Dodany: 29.12.2022 20:44|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Eryk
Pratchett Terry

1 osoba poleca ten tekst.

Rincewind przywołany (wbrew statystyce)


Pod koniec „Czarodzicielstwa” Rincewind przepadł. Nie na zawsze, o czym można było wnioskować – nawet, gdyby się nie czytało już przynajmniej raz każdego tomu „Świata Dysku” z jego udziałem – chociażby z tego, że w krytycznym momencie nie usłyszał zwyczajowych formułek wygłaszanych przez Śmierć w takich sytuacjach. Powrót stamtąd, gdzie trafił – czyli z Piekielnych Wymiarów – zdecydowanie nie jest rzeczą łatwą. Nawet wręcz przeciwnie, gdyby wziąć pod uwagę opinię Śmierci, wygłoszoną przed gronem magów z precyzją godną kwalifikowanego statystyka: „SZANSA JEDNA NA MILION(…). DOKŁADNIE JEDNA NA MILION”[1] A jednak jest ktoś, komu udaje się przechytrzyć rachunek prawdopodobieństwa: niespełna czternastoletni mieszkaniec Pseudopolis imieniem Eryk. Na skutek jego skomplikowanych działań magicznych (albo bardziej zrządzenia losu?) zamiast oczekiwanego diabelca, który winien spełnić jego trzy życzenia („Najpiękniejsza kobieta, jaka kiedykolwiek żyła, władza nad wszystkimi królestwami świata i wieczne życie”[2]), w pokoju chłopca materializuje się właśnie Rincewind. A połączenie usiłowań maga i samozwańczego demonologa daje początek szalonej wędrówce przez czas i przestrzeń, podczas której obaj odwiedzają imperium krwiożerczych Tezumenów, następnie poznają od środka tajemnicę słynnej wojny tsortiańskiej, spotykając przy tym pewnego wodza o nader wymownym imieniu Lavaeolus, później przez pewien czas towarzyszą stwórcy wszechświatów, uprawiającemu swoje rzemiosło w miejscu, gdzie „nie ma zimna, nie ma ciepła, nie ma światła, nie ma powietrza. (…) Nic nie ma. Tylko rachunek”[3], by wreszcie zawędrować do samego piekła, która to wizyta nie pozostanie bez następstw (przynajmniej dla władz piekielnych).

Jest to wszystko i przezabawne, i tak pełne aluzji – historycznych, politycznych, kulturowych – że nawet przy trzecim czytaniu nie mam pewności, czy je wszystkie wyłapałam. Ocenę podniosłam z uznania i dla autora, i dla tłumacza (w oryginale urywki piosenek rozbrzmiewających pod murami Tsortu stanowią aluzje do jednego utworu z gatunku tych, których raczej nie śpiewa się na trzeźwo; Cholewa zastąpił dwa pierwsze różnymi polskimi odpowiednikami, ale tak genialnie że trudno się nie uśmiać).

Na deser garsteczka uroczych cytatów:
„Ludzie twierdzący, że przez dwa miesiące przebywali z wizytą u ciotki, zawsze się denerwują na myśl o ludziach, którzy mogą się zjawić i omyłkowo uznać, że tamci wcale u niej nie przebywali. A w wyniku złudzenia optycznego może im się nawet wydawać, że widzieli, jak ci pierwsi robią pewne rzeczy, których w żaden sposób robić nie mogli, ponieważ właśnie byli u ciotki”[4];
„…bogów dysku nigdy nie interesowały sądy nad duszami zmarłych, więc ludzie szli do Piekła tylko wtedy, gdy w głębi serca wierzyli, że powinni tam trafić. Oczywiście nie wierzyli, jeśli nie wiedzieli o jego istnieniu. To tłumaczy, dlaczego tak ważne jest, by strzelać bez ostrzeżenia do wszelkich misjonarzy”[5];
„…śmierć jest jak przejście do innego pokoju. Różnica polega na tym, że kiedy człowiek zawoła: »Gdzie są czyste skarpetki?«, nikt mu nie odpowie”[6];
„Kłopot w tym (…), że sprawy nigdy nie idą ku lepszemu. Zostają takie same, tylko jeszcze bardziej”[7].

[1] Terry Pratchett, „Eryk”, przeł. Piotr W. Cholewa, wyd. Prószyński i S-ka, 2012, s. 16.
[2] Tamże, s. 30.
[3] Tamże, s. 77.
[4] Tamże, s. 16.
[5] Tamże, s. 26.
[6] Tamże, s. 32.
[7] Tamże, s. 74.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 191
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: