Dodany: 06.04.2005 10:29|Autor: groch
Dzieci zasługują na szczerość
Kiedy Astrid Lindgren wydała "Braci Lwie Serce", posypały się głosy protestu ze strony dorosłych. Pisano między innymi, że to książka namawiająca do samobójstwa. Racjonalny dorosły całkiem mylnie zinterpretował zdarzenie, w którym bohater rzuca się z własnej woli w przepaść po to, by zabić siebie i brata. A jednak każde dziecko wiedziało, że nie jest to tego rodzaju książka.
Krótko po wybuchu elektrowni jądrowej w Czarnobylu zachorowała na raka jedna z moich koleżanek. Nie chodziła oczywiście do szkoły i zdaje się nikt jej nie odwiedzał. Wszystkim oczywiście było jej żal, ale nikt nie miał odwagi z nią rozmawiać. Bo nikt nie wiedział, o czym. Wszystkim było wiadomo, że terapie, które przechodziła, nie dają efektu i prędzej czy później umrze. Pewnego dnia ją odwiedziłam. Rozmowa nie kleiła się. Co chwilę zapadała cisza. W pewnym momencie zapytała mnie, czy wiem, że niedługo jej już nie będzie. Bałam się takiego właśnie pytania. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W końcu zaczęłam zapewniać ją, że przecież niemożliwe, żeby umarła. Popatrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby spodziewała się takiej odpowiedzi. Był też w jej oczach jakiś żal i może pogarda dla mnie, dla świata, że nikt nie chce jej powiedzieć prawdy. A ona przecież wiedziała, wiedzieli wszyscy, tylko nie potrafili powiedzieć tego prosto w oczy.
Książka Astrid Lindgren wydobyła to wspomnienie z mojej pamięci. Chyba żałuję, że nie miałam tej odwagi, którą znalazł Jonatan, kiedy zapytany przez ukochanego brata, zwanego Sucharkiem, odpowiedział, że wie o jego rychłej śmierci. Bo każdy boi się śmierci, a szczególnie dziecko, które nie ma o niej żadnego prawie wyobrażenia. Sucharek na początku nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie umiera. Nikt mu o tym nie powiedział. Dopiero gdy podsłuchał rozmowę matki dotarła do niego ta prawda. Przerażony płacze i tak mówi do Jonatana:
„— Przecież to okropne. Jak tak może być, żeby niektórzy ludzie musieli umierać nie mając nawet dziesięciu lat?”
Mówi też, że to okropne leżeć pod ziemią i nie żyć (typowe wyobrażenie dziecięce). A mądry, kochający brat mówi mu prawdę. Ale mówi też, że leżeć pod ziemią to tak, jakby tylko skorupa leżała, bo on odfrunie całkiem gdzie indziej. Do Nangijali.
Myślę, że to wspaniałe, iż autorka nie nazwała tej krainy na przykład Rajem czy też Czyśćcem, choć takie skojarzenia wielu ludziom już się nasuwały. I chyba wcale nie o to chodziło, by pokazać, co jest po śmierci. Bo jest to książka przede wszystkim o odwadze, odpowiedzialności za drugą osobę, o tak wielkiej miłości, za którą można poświęcić własne życie. Jest to też książka o niemocy wyrażania bólu, o zwykłej, ludzkiej niemocy mówienia o śmierci bliskich, o cierpieniu i o ogromnej samotności.
Sucharek opowiada czytelnikom o śmierci Jonatana wycinkami z gazet, nie potrafi bowiem ubrać owego wydarzenia we własne słowa. Tak, Jonatan umiera pierwszy, ratując brata z płonącego domu. Ale ma się wrażenie, że to jest dobre. Dlaczego? Sucharek bardzo boi się samotności, wydaje się, że oprócz brata nie ma tak bliskiej osoby. Podziwia go, przy nim czuje się „ważniejszy”, poza tym Jonatan jest dla niego drogowskazem i wierzy mu niemal bezgranicznie. Dlatego pewnego dnia Sucharek stanął przed furtką z napisem Bracia Lwie Serce w Nangijali. W końcu był zdrowy i mógł robić to wszystko, o czym zawsze marzył będąc na ziemi. I był z nim Jonatan.
Ale Nangijala nie okazuje się sielską krainą. Strach każdego dziecka musi zostać upostaciowiony, tutaj jest to okrutny Tengil z Karmaniaki i Katla — smoczyca na jego usługach. Sucharek zmaga się z własnym strachem i w gruncie rzeczy postępuje bardzo odważnie. Ale wciąż czuje się mniejszy i słabszy od Jonatana. Decyzja o skoku w przepaść ze sparaliżowanym Jonatanem jest pokonaniem strachu, jest wzięciem odpowiedzialności za brata, jest w końcu spłaceniem długu wobec niego. Jonatan kiedyś powiedział do Sucharka:
„— Są rzeczy, które się musi zrobić, bo inaczej nie jest się człowiekiem, tylko nędznym śmieciem”.
Sucharek nie chce być śmieciem. Nikt nie chce. I właściwie ten skok nie jest skokiem samobójczym ani nakłanianiem do niego, gdyż po Nangijali jest Nangilima, gdzie znalazł się już przybrany dziadek Mateusz i gdzie oni w końcu też by się znaleźli. Dopiero Nangilima jest krainą, gdzie panuje jeszcze „czas ognisk i bajek” w której chyba wszyscy mogą żyć naprawdę — czując miłość i bezpieczeństwo.
Myślę, że nie jest to tylko cudowna książka dla dzieci, od której nie można się oderwać. To również książka dla nas, dorosłych, która może nam powiedzieć, jak rozmawiać o bolesnych tematach z dziećmi. Dzieci mają prawo wiedzieć, że śmierć istnieje, i tak samo jak dorośli zasługują i potrzebują przede wszystkim szczerości.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.