. A Eileen już zapomniała, że miał jej wystarczyć dom – więc zaczyna małżonkowi ciosać kołki na głowie, próbując wymusić chociaż przeprowadzkę do lepszej dzielnicy. I, jak jej matka, ma żal do męża, że mu wystarczy tak mało… A on, jak jej ojciec, chowa się w swoim pancerzu, stając się coraz bardziej niedostępny. Udaje jej się zrealizować jedno z pragnień dopiero, gdy syn jest nastolatkiem. Ale wtedy w życie rodziny wkrada się podstępny wróg, który stopniowo niszczy osobowość Eda, najpierw odbierając mu energię i zdolność koncentracji, potem ukochaną pracę, potem właściwie wszystko, za co Eileen go pokochała…

Tę najpierw dość zwyczajną, potem coraz bardziej dramatyczną historię ukazuje narrator zewnętrzny początkowo tylko z punktu widzenia Eileen, a w miarę dorastania Connella od czasu do czasu przejmuje i jego perspektywę. Dzieje rodziny są pretekstem do poruszenia kilku ważnych społecznie tematów (kompleksy ludzi wywodzących się ze środowisk imigranckich, ich problemy z tożsamością i sposoby radzenia sobie z nimi; zmiana w życiu rodziny, której członka dotknęła choroba Alzheimera; bezwzględność systemu i właściwie całego społeczeństwa wobec kogoś, kto z powodu choroby nie jest w stanie dopracować do emerytury – chociaż Eileen i Ed nie byliby w aż tak złej sytuacji, gdyby nie jej utracjuszowskie zapędy – albo komu z jakiegokolwiek powodu powodzi się gorzej - tak jak rodzinie Orlando, najpierw zmuszonej sprzedać dom swoim dotychczasowym lokatorom i zamienić się z nimi na role, a potem, po kolejnej zmianie właściciela, szukać nowego lokum w ekspresowym tempie - a i to nie wszystko, bo bardziej marginalnie pojawia się jeszcze kwestia postaw ludności pochodzenia europejskiego w stosunku do Afroamerykanów, Latynosów i Azjatów czy motyw nastolatka, zagubionego w swoich pragnieniach zaspokojenia sprzecznych oczekiwań rodziców i środowiska: Connell jeszcze dobre dziesięć lat później nie potrafi powiedzieć, kim właściwie jest i co chciałby robić w życiu).

Najbardziej poruszający jest niewątpliwie dramat Eda, przedstawiony bardziej szczegółowo i bez osłonek, niż w którejkolwiek znanej mi powieści poruszającej temat choroby Alzheimera; w doskonałym skądinąd „Motylu” Genovy Alice traci głównie pamięć, lecz zasadnicza część jej osobowości pozostaje niezmieniona, więc nadal jest przyjazna i pogodna, nie obrzuca ludzi obelgami ani oskarżeniami, nie urządza awantur, nie demoluje domu, zaś wszyscy jej bliscy nastawiają się na pomoc i zrozumienie nawet tego, czego nie da się zrozumieć – praktycznie nie widzimy tam więc takiej destrukcji życia rodzinnego, jak tutaj. Tu dominującym wrażeniem jest uczucie upokorzenia, zniechęcenia, pognębienia; odczuwa je i Ed – choć na początku nie chce, a potem już nie potrafi go zwerbalizować – i Eileen, i Connell; ci dwoje są ludźmi na tyle przyzwoitymi, że żadne z nich nie chce powiedzieć „mam tego dość” (a mają, i to jak!), więc ona ucieka w pracę, on najchętniej nie pokazywałby się w ogóle w domu, a kiedy jest zmuszony tam spędzić dłuższy czas, po prostu od czasu do czasu staje okoniem i znika, nie bacząc na to, że zostawia ojca bez opieki.

Doskonale również ukazana jest wzrastająca zachłanność i apodyktyczność Eileen; aż się nie chce wierzyć, że ta kobieta dla swoich podwładnych w pracy nie jest tak przykra, jak dla męża i syna – a niestety nie mamy okazji tego zweryfikować, dowiadujemy się tylko w pobieżnych streszczeniach, że na przykład „była dumna z tego, że wspiera czarnoskóre pielęgniarki, które bez żadnego powodu znalazły się na celowniku przełożonych[12]; „była ostra wobec Adelaide (…) ale tylko dlatego, że zauważyła jej potencjał i nie chciała dopuścić, by dziewczyna go zmarnowała, zwłaszcza że szefowie działu kadr mogli się okazać wobec Adelaide bardziej wymagający ze względu na jej czarny kolor skóry”[13].

No, właśnie: głównym mankamentem powieści są pobieżne streszczenia z zatratą hierarchii ważności zdarzeń i postaci (w jednym miejscu przebieg kilku miesięcy opowiedziany w kilku zdaniach, w innym jedna scena – niemająca właściwie przełożenia na przyszłość ani niewynikająca z przeszłości, jak na przykład epizody z poszczególnymi dziewczynami Connella – rozbudowana na jedną czy dwie strony, wzbogacona nieistotnymi detalami) i z łopatologicznymi objaśnieniami motywacji („Ojcu chodziło o coś więcej niż baseball, o coś więcej niż uwiecznienie w Hall of Fame. Chodziło mu o to, żeby Connell uwierzył w swoje pragnienia; chodziło mu o to, żeby Connell uwierzył w siebie”[14]), plaga wielu współczesnych autorów, którzy w określonej objętości chcieliby zmieścić zbyt wiele; celują w tym literaci drugorzędni typu Steel czy Roberts, ale także i młode gwiazdy literatury amerykańskiej typu Franzena, którego „Korekty” najbardziej chyba mi ta powieść przypominała, czy może raczej kompilację „Korekt” i, powiedzmy, „Jak grom z nieba” Steel, ubarwioną paroma scenami, do których inspiracją mogła być twórczość Rotha (najbardziej spektakularna jest ta, gdy Connell musi się zmierzyć z utratą przez ojca kontroli nad wydalaniem – niemal identyczna i przedstawiona z równie turpistycznym naturalizmem, jak w „Dziedzictwie”, różniąc się od niej głównie większą częstotliwością użycia słowa „gówno”). Nie jest to utwór zły czy niewart przeczytania – choćby z racji wspomnianego już bogactwa poruszanych zagadnień i ładunku emocjonalnego – ale do anonsowanego na okładce mistrzostwa sporo mu brakuje.

[1] Matthew Thomas, „Przypomnij mi, kim jestem”, przeł. Anna Zeller, wyd. Wielka Litera, 2016, s. 18.
[2] Tamże, s. 38.
[3] Tamże, s. 38.
[4] Tamże, s. 29.
[5] Tamże, s. 20.
[6] Tamże, s. 53.
[7] Tamże, s. 40.
[8] Tamże, s. 56.
[9] Tamże, s. 62.
[10] Tamże, s. 84.
[11] Tamże, s. 99.
[12] Tamże, s. 141.
[13] Tamże, s. 415.
[14] Tamże, s. 296.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 483
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: