Bo o kotach można pisać nieskończenie:
Można tylko opisywać ich stworzenie
(gdzie na Stwórcę podejrzenie nawet padło,
że mu nic tak, jak kot, dobrze nie wypadło),
lub zewnętrznej kociej szaty rzadki urok;
można radzić, jak wymykać się pazurom,
kiedy wpadnie kicia w nastrój wojowniczy;
można (na tuziny) kocie psoty liczyć;
można sławić koci rozum, ruchy kocie;
można wspomnieć o tym smutku i tęsknocie,
które czujesz, gdy do domu kot nie wróci
lub gdy jakaś niemoc koci żywot skróci;
można czasem się zadziwić kocią dietą;
dumać, co jest kota wadą, co zaletą;
o pożytkach pisać z towarzystwa kota,
co bywają większe niźli z tony złota,
ale kiedy kotu idzie jak po grudzie,
to najczęściej winni my jesteśmy – ludzie,
co wygonią kotną kotkę na ulicę,
w środku zimy zamkną sienie i piwnice…
W kocich sprawach rymowane płyną słowa
- wzruszające lub zabawne – wprost z Krakowa.
Wielkie serce ma dla kotów pan Franciszek,
niech więc nam bez końca kocie wiersze pisze.
Dalej już prozą: w tomiku
Kot filozof (
Klimek Franciszek Jan)
, jak zwykle, znalazły się utwory stare i nowe, satyryczne i liryczne. Kilkanaście razy uśmiałam się zdrowo (między innymi przy dwóch z trzech wierszy opisujących wzmiankowane wcześniej stwarzanie kota: "Artysta" i "Stworzenie świata"), a kilka razy mnie porządnie ścisnęło w gardle, co mi się stosunkowo rzadko zdarza przy czytaniu poezji (w tym względzie najsilniej zadziałały: "Mówią koty księdza Jana", "My z azylu" i "Kotek szary").
Króciutka to była lektura, ale jakże dobra dla duszy!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.