Dodany: 18.05.2005 18:30|Autor: bazyl3
I Ty możesz zostać oszukany
Jak świat długi i szeroki, zawsze byli, są i będą ludzie, którzy mają dar do "kantowania" i tacy, którzy dają się "okantować". Ciągle słyszy się o fałszywych pracownikach gazowni, poczty etc. i staruszkach, studentach etc., którzy zostali przez tych pierwszych zrobieni w przysłowiowe bambuko. Co prawda każdy z nas jest pewny, że jego czujność nie pozwoli na taką sytuację, a oszusta wyczujemy na milę, ale z własnego doświadczenia wiem, że jak przyjdzie co do czego, to... mądry Bazyl po szkodzie. To właśnie powyższe powody zdecydowały o tym, że "Sługa boży", mimo swoistej oprawy (miejscem akcji jest mała wiocha na amerykańskim Południu lat 30.), jest ponadczasowy i, co tu dużo mówić, podobał mi się.
Caldwell w ironiczny sposób pokazuje świat "rednecków", na który składają się dżinsowe ogrodniczki i słomkowy kapelusz, rozlatujący się domek z werandą i bujanym fotelem, małoletnia żonka i bimber z kukurydzy oraz właściciel tego wszystkiego - człowiek z jednym zwojem mózgowym, a może i to za dużo powiedziane. W ten "nostalgiczny" krajobraz wdziera się tytułowy "sługa boży", wędrowny kaznodzieja, który z głoszonymi przez siebie prawdami ma tyle wspólnego, co... Bezczelny i wygadany, omotuje chłopków-roztropków, "dojąc" ich ze wszystkiego, co posiadają, urządza pokaz ekstatycznego "wyganiania diabła" i odjeżdża w siną dal.
Jeśli lubicie klimaty podobne do tych z "Bracie, gdzie jesteś?" i pamiętacie z filmów czy książek hochsztaplerów, którzy w czasach Dzikiego Zachodu handlowali cudownymi lekami "na wszystko", to ta książka ma taki właśnie klimat. A jak już się pośmiejecie z głupoty Claya Horeya, to uważajcie, kogo wpuszczacie do domu. Może się bowiem zdarzyć, że współczesne wcielenie Semona Dye, podając się za członka zakonu żebraczego, zwędzi Wam z cukiernicy półroczne oszczędności.
PS. Wszystko to IMO oczywiście.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.