Dodany: 23.12.2021 00:20|Autor: sapere

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: W świecie jurt i szamanów
Uryn Bolesław A.

2 osoby polecają ten tekst.

Miejsce wybrane przez Boga


Stara mongolska legenda mówi, że Mongołowie – zbyt pracowici i zajęci swoim stadami – opuścili kolejkę do rozdającego ziemie Boga. Dostali więc na koniec to, co Bogu pozostało – miejsce, które przeznaczył na swoją jurtę. Dostali najpiękniejsze tereny pod słońcem.

Zdaje się, że Bolesław A. Uryn pragnie swoim reportażem podróżniczym pt. „W świecie jurt i szamanów” utwierdzić w czytelniku to właśnie przekonanie o wyjątkowości świata Mong-ou. Ze stron książki wręcz wylewa się zachwyt nad przyrodą („Drzemiąc w pachnących oparach tajgi, zrywałem jagody zwisające nad głową. Wielkie jak nasze wiśnie. I chciałem już tak zostać na zawsze” [1]), nad kobietami („Siodło jest ozdobą konia, kobieta ozdobą istnienia” [2]), nad dawną armią mongolską („Tę niezrównaną pod każdym względem armię stworzył od zera, udoskonalił i poprowadził Czyngis-chan – najpotężniejszy władca o tytanicznej sile i energii...” [3])…
Zresztą, ta admiracja dla Mongolii nie przejawia się tylko w słowach, deklaracjach. Autor bowiem do momentu wydania książki w 2013 roku odwiedził ten egzotyczny kraj co najmniej kilkanaście razy. Przemierzył go wzdłuż i wszerz, poznał najdziksze zakątki gór Ałtaju i straszną w swej rozległości, bezludności i bez-wszystkości pustynię Gobi. Odbył spływ kajakowy w początkowym biegu Jeniseju. Stanął tam, gdzie przed nim nie stanęła stopa człowieka. Dodajmy: białego, bo trudno uwierzyć, aby tak ruchliwy naród pasterzy i wojowników nie eksplorował swoich rubieży.
Tym bardziej, że słyną one cudami… U Bolesława Uryna po raz pierwszy przeczytałam o ałmasach, dzikich ludziach śniegu, zamieszkujących najbardziej niedostępne tereny tundry, choć też chyba zbliżających się do cywilizacji. Podobno Mongołowie mają dowody na istnienie ałmasów, potwierdza je też wiele relacji naocznych świadków.

Równie interesujące są opowieści o olgoj-chorchojach, gobijskich robakach śmierci, prawdziwych potworach, które trują jadem każdego, kto nieopatrznie znajdzie się w pobliżu ich siedliska.
Opisy zawarte w tym reportażu – chociaż często rozbudowane i poddane tej samej refleksji („Bo to był świat jak z baśni!” [4]) – nie nudzą. Świat jurt jest na tyle daleki, egzotyczny i jednak niepoznany, że każda o nim informacja czy anegdota jest na wagę złota.

Rzeczywiście jednak książce przydałaby się lepsza redakcja, bo trzeba by zapanować nad skłonnością autora do cytowania własnych notatek. Jakkolwiek ich niewątpliwą zaletą jest łapanie myśli i emocji na bieżąco, to wszak powinny służyć jako wsparcie pamięci piszącego, a nie jako przedłużacz rozdziału.
Należałoby się także zająć powtarzaniem pewnych myśli i konstrukcji zdań. Co najmniej kilka razy miałam wrażenie, że przecież przed chwilą to czytałam. Oto przykład. Na stronie 306 pojawia się następujące stwierdzenie: „Cały czas podróżującego zachwycają wspaniałe widoki, dlatego utrudnieniem dla takiego kierowcy jak ja był brak poboczy i tym samym możliwości zatrzymania samochodu, by móc napawać wzrok i fotografować lub filmować widoki” [5]. A zaraz na stronie 309: „Prawdę mówiąc, ciężko było mi jechać Traktem Czujskim, ponieważ co chwilę chciałem się zatrzymywać, by fotografować zupełnie fantastyczne widoki!”[6].
Mimo takich niedoskonałości i błędów ortograficznych w podpisach fotografii książkę dobrze się czyta. Autor pisze dobrym, emocjonalnym stylem. Nie waha się przed ujawnianiem swoich przeżyć czy poglądów. Opowiada o wypróbowanych przyjaciołach, o przypadkowych ludziach poznanych na szlakach. Często są oni „lekko szaleni” [7], często po prostu niezwykli (jak polskojęzyczny lamajski mnich z Gandanu).

Wielką wartość książki stanowią również świetnie dobrane fotografie, wykonane przede wszystkim przez Bolesława Uryna, a także przez jego przyjaciół i innych podróżników. Pozwalają one liznąć tego niesamowicie kolorowego świata, który wciąż pozostaje nieodkryty. Na większości zdjęć uwieczniono stepową przyrodę, dziką i właściwie jedynie wypożyczoną przez człowieka.
Chociaż bowiem Mongolia przez długie lata pozostawała w strefie wpływów komunistycznego Związku Radzieckiego - gdzie o środowisko w najlepszym razie nie dbano w ogóle albo, niestety, próbowano je zmieniać – to jako państwo zbudowane na symbiozie natury i człowieka ochroniła swój stan posiadania. Mongołowie wciąż pamiętają, że ich byt, ich życie zależy od niezmiennych praw przyrody, których nie wolno podważać.
I choćby po to, aby poznać wspomniane prawa (albo je sobie przypomnieć) warto przeczytać reportaż Bolesława A. Uryna. Przynosi on solidną dawkę wiedzy o ludziach, których siedzibą jest miejsce wybrane przez Boga.

[1] Bolesław A. Uryn, „W świecie jurt i szamanów”, Muza SA, 2013, s. 229.
[2] Tamże, s. 53.
[3] Tamże, s. 71.
[4] Tamże, s. 232.
[5] Tamże, s. 306.
[6] Tamże, s. 309.
[7] Tamże, s. 322.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1233
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: