Dodany: 20.03.2021 21:06|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Damy Władysława Jagiełły
Janicki Kamil

2 osoby polecają ten tekst.

Cztery, lecz tylko jedna kochana


Miłośnicy historii znają Kamila Janickiego jako autora całej serii książek popularnonaukowych, ukazujących ojczyste dzieje z pewnej szczególnej perspektywy, mianowicie pod kątem udziału w nich kobiet. Wbrew obiegowym teoriom, które przez lata powtarzały całe społeczeństwa – że niewiasty zasiadające na książęcych czy królewskich tronach winny były jedynie w milczeniu i z uśmiechem dotrzymywać towarzystwa swym utytułowanym małżonkom, przysparzać im potomstwa, które przejmie dynastyczną schedę, ewentualnie oddawać się dobroczynności i modłom, by w przyszłości zarobić na miano świętej lub chociaż błogosławionej – płeć żeńska wcale nie musiała się wiązać z taką biernością. Mamy już na to dość sporo przykładów, bo coraz to nowi historycy odkłamują rolę kobiet w dziejach poszczególnych krajów; u nas Janicki jest pierwszym, który podjął systematyczne dzieło zapoznawania czytelników z postaciami księżnych, królowych, pierwszych dam, a także działaczek niepodległościowych, poczynając od czasów powstania dynastii piastowskiej („Żelazne damy”) aż po lata międzywojenne („Pierwsze damy II RP”).

Najnowsza jego książka, „Damy Władysława Jagiełły”, wypełnia część luki czasowej między „Damami polskiego imperium” a „Damami złotego wieku”. A ponieważ u boku wspomnianego władcy zasiadały kolejno cztery małżonki, materiału jest aż nadto na sążnistą opowieść. Trochę mniej – co nie znaczy, że mało – miejsca poświęca autor tym dwóm bardziej znanym: pierwszej, Jadwidze Andegaweńskiej (wspominanej w wielu poczytnych dziełach literackich, chociażby w „Krzyżakach” Sienkiewicza, a bardzo obszernie przedstawionej w dziewiętnastowiecznym monumentalnym dziele Szajnochy „Jadwiga i Jagiełło”), której przedmałżeńskie koleje losu naświetlił we wspomnianych „Damach polskiego imperium” i ostatniej, Sonce Holszańskiej (spopularyzowanej też za sprawą „Królewskich snów” Hena), do której za chwilę wrócimy. Natomiast drugiej i trzeciej tyle, że chyba jeszcze w naszej literaturze historycznej – przynajmniej tej przeznaczonej dla szerokiego ogółu - nie mamy podobnie szczegółowych ich biografii.

Najmniej przeciętny Polak wie o Annie Cylejskiej (jeśli w ogóle pamięta, jak się nazywała ta następczyni świątobliwej Jadwigi). W podręcznikach historii wspominano, że istniała – chyba nadmieniono przy tym, że była wnuczką Kazimierza Wielkiego, może sprecyzowano, że pochodziła ze związku jednej z młodszych córek tego monarchy oraz niemieckiego hrabiego – i tyle. Jasienica w „Polsce Jagiellonów” zauważa jeszcze, że małżeństwo opóźniono, bo przyszła królowa nie umiała ani słowa po polsku (podobnie zresztą, jak jej poprzedniczka, gdy ją sprowadzano do Polski z Węgier). Ale czy to był jedyny powód, dla którego król nie spieszył się do ożenku? Czy uważał, że podsunięta mu przez doradców hrabianka, przybyła ze słoweńskiego zamku Celje, którego nazwę po łacinie zapisywano „Cilia” (stąd „Cylejska”), nie jest wystarczająco reprezentacyjna? A może miał w sercu inną kobietę? A skoro mu na Annie nie zależało, czemu w takim razie niebawem spotkały ją oskarżenia o niewierność?
Jeszcze bardziej zagadkowo przedstawia się sprawa trzeciego małżeństwa Jagiełły: zawartego wbrew intencjom kogokolwiek z jego otoczenia, z kobietą zupełnie nieutytułowaną (choć bardzo majętną – ale przecież nie o majątek król zabiegał!), wedle opinii nieżyczliwych „zwiędłą ze starości”[1] (miała wtedy czterdzieści parę lat, o jakieś dwadzieścia mniej niż on), w dodatku wdową po trzech mężach – Elżbietą z Pileckich Granowską. Nikt dotąd nie próbował dociec, czemu królowi przyszła do głowy ta „wielka głupota”[2]. Janicki jako pierwszy odtwarza koleje losu tak znienawidzonej przez dworzan i możnowładców kobiety i zupełnie otwarcie oznajmia w tytule poświęconego jej rozdziału: „Tylko ją kochał Jagiełło”[3].

Historię Sonki Holszańskiej, litewskiej księżniczki, która poślubiając polskiego króla musiała zmienić wyznanie i przyjąć polską wersję swego imienia – stąd pierwszy polski przekład Pisma Świętego, powstały z jej inspiracji, nosi potoczną nazwę „Biblia Królowej Zofii” – większość z nas zna z telewizyjnej wersji „Królewskich snów”. Również i ona, tak jak Anna – choć urodziła starszemu o niemal pół wieku Władysławowi trzech synów, a może właśnie dlatego? – została posądzona o niewierność. Również i ona, tak jak Elżbieta – choć przecież młoda i wysokiego rodu – nie była szczególnie lubiana. I tak, jak każda z poprzednich żon Jagiełły, najwyraźniej nie chciała pozostawać bierną, jeśli chodzi o politykę monarchii, zwłaszcza, gdy w grę wchodziło dobro jej własnych dzieci. Liczyłam na to, że poznam jej biografię równie dokładnie, jak trzech jej poprzedniczek. Tymczasem spotkało mnie porządne zaskoczenie i zawód: opowieść kończy się na narodzinach pierworodnego Władysława (późniejszego Warneńczyka). Ostatnie jej zdanie brzmi: „Gdy tylko niemowlę wydało z płuc pierwszy krzyk, zaczęła się nowa walka o władzę. Taka, w której absolutnie wszystkie chwyty były dozwolone”[4]. Odruchowo pomyślałam, że trafił mi się wybrakowany egzemplarz, z którego przypadkiem „wypadła” część ostatniego rozdziału; sprawdziłam, nie – wszystko się zgadza, przypisy, liczba stron, a zatem dlaczego? Jedyne możliwe wyjaśnienie wydaje mi się takie, że dalszą część historii Zofii postanowił autor opowiedzieć w innej książce – bo przecież chyba ani nie zapomniał kilkudziesięciu stron dopisać, ani nie uznał, że to, co było dalej, wszyscy wiedzą? – szkoda jedynie, że nie ma o tym wzmianki w posłowiu. Ten drobny niedosyt i dyskomfort to jedyny mankament, jaki widzę w tej publikacji, pod każdym innym względem dopracowanej.

Może jeszcze żal trochę, że "Damy Władysława Jagiełły" nie ukazały się w tej samej serii, co wszystkie wcześniejsze „Damy…” – bo choć nie suknia zdobi człowieka i nie okładka książkę, to miło, gdy dzieła jednego pisarza ma się na półce w jednolitej oprawie graficznej – ale najważniejsze, że można było ją przeczytać, bo warto. Tym bardziej – za co dodatkowy plus dla autora – że nie rości on sobie pretensji do posiadania monopolu na wyłączną prawdę historyczną, otwarcie przyznając, że pewne elementy opowieści można traktować tylko jako „interpretację (…) najbliższą faktom, ale na pewno nie jedyną możliwą”[5] i zapraszając czytelników do dialogu, gdyby dostrzegli w tekście jakieś „braki i przekłamania”[6].

[1] Kamil Janicki, „Damy Władysława Jagiełły”, wyd. Wydawnictwo Literackie, 2021, s. 237,
[2] Tamże, s. 255.
[3] Tamże, s. 225.
[4] Tamże, s. 397.
[5] Tamże, s. 435.
[6] Tamże, s. 436.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 515
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: