Dodany: 04.10.2021 18:52|Autor: Asienkas

Średniowieczne modus operandi


W księgarniach pojawia się powieść historyczna i szybko zyskuje miano bestsellera. Jej akcja osadzona jest w średniowieczu i... nagle Vitorią wstrząsa seria zabójstw opartym na średniowiecznym modus operandi. Przypadek? Nie sądzę. Czy popularna książka zainspirowała jakiegoś niebezpiecznego typa, a może ktoś specjalnie napisał ją, żeby wprowadzić popłoch? Znany z poprzednich części „Trylogii Białego Miasta” Unai vel Kraken próbuje rozwiązać tę zagadkę.

Eva García Sáenz de Urturi przyzwyczaiła czytelnika, że w tej konkretnej trylogii geneza problemu leży w przeszłości. We „Władcach czasu” musimy cofnąć się bardzo daleko, bo aż do XII wieku. Równolegle śledzimy wydarzenia, które wstrząsają współczesną Vitorią, jak i historię hrabiego Diago Veli, w której zobaczymy dawne oblicze tego miasta. Zamysł jest taki, aby przedstawić odbicie tamtych wydarzeń i postaci teraz, np. opisując jakieś morderstwo, autorka „realizuje” je w dawnej i obecnej Vitorii. Ma to pokazać powiązania, znajomość czy też inspirację zabójcy książką bądź historią rodu Vela. Zabieg taki wymagał od autorki dobrego zaplanowania fabuły i wybornie jej to wyszło, chociaż znając finał książki, długo zastanawiałam się, czy klucz do rozwiązania zagadki leży w aż tak odległej przeszłości.

Dla Krakena, jako profilera, ta sprawa okazuje się ciekawym wyzwaniem. Trafia na podejrzanego, który ma specyficzny problem. Zdaniem inspektora Unai jest ocena, kiedy gra, a kiedy mówi prawdę. Na tym nie koniec, ponieważ ową prawdę należy również zinterpretować, aby uczciwie ocenić fakty.

Nie chcę wam pisać, na czym dokładnie polega „zagwozdka” z podejrzanym. Odkrycie tego może być dość szokujące. Zdradzę natomiast, że wprowadzenie tak skomplikowanej osobowości dodaje książce rumieńców. Czytelnikowi trudno ją ocenić, waha się pomiędzy "winny" a "niewinny" i czyta, czyta, czyta, aby zweryfikować swoje podejrzenia.

Co do samego procesu dedukcji przedstawionego we „Władcach czasu”, mógłby być nieco szczegółowiej opisany. Być może mi po drodze umknął jakiś szczegół, ale miałam wrażenia, że finał wyskakuje niczym przysłowiowy Filip z konopi. Wszystko jest wyjaśnione i ma sens, ale jakoś tak za szybko.

Ostatnia część „Trylogii Białego Miasta” długo czekała na swoją kolej. Miałam aż rok przerwy od postaci wymyślonych przez hiszpańską pisarkę. Chyba wyszło jej to na dobre, bo pomimo kilku uwag, uznaję, że to bardzo dobra książka, którą przeczytałam z przyjemnością. Dziarsko stanęłam u boku vitorskich śledczych, żeby rozwikłać tę niebezpieczną zagadkę.

[Recenzja była publikowana na blogu oraz innych portalach czytelniczych]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 153
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: