Dodany: 30.10.2022 17:35|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Krzyk czapli
Cleeves Ann

2 osoby polecają ten tekst.

Jedni pragną wiecznego spokoju, a inni go zyskują wbrew własnej woli...


W zasadzie już po pierwszej przeczytanej powieści Ann Cleeves wiedziałam, że na tej jednej nie poprzestanę, a po kilku następnych – że ich autorka dołączyła do grona pisarzy, których kolejne utwory nie tylko witam z przyjemnością, ale wręcz wyczekuję chwili, gdy pojawią się w księgarniach. Niestety, cykl z moją ulubioną bohaterką, inspektor Verą Stanhope, z jakiegoś powodu zawisł w próżni: „Ulicę Milczenia” wydano w Polsce w rok po tym, jak ukazała się w Wielkiej Brytanii, natomiast o kolejnych czterech tomach, publikowanych w oryginale odpowiednio w latach: 2015, 2017, 2020 i 2022, ani widu, ani słychu. Na szczęście Cleeves w międzyczasie napisała także osiem powieści z inspektorem Jimmym Perezem, składających się na „serię szetlandzką”, a po niej rozpoczęła nowy cykl – „Dwie rzeki” – z akcją osadzoną na północnym wybrzeżu hrabstwa Devon.

W jego pierwszej części detektyw Matthew Venn dopiero co powrócił w rodzinne strony, mając świadomość, że będzie tu praktycznie obcym człowiekiem; od czasu, gdy jako młody chłopak wystąpił z ortodoksyjnej wspólnoty religijnej, nie był mile widziany nawet we własnym domu. Tym bardziej, że członkowie bractwa nie akceptują małżeństw tej samej płci. Jednak dla reszty okolicznych mieszkańców Matthew i Jonathan okazali się po prostu normalnymi sąsiadami, współpracownikami, znajomymi. Z biegiem czasu także i matka Matthew trochę ociepliła swój stosunek do nich i właśnie teraz dała się zaprosić na urodzinowy obiad, przygotowany przez Jonathana. A tymczasem w przeddzień tego ważnego wydarzenia detektyw Venn ze swoją ekipą muszą rozpocząć nowe śledztwo. Nigela Yeo, z wykształcenia lekarza, a ostatnio szanowanego działacza społecznego (zajmującego się, ogólnie mówiąc, walką o to, by pacjenci nie doznawali szkód wynikających z usterek systemu opieki zdrowotnej), znaleziono martwego rankiem po przyjęciu, na którym rozmawiał z detektyw Jen Rafferty; miał do niej później zadzwonić na służbowy telefon, by ją poinformować o jakimś niepokojącym go odkryciu, ale nie zdążył… Jak się okazuje, ostatnio zajmował się sprawą śmierci dziewiętnastolatka cierpiącego na pogłębiające się zaburzenia psychiczne, którego wypuszczono ze szpitala po jednym dniu, uznając, że da sobie radę w warunkach domowych; przed upływem doby chłopak zniknął z domu, wkrótce potem na klifie znaleziono list pożegnalny, a ciało wyłowiono z morza. Przedstawiciele szpitala wyjątkowo niechętnie rozmawiają z policją, zwłaszcza od chwili, gdy się okazuje, że jeden z nich miał już w przeszłości problem z podobną historią. W międzyczasie ginie kolejna osoba, zamordowana w ten sam sposób, jak Yeo. Im bardziej Matthew, Jen i ich młodszy kolega Ross May zagłębiają się w sprawę, tym więcej ujawnia się powiązań między ofiarami i potencjalnymi podejrzanymi, tym więcej sekretów wychodzi na jaw…

Zagadka kryminalna skonstruowana jest tak sprytnie, że mnie samej – choć jako czytelnik, mający wgląd w perspektywę większej liczby postaci, niż ekipa policyjna, miałam do dyspozycji więcej informacji – nie udało się wpaść na właściwie rozwiązanie aż do finału, a kiedy już byłam przekonana, że trafnie wytypowałam sprawcę, okazało się, że owszem, ta osoba także ma coś na sumieniu, ale na pewno nie morderstwo przy użyciu nietypowych ostrych narzędzi. A oprócz przypatrywania się tokowi śledztwa – mozolnemu, bo, jak to na prowincji, po pierwsze niewspomaganemu jakimś gigantycznym arsenałem najnowocześniejszych metod kryminologicznych, z konieczności więc opartemu raczej na drobiazgowym zbieraniu zeznań i wnioskowaniu, a po drugie często stawiającemu policjantów w niewygodnej sytuacji wobec własnych sąsiadów czy znajomych – miałam wgląd w obszerne tło, będące zresztą niejako znakiem firmowym autorki.

Praktycznie w każdym swoim kryminale Cleeves świetnie szkicuje lokalny klimat, czy to będzie ruchliwy ośrodek turystyczny, czy rybacka wioska złożona z kilkunastu domostw, ukazuje różne rodzaje możliwych relacji międzyludzkich (tu mamy np. rodzinę Mackenziech, wciąż pogrążoną w żałobie po śmierci brata i syna, małżeństwo Priorów, opływające w dostatki, lecz najwyraźniej cierpiące na deficyt uczuć, czy też filantropa Francisa Leya i jego kilkoro beneficjentów) i różne ważkie problemy społeczne (w „Długim zewie” była to kwestia tolerancji inności na przykładzie osób homoseksualnych oraz niepełnosprawnych intelektualnie; tutaj na pierwszy plan wychodzi niewydolność systemu opieki zdrowotnej i społecznej w stosunku do pacjentów z depresją czy innymi zaburzeniami psychicznymi, a także dość przerażający fakt istnienia serwisów internetowych, w których chorzy z tendencjami samobójczymi doradzają sobie nawzajem, jak „odnaleźć wieczny spokój”[1]). To właśnie u niej lubię, podobnie, jak styl, klarowny, prosty, a przy tym niezmiernie obrazowy i rozpoznawalny mimo zmieniających się tłumaczy, i jak unikanie nazbyt makabrycznych scen oraz nadmiaru „efektów specjalnych” w postaci spektakularnych pościgów, strzelanin, walk wręcz etc.
Tak lubię, że cieszyłabym się, gdyby pisała ze dwie powieści rocznie. I oczywiście, gdyby wreszcie wydano kolejne części cyklu z Verą.

[1] Ann Cleeves, „Krzyk czapli”, przeł. Elżbieta Pawlik, wyd. Czwarta Strona, 2022, s. 340.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 248
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: