Autorem recenzji jest: Tomasz !Blob! Dzierżek
Z twórczością Artura Baniewicza spotkałem się po raz pierwszy przy okazji Smoczego Pazura – książki zapowiadanej jako „najlepsze polskie fantasy od czasów Sapkowskiego”. Cztery opowiadania, zawarte w tej pozycji, miały być jakoby wzorowane na twórczości autora przygód Geralta, podobne w stylu i treści. Na szczęście do tego zbioru opowiadań podszedłem z dużym dystansem, całkowicie ignorując wszelkie zapewnienia o doskonałości dzieła.
Smoczy pazur opowiada o przygodach maguna Debrena, który wędruje po świecie w sobie tylko znanym celu, wplątując się we wszystkie afery, na jakie tylko uda mu się natknąć. Każda księga (czyli jedno opowiadanie) to zamknięty opis problemu, z jakim zmierzył się Debren..
Okładka jest wybrana chyba losowo z katalogu z grafikami fantasy i nie ma żadnego związku z treścią książki (no, chyba że obecność roznegliżowanych kobiet jest wystarczającym powodem na umieszczenie wizerunku takowej na okładce). Pozostałe części tej serii na okładce mają umieszczony po prostu inny obrazek tego samego rysownika.
Postać czarokążcy Debrena jest bardzo charakterystyczna – bezczelny i wygadany idealista, mag będący pacyfistą, dodatkowo prześladowany przez pech. Jednakże nie jest on podobny do Geralta, a problemy z jakimi się zmaga i sposób ich rozwiązywania także jest odmienny. Jakoś wszystkie rzekome podobieństwa nie są obecne w tekście i gdyby nie informacje na okładce, nigdy bym nie wpadł na to, by porównywać Debrena i wiedźmina Geralta.
Pozostałe postacie występujące w opowiadaniach również są żywe i interesujące. Przedstawione w sposób ciekawy są jedną z nielicznych zalet tej książki, których lista kończy się w momencie przejścia do przedstawiania fabuły i stylu pisania.
Jakkolwiek by się autor starał, Sapkowskiemu nie dorówna. Na plus Baniewiczowi można zaliczyć jedynie kilka ciekawych postaci, oraz miejscami interesującą fabułę. Jest sporo fragmentów zabawnych, jednak wywołujących raczej lekki uśmiech, aniżeli spontaniczny wybuch śmiechu. Lista wad jednak, pomimo że nie jest strasznie długa, całkowicie zniechęciła mnie do czytania czegokolwiek tego autora.
Gdyby chęci autora co do sposobu przekazania fabuły były równoważne z jego umiejętnościami, otrzymalibyśmy genialną książkę. Gdyby autor pisał po swojemu, a nie wzorował się na Sapkowskim – mielibyśmy prawdopodobnie pozycję bardzo dobrą, chyba, że to co Baniewicz przedstawił w Smoczym Pazurze, jest jego stylem – wtedy nawet interesujące pomysły i postacie nie uratowałyby opowiadań. Tymczasem otrzymaliśmy strasznie nieudolną podróbkę, pretendująca do miana czegoś wielkiego, co pogrąża pozycję jeszcze bardziej.
Największą i dominująca nad innymi wadą jest nieumiejętność autora do przekazywania fabuły na piśmie. Rzecz u pisarza niewybaczalna, sugerująca, że powinien zająć się czymś innym, bądź szlifować warsztat. Baniewicz stosuje ogromne skróty myślowe, przez co czytelnik zmuszony jest zgadywać intencje autora oraz dopowiadać sobie samemu wiele wydarzeń. Ale to nie wszystko – często wygląda to tak, jakby podczas składu niektóre akapity zostały powyrzucane. Ni z tego nie z owego następuje zwrot akcji, pojawia się nowy rozmówca, stało się coś, z tym, że co to było – wie tylko i wyłącznie autor, gdyż z jakiegoś nieznanego powodu nie raczył tego napisać. Podczas czytania wielokrotnie byłem zmuszony cofać się kilka akapitów bądź stron w poszukiwaniu źródła wydarzeń. W większości przypadków odnaleźć owego mi się nie udawało, bo go po prostu nie było.
Same opisy i dialogi – to wszystko jest całkiem dobre (gdyby nie stylizacja na siłę, mogłoby być świetnie). Rzeczywistość jest interesująco opisana, chociaż samych informacji o świecie uzyskujemy niewiele, bądź są strasznie pogmatwane i bez wyjaśnień. W dostarczaniu suchych, praktycznie niepotrzebnych danych przoduje tytułowe opowiadanie– znajdziemy tam między innymi tony informacji o polityce kilku państw, które właściwie zostały wymienione tylko z nazwy i stanowią tylko tło dla fabuły. Gdy akcja przyspiesza, autor się gubi – skraca, wyrzuca opisy. Zamiast dynamizmu uzyskujemy zamieszanie, co dezorientuje czytelnika. Często jest tak, że kulminacyjne momenty są tymi najbardziej niezrozumiałymi.
Powracając do nieudolnie przekazywanej fabuły – owszem, jest miejscami interesująca, ale także ma wady (chociaż wiele z nich wynika z tych nieszczęsnych niedomówień). Autor często i gęsto korzysta z „klasyki” – chociażby pierwsze opowiadanie jest przeróbką „Kopciuszka”, a w ostatnim (Której Oczu Nie Zapomnieć) główny bohater to rycerz Kipancho – „zabójczo logiczny zabójca wiatraków”. W połączeniu z wzorowaniem się na opowieściach o wiedźminie Geralcie możemy odczuć, że autor nie ma własnych pomysłów. Jednak nie jest aż tak źle z pomysłowością pisarza – tytułowy Smoczy Pazur jest zbudowany na bardzo ciekawym pomyśle (który również może być niezłym pomysłem na sesję) „dziwnego” smoka zamieszkującego wyspę, którą chce zdobyć kilka państw. Grzywna I Groszy Siedem z kolei opowiada o zagadce mordercy, który upodobał sobie zamtuz Różowy Królik jako teatr swoich działań. Niestety, te dwa opowiadania obfitują w najwięcej niedomówień, a przez sceny finałowe Grzywny... nie zdołałem się przebić drugi raz, by cokolwiek z nich zrozumieć.
Podsumowując – jedynie kilka ciekawych pomysłów, oraz parę interesujących postaci ratuje Smoczy Pazur przed najniższą oceną na skali. Wystawiam jedynkę z plusem i szczerze odradzam wydawanie chociaż jednej złotówki na to mizernej jakości „dzieło”. Szkoda także czasu na czytanie tego „czegoś”.
Wydawca straszy „Ale to dopiero początek... Zapowiadamy kolejne tomy sagi o czarokrążcy: Pogrzeb Czarownicy, Gdzie Księżniczek Brak Cnotliwych.” Strzeżcie się.
Autor: Artur Baniewicz
Tytuł: Smoczy Pazur
Wydawca: superNOWA
Ilość stron: 328
Rok wydania: 2003
ISBN: 83-7054-155-0
Cena: 28 zł
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.