Dodany: 27.11.2021 22:47|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

6 osób poleca ten tekst.

Zamiast lekturowego wehikułu czasu - lekturowa kuracja odmładzająca


Niektórzy czytelnicy w ogóle nie znają literatury młodzieżowej, bo, na przykład, przeskoczyli bezpośrednio od dziecięcych „przygodówek” do światowej klasyki czy trudnych, ambitnych powieści dla dorosłych, albo odkryli radość czytania dopiero w wieku, w którym nie jest się już adresatem historii o pierwszych miłościach, pierwszych poważnych wzlotach i upadkach. Ci, którzy po nią sięgają, zwykle robią to w dwóch albo trzech fazach: kiedy sami są nastolatkami, kiedy mają nastoletnie dzieci i/lub pracują z takowymi (więc potrzebują je lepiej zrozumieć), i w końcu, kiedy mają zapotrzebowanie na przywołanie wspomnień własnej młodości.
Do tego ostatniego celu najlepiej nadają się, rzecz jasna, powieści z akcją osadzoną w czasach, gdy czytelnik był w stosownym wieku. Zrozumiałe więc, że sięgam raczej po Siesicką, Minkowskiego, Domagalika, niż po autorów, których bohaterowie są ode mnie młodsi o dwie albo i cztery dekady.

Toteż do nowości, jaką jest Niebieska łódka (Leśniowska Lucyna) – choć ją pozytywnie oceniły trzy osoby o pokrewnych gustach, ale mające plus minus tyle lat, ile mieliby bohaterowie dziś, gdyby byli prawdziwi – podchodziłam z pewną rezerwą. Nie dlatego, żebym nie wierzyła, że debiutant może pisać dobrą literaturę – bo wierzę – tylko dlatego, że po prostu się obawiałam zbyt dużej przepaści mentalnej między mną a powieściowymi postaciami i rzeczywistością, w której się obracają. No i cóż mi przyjdzie z tego, że autorce wszystko wyszło, jak planowała, skoro opowiedziana przez nią historia do mnie nie trafi?

Ale jakoś odruchowo z piramidki nowych książek wyciągnęłam właśnie tę. I przeniosłam się na Wybrzeże, w lata młodości… no, nie mojej, zdecydowanie nie: akcję można datować na nie wcześniej, niż rok szkolny 2004/2005 (Julia i Adam idą do kina na „Efekt motyla”, który miał polską premierę w 2004) i nie później, niż 2005/2006 (Wiktoria miała 11 lat, gdy była na premierze „Titanica”, mającej miejsce w roku 1998, a skoro teraz zaczęła klasę maturalną, prawie na pewno ma lat 18 – chyba, że poszła do szkoły rok wcześniej).
A co się wtedy wydarzyło, opowiada czytelnikom na przemian para głównych bohaterów: Julia i Zygi (to zdrobnienie od Zygmunta, imienia w tej generacji tak rzadkiego, że wśród rówieśników albo budzi niedowierzanie, albo, co gorsza, staje się powodem do kpin). Są w tym samym wieku, oboje jedynacy, oboje utalentowani artystycznie (ona maluje, on gra na gitarze i śpiewa), oboje pełni kompleksów i zahamowań, wynikających pośrednio lub bezpośrednio z sytuacji rodzinnej (ojciec Julii jest alkoholikiem skłonnym do przemocy; Zygi, wychowywany przez bezdzietne wujostwo, nie zna ojca, a matkę widuje dwa razy do roku przez parę dni, zapamiętując z tych spotkań głównie jej chaotyczny sposób bycia i nadużywanie alkoholu; nie dość tego, po jednym z partnerów matki została mu paskudna pamiątka, z powodu której jest jeszcze mniej pewny siebie). Poznali się jako małe dzieci, razem chodzili do podstawówki, potem ich drogi się rozeszły (z jakiego powodu, wyjaśni się później), a teraz spotykają się znów w tej samej licealnej klasie. Od razu zbliżają się do siebie, rozumieją się prawie bez słów i pewni są, że ich przyjaźni teraz już nic nie zaszkodzi. Tylko czy możliwa jest (zwłaszcza w tym wieku) „przyjaźń między laską a facetem”? Czy nie jest tak, że „albo zostają parą, albo wszystko się rozp…..la”[107]? Tak twierdzi Adam, dawny prześladowca Zygiego, który niespodziewanie wkracza z impetem w życie ich obojga, już nie jako wróg, co jednak nie znaczy, że nie będzie z tego powodu żadnych komplikacji… A fakt, że dla symetrii dołączy do nich Wiktoria, córka pracodawców matki Julii, dziewczyna wysportowana i pełna pomysłów, tylko pozornie rozładuje napięcie…

Narracja nie jest do końca linearna, bo oprócz relacjonowania wydarzeń rozpoczynających się w owym pamiętnym wrześniu, a kończących w czerwcu roku następnego, i Julia, i Zygi cofają się w swoich wspomnieniach do lat wcześniejszych, mimo to nie ma żadnego problemu z połapaniem się w chronologii. Oboje wypowiadają się trochę zbyt dojrzale jak na szesnastolatków, jest to jednak, jak mi się zdaje, zabieg celowy, sugerujący, że my poznajemy tę opowieść z pewnej perspektywy czasowej. Nie wiemy, jakiej – czy od tamtego czasu minął rok, dwa, pięć, czy dwanaście? – i nie wiemy też, jak potoczyły się losy czwórki nastolatków od chwili, gdy żegnamy ich, zatrzymanych w kadrze: Julia i Zygi siedzą na plaży, a Adam i Wiktoria biegną w ich stronę, „uśmiechnięci, szczęśliwi, piękni”[404]. Dobrze, że nie ma tego dopowiedzenia, bo dzięki temu nie musimy się tak dogłębnie przekonywać co do słuszności twierdzenia Julii, że „zawsze pozostanie ktoś szczęśliwy i ktoś pokrzywdzony”[245], choć zdajemy sobie sprawę, że na pewno nie wszyscy zostali łaskawościami losu obdzieleni po równo. To opowieść tylko o jednym roku, roku dla bohaterów bardzo ważnym, i niech tak zostanie. A jak bardzo jest przekonująca, jak wiarygodnie są skonstruowane postacie bohaterów, niech zaświadczy fakt, że ja – starsza od tych dzieciaków o całe pokolenie – tak się w ich losy wciągnęłam, że kiedy Julia otworzyła kopertę z werdyktem komisji konkursowej, o mało nie wrzasnęłam głośno: „No, kurna chata, czy wyście zwariowali? To nie żadna kopia, przecież widziałam, jak dziewczyna sama to wszystko z natury malowała!”.

Do tego ładnie, naprawdę ładnie napisana, choć dałoby się jeszcze to czy owo udoskonalić – na przykład postarać się, żeby język dialogów, zwłaszcza w sytuacjach pełnych emocji, był mniej literacki, a bardziej potoczny (kiedy matka Zygiego opowiada synowi o swojej młodości, używa zwrotów: „wsłuchiwałam się w nawoływania”, „gardłowo i rozdzierająco” [24-25]) oraz dopilnować, by nie wkradały się literówki i inne błędy w pisowni („będziesz się nudzić popołudniu”[90], „haskiego syberyjskiego”[142], „czuć było świeżość, ale nieprzesadny pedantyzm”[252] – gdyby ktoś miał wątpliwości, „nie” nie odnosi się do przymiotnika, występując w kontekście „coś, ALE NIE coś innego”). I nawet muzyka słuchana przez bohaterów nie była mi tak całkowicie obca (ba, Zygi wplótł w swoją improwizację fragment najpiękniejszej na świecie metalowej ballady!), więc skończyłam lekturę prawie bez nostalgii, jaką odczuwam, wracając do literatury młodzieżowej z lat 70. (jedyny dyskretny powiew pojawił się, gdy Wiktoria z Zygim, szukając starej gitary jej ojca, odkrywają w kartonie winylową płytę Pink Floyd), za to z poczuciem, że i współczesna proza z gatunku YA potrafi człowieka trochę duchowo odmłodzić.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 316
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: