Ekwiwokatywność języka angielskiego lepiej pozwala na ujęcie w tytule tego, jak podchodzi autorka w swym osobistym zbiorze esejów
Jak płakać w miejscach publicznych (
Dłużewska Emilia)
do tematu depresji: że jest tu opisana tak "naga depresja" jak i "depresja rozebrana (na czynniki pierwsze)". Co charakterystyczne: forma uszczypliwego a błyskotliwego eseju posiłkuje się u niej niesłychanie gorzkim humorem, co zdaje się być formą idealnie pasującą do tematu i do nastawienia osoby cierpiącej na depresję do swej historii/przypadłości/nieszczęścia, które są jednak jedynie CZĘŚCIĄ życia, nie definiują całostki ludzkiej jednostki. Dłużewska wspaniale posługuje się językiem, ze znawstwem przenika i odwołuje się do popkultury, cyzeluje aluzje do świata polityki i tzw. kultury memiarskiej. Oto miarodajna próbka:
"Zwinięty pod mostkiem lęk zaczyna rosnąć, podchodzi do gardła, rozlewa się po palcach. Próby jego opanowania są wtórnie skuteczne jak upychanie zgniecionej paczki po czipsach w przepełnionym śmietniku – nawet, jeśli przez chwilę wydaje się, że się udało, najdalej za kilka minut i tak wyskoczy na podłogę."[20]
Dłużewska opowiada nie tylko o życiu (i pracy, a także przerwach w niej) z depresją, ale zastanawia się, jak choroba ta jest widziana tak od wewnątrz, jak i z kozetki psychiatry (potrafi dać prztyczka!) oraz z zewnątrz. Wzbogaca to naprawdę ciekawymi uwagami z wszelkich tematów, trochę rozlicza się z historią tak swojej rodziny, jak i Polski. Niestety (dla niektórych "stety") chwilami wychodziły z niej przesądy i pogarda postępowej miejskiej lewicy. Tym niemniej bardzo "Jak płakać…" polecam, czyta się doskonale, a niektóre spostrzeżenia są niesłychanie błyskotliwe:
"Publiczne opowiadanie o depresji regulują trzy zasady.
Po pierwsze: depresja może dotknąć każdego, ale lepiej, by był z klasy średniej. Depresja biednych budzi w nas niepokój, depresja bogatych jest zbyt irytująca. Nie mówiąc już o bezdomnych czy uchodźcach, którzy i bez tego powodują wystarczająco dużo zamieszania.
Po drugie: depresja to cierpienie, a cierpieniem się emanuje. Gdyby stawiać diagnozę na podstawie zdjęć zamieszczanych w sieci, osoby z depresją najłatwiej byłoby rozpoznać po niechęci do krzeseł i foteli. Jedyną wygodną pozycją wydaje się dla nich siad na podłodze z czołem opartym o ugięte kolana. Z bliżej nieznanego powodu nienawidzą skarpet.
Po trzecie: depresja to żaden wstyd, tylko choroba, jak zapalenie wyrostka albo złamana noga. To akurat niezła zasada. Mam tylko nadzieję, że nie działa w drugą stronę i ludzie nie rozmawiają z chirurgami tak jak z psychiatrą. Albo przynajmniej ja nie będę z nimi tak rozmawiać i jeśli kiedyś karetka przywiezie mnie, skręcającą się z bólu, na SOR, nie zacznę od przeproszenia lekarza, że zawracam mu głowę i zapewnienia, że właściwie to już czuję się lepiej. (Między kolejnymi spazmami dorzucam parę żarcików i oceniam, że ostry wyrostek to dziecinada, bo ludzie prawdziwie chorzy tracą kończyny. Po postawieniu diagnozy dwukrotnie upewniam sie, czy lekarz wie, co mówi. Na końcu pytam, czy w czasie operacji będę się mogła napić piwka i czy nie spadnie mi libido)."[11/12]
Zapraszam również do czytatki z serii "o czytaniu":
Poważna literatura czyli Dłużewska o czytaniu
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.