Dodany: 26.09.2020 15:07|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Dobre na początek


Oglądałam kiedyś parę programów prowadzonych przez duet brytyjskich stylistek, Trinny Woodall i Susannah Constantine, ale kiedy w polskich księgarniach pojawiła się pierwsza ich książka, uznałam, że do tej pory zdążyłam się już na tyle podkształcić w temacie, by znać podstawowe zasady korygowania sylwetki ubiorem (co nie znaczy, że się do nich zawsze stosuję; „wyrzuć ciuchy, w których nie wyglądasz dobrze, nawet jeśli uważasz je za swoich starych przyjaciół”[2] – i co, żeby sprawiać wrażenie, że mam dłuższe nogi, mam się pozbyć ulubionych wąskich dżinsów, a nosić niemodne i niewygodne dzwony? Akurat!), szkoda mi więc było wykładać niebagatelną jak na owe czasy sumę na krótki poradnik, przedstawiający generalnie to, co już wiem. Po latach skorzystałam z okazji wypożyczenia „Jak się nie ubierać”, już z czystej ciekawości. I co znalazłam?

Każda zasada zilustrowana jest wymownymi zdjęciami poglądowymi, przedstawiającymi którąś z autorek w ubiorach o fasonie najlepszym oraz najgorszym dla danego wariantu budowy: dużego lub małego biustu, krótkiej lub długiej szyi itd. Wyjaśnienia, dlaczego w danym przypadku jeden fason jest korzystniejszy od innego, są lapidarne, ale generalnie przekonujące. Minusy samych stylizacji są dwa. Pierwszy, że zwłaszcza jedna z pań, ubrana w te gorsze wersje, robi minę tak nasępioną i odstręczającą, że już przez samo to wygląda gorzej, zaś założywszy te lepsze, uśmiecha się promiennie, co skupia uwagę na radosnej twarzy, a nie na sylwetce. Drugi, że prezentowane modele odzieży w ciągu tych kilkunastu lat w większości wyszły z mody, więc gdyby trafiło na czytelniczkę z nieco mniejszą wyobraźnią, która zechce porady potraktować dosłownie, zamiast zastosować samą zasadę do tego, co dziś znajdzie w sklepach, to istnieje ryzyko, że ubrawszy się według nich będzie wyglądała jak dziwadło (co prawda autorki przekonują, że „póki trzymasz się zasad, możesz zapomnieć o modzie”[2], ale… no, naprawdę, choć nie jestem z tych, co niewolniczo trzymają się mody, to jakkolwiek korzystnie wyglądałabym w płaszczu ze strony 25, albo w żakieciku i spódnicy ze strony 68, dzisiaj nie wyszłabym w czymś takim na ulicę, nawet za dopłatą…).

A propos sklepów: po każdym rozdziale autorki zamieściły listę polecanych sklepów, tańszych i droższych, która (chyba przez redaktorkę wydania polskiego) została zmodyfikowana stosownie do naszych warunków. Tylko, że ta modyfikacja i tak jest psu na budę, bo część sklepów w krótkim czasie od wydania książki przestała istnieć (na przykład łódzka Telimena przestawiła się na szycie uniformów służbowych), a o części można powiedzieć wszystko, prócz tego, że są „tańsze” (Odzieżowe Pole oferuje np. lniane szorty za drobne 390 zł, takież sukienki powyżej 500; Caterina – letnie bluzeczki bez rękawów od 190 do ponad 300 zł, żakiety od niespełna 400 do ponad 1000). To znaczy, może są tańsze od firmowych butików znanych projektantów, u których pewnie za szorty można zapłacić parę tysięcy, ale umówmy się: jeśli kogoś stać na kupowanie w tych ostatnich, to ten ktoś zapewne korzysta z usług osobistego stylisty i nie dla niego taki elementarz. Tak więc przydatność praktyczna porad może być w pewnym stopniu ograniczona. Ale, jeśli ktoś zupełnie nie jest wprowadzony w temat, na początek może stąd zaczerpnąć parę pożytecznych informacji.

[1] Trinny Woodall, Susannah Constantine, „Jak się nie ubierać”, przeł. Ilona Morżoł, wyd. Świat Książki, 2007, s. 39.
[2] Tamże, s.11.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 332
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: