Dodany: 03.05.2005 13:06|Autor: Agis
Terror w dzieciństwie
Dziecko wychowywane w atmosferze terroru fizycznego i psychicznego zostaje bardziej okaleczone i należy mu się większe wpółczucie niż więźniowi obozu koncentracyjnego. Tak twierdzi Alice Miller. Dlaczego? Bo jeniec wie, że cierpi, wie, że wyrządza mu się zło i ma prawo nienawidzić swoich oprawców. Dziecko ma natomiast wierzyć, że zło, które je spotyka, dzieje się dla jego dobra, po to, by "wyrosło na ludzi", a okazywanie buntu i złości jest zakazane. Za wychowanie należy się przecież wdzięczność (w tym momencie przypomina się scena z filmu "Pręgi", gdzie ojciec tłumaczy synowi, że za sprawiedliwą karę należy się takie samo podziękowanie jak za sprawiedliwą nagrodę). Dzieci obowiązuje miłość do swoich oprawców, którymi są rodzice, nauczyciele bądź inni opiekunowie.
Alice Miller skupiła się na analizowaniu wpływu traumatycznych przeżyć dzieciństwa na dalsze życie człowieka. Z jej badań jasno wynika, że przemoc rodzi przemoc i tak długo, jak długo będziemy bić swoje dzieci, będziemy również zabijali i nienawidzili siebie nawzajem. Musimy zatem przerwać łańcuch agresji ciągnący się przez pokolenia, aby wychować bardziej empatyczne i życzliwe społeczeństwo. Dopóki - jako społeczeństwo i poszczególne jednostki - nie zrozumiemy zła, jakie nam wyrządzono w dzieciństwie, nie przeżyjemy tamtego zaległego gniewu i żalu, a w konsekwencji przebaczenia, nie będziemy mogli wychować życzliwie nastawionych do świata i stroniących od przemocy jednostek.
Ludzie byli kiedyś niezmordowani w wymyślaniu wychowawczych tortur dla swojego potomstwa. Świadczą o tym zamieszczone w "Zniewolonym dzieciństwie" wypisy z poradników wychowawczych nurtu znanego dziś jako "czarna pedagogika". W trakcie czytania ich włos się jeży na głowie i oczywistym się staje, że takie metody wychowawcze mogły przyczynić się do "hodowli" takich zbrodniarzy jak Adolf Hitler. Bowiem w tej pozycji zanalizowane jest jego dzieciństwo i konsekwencje, jakie miało ono dla całego świata. Oprócz Hitlera polem badawczym autorki staje się życie Christiany F. ("My, dzieci z dworca ZOO") i Jürgena Bartscha (dzieciobójca). Abyśmy nie popadli w dobry humor sądząc, że okrucieństwo pedagogiczne jest cechą charakterystyczną dla minionych wieków, książka zakończona jest wypisem tortur z jak najbardziej współczesnej dokumentacji szwajcarskich telefonów zaufania. Pomysłowość wychowawców jest doprawdy zdumiewająca.
Tezy postawione w tej książce mogą wydawać się trochę uproszczone, trochę naciągane. Nie można przecież całego zła na świecie tłumaczyć przy pomocy jednej teorii. A jednak nie sposób tej pozycji nie znać. Czyta się ją wspaniale, z wypiekami na twarzy i ołówkiem w ręku, zakreślając to pojedyńcze zdania, to całe akapity. Najlepiej w czasie lektury mieć kogoś pod ręką, bo aż korci, by natychmiast dzielić się co bardziej trafnymi myślami. Czytając tę książkę cieszyłam się, że mieliśmy Korczaka i jego "Jak kochać dziecko", które było żywym zaprzeczeniem zasad czarnej pedagogiki, a wyrazem prawdziwej miłości do dziecka - czyli ofiarowaniem mu wsparcia i prowadzenia za rękę w obliczu tego, co dobre i tego, co przeraża. To dobrze, że był ktoś, kto kochał i nie traktował dzieci jak opornej gliny, z której w trudzie i znoju trzeba dopiero mozolnie lepić człowieka.
Świat jest coraz bardziej świadom zła, jakie wyrządza samemu sobie, pozwalając na przemoc wobec najmłodszych. I dobrze. Miejmy nadzieję, że wiedza ta będzie się rozszerzać, zapewniając nam lepszą pogodę na jutro!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.