Dodany: 15.12.2023 18:03|Autor: misiak297

Książka: Brent
Boglar Krystyna

2 osoby polecają ten tekst.

Porzucony chłopiec


„Paweł otworzył oczy. Odechciało mu się spać. Obserwował gwiazdy w kwadracie okna, zamyślony, smutny. Jakaś smuga szybowała w przestworzach.
- Żeby oni wrócili! Żeby oni już wrócili! - wyszeptał suchymi wargami. Ani jedna łza nie spłynęła po wychudzonych policzkach. Nie płakał już od dawna. Od bardzo dawna.
O tym, że był chory, chory z żalu i tęsknoty, sam nie wiedział. Jedno, czego chciał naprawdę, to żeby było jak dawniej, kiedy mieszkali razem: on, mama, tato i babcia”[1].

Jakże osobliwe bywają ścieżki naszych literackich znajomości! Po raz pierwszy o „Brencie” Krystyny Boglar dowiedziałem się dobrych kilkanaście lat temu, gdy zapewne byłem zaledwie kilka lat starszy od tytułowego bohatera. Ten tytuł został mi w pamięci, ale dopiero dziś sięgnąłem po tę powieść. Chyba była mi przeznaczona. Nastawiłem się na jedną z tych dobrych młodzieżówek doby Peerelu.

Akcja obejmuje jedno pamiętne lato w życiu trzynastoletniego Pawła Brenta. Lato w literaturze często symbolizuje ostatni beztroski czas, w którym stopniowo kończy się dzieciństwo lub – w przypadku dorosłych - pewien etap życia. Jednak to właśnie latem Paweł przeżyje swój osobisty dramat. Jego rodzice wyjeżdżają na wycieczkę do Hiszpanii. Niby nic w tym nadzwyczajnego, bo i to nie pierwsza zagraniczna podróż, wszak byli na Węgrzech i w Bułgarii, „a teraz nareszcie udali się na Zachód, o którym tyle mówiono w telewizji i radiu”[2]. Problem w tym, że ten wyjazd nie miał celów turystycznych - był ucieczką z kraju. Zamiast rodziców Pawła, do drzwi mieszkania puka obca kobieta z listem rzekomo wyjaśniającym powody tej decyzji.

Pamiętam termin „eurosierota”, ale jak ukuć podobny w realiach Peerelu? Paweł jest zupełnie zagubiony. Nie może uwierzyć, że ukochani rodzice mogliby go zostawić. Regularnie jeździ na Okęcie, aby czekać na samoloty (skądinąd znienawidzony środek transportu) przylatujące z Madrytu:
„Długo stał z rękami wczepionymi w siatkę ogrodzenia, za którym z hukiem lądowały i startowały ogromne maszyny z błękitną sylwetą żurawia na ogonie. Stał i czekał. Na co? Na cud, zmiłowanie, przypadek? Przyglądał się ludziom, którzy przyjeżdżali i odjeżdżali autobusami i taksówkami, bezwiednie szukając wśród obcych twarzy tych dwóch, które kochał”[3].

Paweł nie znajduje porozumienia z babcią, która – pełna złości i rozpaczy – sama pogrąża się w depresji, więc nie może właściwie zająć się wnukiem. Wśród rówieśników też próżno szukać pomocy – większość kolegów i koleżanek wyjechała na wakacje, a inni zaczynają plotkować o ucieczce jego rodziców. Chłopiec w końcu też ucieka z domu w akcie zemsty (tylko na kim chce się zemścić? Na babci? A może nieświadomie na rodzicach, którzy również wybrali ucieczkę, porzucili go?), ale też z zagubienia. Zaczyna funkcjonować jakby w innym świecie pełnym „napięć, strachu, czarnych nocy, głodu, nieraz i samolotów. A samolotów Paweł nienawidził najbardziej na świecie”[4]. Krystyna Boglar świetnie oddała psychikę wrażliwego dziecka, które nie rozumie prawideł rządzących światem dorosłych. A Paweł do tego jest dzieckiem osamotnionym, skrzywdzonym. Nie bardzo nawet umie rozmawiać o tej krzywdzie:

„Milczał ze spuszczoną głową. Przecież i tak nie zrozumie. Dorośli niczego nie rozumieją. Dla nich najważniejsze są pozory: uporządkowany dom, posiłki o stałej porze, czyste uszy i skarpetki. A co w środku człowieka? W duszy? Co to kogo obchodzi. Można konać z tęsknoty za ciepłem czyjejś dłoni, za dotykiem ust. Można świra dostawać od czekania, nie, to nie jest ważne. Byle być w domu o oznaczonej porze. Wtedy gra. Wtedy jest O.K”[5].

Paweł spotka na swojej drodze zarówno ludzi spod ciemnej gwiazdy (na przykład rówieśników żyjących na „gigancie”, narkomanów, ale również życzliwe osoby – starego Ruszczyka z działek, życzliwą milicjantkę, która zda sobie sprawę, że nie ma do czynienia z młodocianym recydywistą, pilota Lenkiewicza latającego na trasie Madryt-Warszawa, zaprzyjaźni się z pracownikami lotniska, a także z kotem Maćkiem – nieufnym dachowcem. Na marginesie – Krystyna Boglar naprawdę dobrze oddała kocią naturę. Oto jeden z niewielu zabawnych fragmentów „Brenta”, w którym Maciek stara się upolować zdobycz:

„Jego błękitne rozleniwione oczy nagle robią się żółte. To ptak. Siadł na łodydze georginii, która aż się ugięła. Nieświadom niebezpieczeństwa huśta się poćwierkując coś z przejęciem. Kotu prąd przebiega przez grzbiet. Wolno wypręża się, rozpłaszcza w trawie. Jest tylko wzrokiem utkwionym w małym szarym kłębuszku. Pazury bezszelestnie skrobią ziemię. Jak wypuszczona strzała spada na gałązkę, która łamie się z suchym trzaskiem. Łopot skrzydeł oznajmia tryumfującą ucieczkę wróbla.
Kot zawiedziony i zawstydzony kołuje, krąży, przysiada. Gdy wraca, puszysty i miękki, jakby nic się nie stało, Paweł mówi zniechęcony:
- Jesteś mordercą, Maćku!
Kot liże łapę. Już zapomniał o nieudanym polowaniu. Teraz obwąchuje chlebak.
- Wyczułeś rybkę? To dla ciebie. No, masz!
Kot łyka surową rybę, szeleści papierem. Skończył. Błękitne oczy mrużą się, zostały już tylko szparki.
- Wystałem ją dla ciebie w kolejce, ty bandyto!
Ale bandyta już śpi. I zapewne śnią mu się tłuste wróble. Setki tłustych, smakowitych wróbli”[6].

Powieść została wydana w 1987 roku, więc sporo tu bardzo ciekawych szczegółów obrazujących Peerel. O kolejkach była już mowa. W radiu gra (czy raczej rozsiewa decybele) Lady Pank. Paweł słucha piosenki, w której „refrenistka” śpiewa „Ech, ty, ty głupi! Cały świat ginie, bo ludzie oduczyli się kochać!”[7] (Google nie zna tej piosenki, może ktoś skojarzy). Pan Lenkiewicz ma „rolls-royce’a”, który okazuje się „maluchem w kolorze zupy pomidorowej”[8], a w lodówce można znaleźć „dobrze oziębioną coca-colę”[9]. Za to w blokach wyłączyli ciepłą wodę „na całe dwa tygodnie dla okresowej konserwacji”[10]. Główny bohater ogląda „Bolka i Lolka”, choć jest już za duży na tę bajkę.

Te szczegóły niewątpliwie dodają tej powieści unikalnego klimatu, ale najważniejsze jest w niej co innego – wiarygodna psychologia. Tytułowy bohater jest bardzo autentyczny w swoich emocjach (nawet jeśli niektóre jego przemyślenia wydają się nieco zbyt dojrzałe). Historia też przekonuje, ale także wzrusza – przy czym Krystyna Boglar nie pozwala sobie na czarno-białość postaci, łatwe rozwiązania czy choć krztynę banału. Choć „Brent” liczy sobie już blisko czterdzieści lat, ta opowieść nadal pobudza do refleksji.

Może kiedyś ten tytuł wpadł wam w oko, a może nie. Może zechcecie odkurzyć tę dramatyczną historię. To literatura młodzieżowa z wysokiej półki – taka, która może zachwycić także całkiem dorosłych czytelników.

[1] Krystyna Boglar, „Brent”, wyd. Nasza Księgarnia, 1987, s. 8.
[2]. Tamże, s. 11.
[3] Tamże, s. 18.
[4] Tamże, s. 8.
[5] Tamże, s. 87.
[6] Tamże, s. 92-93.
[7] Tamże, s. 24.
[8] Tamże, s. 103.
[9] Tamże, s. 130.
[10] Tamże, s. 31.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 87
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: