Dodany: 14.10.2021 19:47|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Refleksje niderlandofila


Holandia: wiatraki, jasne, że wiatraki! I tulipany. I rowery. I kobiety w sztywnych białych czepeczkach i sabotach. Ser gouda, ser edamski, i jeszcze holenderskie śledzie. Legalna marihuana. I oczywiście Bosch, Brueglowie, van Eyckowie, Rembrandt, a nade wszystko genialny i szalony Vincent van Gogh. Mniej więcej tyle skojarzeń automatycznie przychodzi czytelnikowi do głowy, gdy pomyśli o tym kraju. Oczywiście, komuś się może jeszcze przypomnieć dziennik Anny Frank, dokonania filozofa Barucha Spinozy albo odkrywcy witaminy B1, Christiaana Eijkmana, komuś innemu staną przed oczyma kadry z wzruszającego melodramatu „Gwiazd naszych wina”, w których młodzi bohaterowie spacerują po Amsterdamie, jednak tak czy owak prawda jest taka, że raczej Holandii nie znamy, jeśli nie mamy wśród bliskich krewnych czy znajomych żadnego jej obywatela ani sami tam przynajmniej przez parę lat nie pomieszkaliśmy.

Do tych, którzy nie tylko pomieszkali, ale też pokochali ten kraj i jego kulturę miłością głęboką i bezwarunkową, należy Piotr Oczko, tłumacz, kulturoznawca i historyk sztuki, wykładowca Centrum Studiów Humanistycznych UJ. O Holandii pisze od lat, między innymi dla miesięcznika „Znak”, w którym publikowane były pierwsze wersje 18 spośród 21 zebranych w książce tekstów, na potrzeby tego wydania rozbudowanych i zmienionych. Gdy się czytelnik zorientuje, że mowa w nich głównie – choć nie tylko – o sztuce, a spośród wszystkich gałęzi sztuki zwłaszcza o malarstwie, może sobie zadać pytanie, czy czytać warto, bo przecież trudno sobie wyobrazić bardziej kunsztowną i erudycyjną publikację na ten temat, niż „Martwa natura z wędzidłem” Herberta.

Otóż warto, choćby dlatego, że każdy z tych dwóch autorów prezentuje „osobistą wizję świata i kultury”[1], penetruje nieco inne obszary tej kultury i na jej tle przedstawia inne własne przemyślenia. A co do kunsztu i erudycji – może zamiast „bardziej” wystarczy „przynajmniej tak samo”? Herbert był może nawet na gorszej wyjściowo pozycji, nie mając do wglądu takich źródeł, jakie ma naukowiec, tak więc zdecydowanie nie musimy się obawiać odczucia déjà vu: to nie jest jeszcze raz to samo, to są inne elementy tego samego środowiska, przepuszczone przez filtr innej osobowości, z innym bagażem doświadczeń.

O czym prócz obrazów – niekoniecznie zresztą tych najbardziej znanych mistrzów – pisze Oczko? O kierunku architektonicznym zwanym Szkołą Amsterdamską (rozdział „Szkoła i dom”). O wiatrakach jako motywie zdobniczym biało-niebieskiej ceramiki: „tak dekorowano również zegary, lampy, młynki do kawy, naczynia stołowe, talerze do zawieszania na ścianach (…), naczynia do umywalni, uchwyty na zapałki, wiadra, skrzynki na szczapy, dzieże do ciasta (…), rączki do żelazek (…), a także naczynia dla lalek”[2] („Pod skrzydłami wiatraków”) i o utrzymanych w tejże kolorystyce flizach, zdobiących w Holandii „piwnice i klatki schodowe dla służby”, a „w reszcie Europy (…) zamki, pałace i zamożne mieszczańskie kamienice”[3] („Ojciec i syn”). O domkach dla lalek, wyposażonych tak, że o jakim tylko domowym przedmiocie byśmy pomyśleli („Gliniana fajeczka? Mosiężny obcinacz do knotów? Kałamarz? Poduszka do igieł? Pułapka na myszy? Fajansowy nocnik?”[4]), najpewniej znalazłby się we wnętrzu takiej kunsztownej konstrukcji („na zewnątrz dąb inkrustowany cyną i szylkretem, w środku różane i cynowe drewno, rozmaite metale, szkło, porcelana, fajans, atłas, jedwab, kamień, papier, pergamin i przędza”[5], jaką sprawiała sobie dla własnej kolekcjonerskiej przyjemności – a nie dla córki, której czasem nawet nie miała – niejedna zamożna holenderska mieszczka („Podwójne życie Petronelli”). O tulipanach, których popularność nie była według historyków aż tak szalona, a ceny cebulek aż tak astronomiczne, jak się powszechnie sądzi, i w dodatku nawet nie trzymano ich w naczyniach, które w oczach dzisiejszych ludzi wyglądają jak „aparat do dojenia krów, holenderska nargila, nocniczek dla wielodzietnej rodziny”[6], bo te „służyły kiedyś do wodnej uprawy hiacyntów”[7] („Tajemnica błękitnych potworów”). O sprzątaniu, obejmującym nawet „szorowanie mydlinami chodników przed domem kilka razy dziennie”[8] („Czy umyliście już okna dla Jezusa?”) i powszechnym czytaniu Pisma Świętego („W kraju Biblii”). O paleniu tytoniu („Gliniana fajka”) i obyczajach kulinarnych („Kawa, kiełbasa, cynamon i śledź”). O tym, skąd się wziął asystent Świętego Mikołaja – jedynego katolickiego świętego, któremu „nie dały rady ani dekrety władz miejskich, ani gromy rzucane przez kalwińskich kaznodziejów”[9] – („Smutne dzieje Czarnego Piotrusia”) i kto określał Amsterdam tytułowym mianem Mokum („Pocztówka z Mokum”). O ambitnych niewiastach („Żelazny upór pewnej burmistrzanki”), młodzieńcach-hulakach („Ach, ta dawna holenderska młodzież!”), o wielowyznaniowości i bezwyznaniowości („Daleko od Rzymu”) i podejściu do osób LGBT („Arondeus i inni”).

Każdy z tych tekstów, łączących w sobie w różnych proporcjach cechy erudycyjnego wykładu, osobistego eseju i reportażu, pisany jest kapitalnym językiem: jednocześnie na tyle prostym, by nie wymagało to od czytelnika obeznania z wysoce specjalistycznym słownictwem (najtrudniejsze chyba z używanych przez autora terminów fachowych znajdują się w rozdziale o architekturze, ale jeśli nawet nie wiemy, co to pinakle i szprosy, łatwo znajdziemy w dostępnych źródłach równie proste objaśnienia), i na tyle kunsztownym, że każde czytane zdanie można smakować wielokrotnie. Całości dopełniają dziesiątki fotografii i reprodukcji, dzięki którym opisywane dzieła i miejsca możemy ujrzeć nie tylko w wyobraźni. I choć wyłapałam w tekście parę irytujących literówek typu: „wyszedłem z kina lewo żywy”[10], „grobu Saski”[11] (do czego mam wyjątkowe oko, nie tracąc czujności nawet przy najciekawszych wątkach i najpiękniej składanych frazach), muszę przyznać, że nieczęsto zdarza się lektura sprawiająca mi tak ogromną przyjemność i równocześnie sporo dorzucająca do upchanych w szarych komórkach zasobów wiedzy. Aż mi szkoda, że autor nie darzy równym uczuciem jeszcze paru innych krajów, o których kulturze chciałabym się więcej dowiedzieć…

[1] Piotr Oczko, „Pocztówka z Mokum: 21 opowieści o Holandii”, wyd. Znak, 2021, s. 39.
[2] Tamże, s. 72-74.
[3] Tamże, s. 125.
[4] Tamże, s. 93.
[5] Tamże, s. 93-94.
[6] Tamże, s. 107.
[7] Tamże, s. 121.
[8] Tamże, s. 138.
[9] Tamże, s. 151.
[10] Tamże, s. 135.
[11] Tamże, s. 213.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 467
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: