Dodany: 02.10.2005 19:16|Autor: bidrek

Oswoić śmierć


Szczawiński, by napisać tę książkę, podjął pracę wolontariusza w hospicjum. Rozmawiał z pacjentami, rodziną chorych, personelem. I właśnie ich relacje są treścią „Myśli przy końcu drogi”. To zbiór kart chorób, doświadczeń, refleksji, bólu, nadziei. Ułożone i spięte zszywaczem historie życia pojedynczych ludzi. To ich wypowiedzi słyszymy, czytając; więc również ja będę się często nimi posługiwał w tym komentarzu. One, bardziej niż fabularyzowana proza, przemawiają do czytelnika i posiadają ogromną siłę.

Tomasz, 44 lat, rozpoznanie – czerniak skóry: „Chcesz artykuł pisać o hospicjum albo książkę jakąś? Człowieku! Naiwny jesteś?! Tego nikt nie będzie czytał! Ludzie nie lubią prawdy o sobie. Napisz, że hospicjum to getto. Ludzie z zewnątrz drżą na samo brzmienie słowa „hospicjum”. Nie dlatego, że panicznie boją się śmierci, ale z prostej przyczyny, że dopiero tutaj widać jak na dłoni, jaką na co dzień posługujemy się maskaradą”[1].

Ludzie, którzy czekają na śmierć, przypominają pacjentów z „Czarodziejskiej góry” Manna. Odizolowani od świata, nabierają do niego dystansu, znajdują czas na rozważanie na temat Boga, samotności, choroby, miłości. Patrzą na swoje dotychczasowe życie z boku, stają się krytyczni wobec siebie, widzą stracone szanse. Robią rachunek sumienia, wspominają, opowiadają Szczawińskiemu swoje własne widokówki z życia. Są tu pacjenci, których opuścił małżonek, zdradził przyjaciel, ale także ci, których choroba zbliżyła, ruszyła sumienia, zgasiła żal i kilkuletnią nienawiść. W hospicjum ludzie umierają trzymając kogoś bliskiego za rękę, ale jest również wiele osób samotnych, niemających na świecie nikogo, są ludzie zamożni i żebracy, starcy i młodzi, ateiści i ludzie głęboko wierzący.

I właśnie temat Boga i religii pojawia się najczęściej w wypowiedziach pacjentów.

Siostra Pelagia, 43 lata: „Nieraz widziałam, jak ludzie ciężko chorzy wracali do zdrowia właśnie dzięki woli życia – głębokiej wierze i przekonaniu, że życie jest piękne i warto trwać na tym świecie”[2].

Henryk, 65 lat, rozpoznanie – nowotwór prostaty: „Tak, oczywiście, jestem chrześcijaninem, ale po co mi religia, która głosząc: miłuj bliźniego swego jak siebie samego, przez wieki umazana była krwią niewinnych ludzi? Jaką pociechę może dać człowiekowi wiara w istnienie życia po śmierci? Panu daje? Zna pan kogoś, kto stamtąd powrócił i dał świadectwo, że to prawda?”[3].

Paweł, 59 lat, rozpoznanie – nowotwór jelita grubego: „Wiara w Boga jest tylko pochodną naszego niezrozumienia wszechświata. (…) Nie ma tego, co było, i tego, co będzie. Zawsze jest tylko „teraz”. Uważam więc, że skoro wszechświat jest wieczny, to także ludzie są wiecznotrwali, muszą tacy być, bo to wynika z prawideł fizyki. Energia nigdy nie ginie. Oczywiście po śmierci ludzie istnieją nie w takiej formie jak tu na ziemi. (…) Bajki o raju i zmartwychwstaniu ciała są jedynie dla dzieci”[4].

Janusz, 58 lat, rozpoznanie – nowotwór kości: „(…) każda religia jest piękna, o ile pozwala lepiej żyć. (…) Dlaczego ludzie błagają Boga o zdrowie i jak najdłuższe życie? Skoro tak strasznie w życiu cierpią, to śmierć powinni przyjmować jako łaskę. (…) A przecież tam podobno jest raj”[5].

Jedni zaczynają wątpić w istnienie Boga, życia po śmierci, inni natomiast tylko w tym wypatrują nadziei. W książce możemy znaleźć różne stanowiska na temat eutanazji, sensu życia, miejsca śmierci, samego hospicjum.

Janusz, 58 lat, rozpoznanie – nowotwór płuc: „Tak sympatycznie jest tutaj, personel niezwykle kulturalny i jedzenie wspaniałe. To zupełnie inny świat. Nie ma w nim odrobiny podłości, której człowiek doznaje, żyjąc w normalnym świecie. Chorzy też są mili w stosunku do siebie. Szkoda, że cały świat nie wygląda jak hospicjum. Chociaż on takim hospicjum jest – wszyscy na nim pomrzemy”[6].

Aleksandra, 64 lata, rozpoznanie – nowotwór wątroby: „Tym, co umierają w tym miejscu, łatwiej jest chyba rozstać się ze światem”[7].

Krystian, 50 lat: „Kiedy byłem zdrowy, zawsze o świcie zastanawiałem się, jaką niespodziankę przyniesie mi dzień. Leżąc tutaj, rozmyślam, czy ktoś dziś umrze”[8].

Hanna, 47 lat, naczelna pielęgniarka: „Hospicjum jest dla mnie miejscem szczególnym – pomostem pomiędzy ziemią i niebem. Z tego miejsca oddajemy naszych pacjentów wprost w ręce Boga”[9].

Hospicjum jawi nam się w tej książce nie jako umieralnia. Autor i pacjenci chcą nam udowodnić, że posłanie kogoś w to miejsce nie musi być nieetyczne, dla niektórych jest wręcz zbawienne. Owszem, łatwiej tu o zadumę, o płacz, ale jak możemy przeczytać, życie tu toczy się również normalnie. Zdarzają się kłótnie, żarty, a jeden z pacjentów nawet powie: „Fajnie tutaj jest. (…) W telewizor można popatrzeć, w karty pograć, a nawet piwko wypić, jeśli ktoś ma ochotę. No i towarzystwo ciągle się zmienia. Czego od życia więcej chcieć?”[10]. Jedni traktują ten pobyt jak wczasy, inni czują strach i żal – każdy ma swój sposób na oswojenie się z myślą o śmierci.

I my przez to ciągłe czytanie o śmierci, o przemijaniu, uczymy się także umierać. Przygotowujemy się na to, co jest nieuchronne. Szczawiński chce przyzwyczaić nas do tego, by nabrać wewnętrznego spokoju, wyciszyć się, by nie czuć złości i bezradności w momencie, kiedy przyjdzie nam umierać. To prawdziwa lekcja tanatologii dla młodych ludzi, którzy na pytanie o starość i śmierć, odpowiadają naiwnie: „Mnie to nie dotyczy”.

Piotr, 53 lata, rozpoznanie – czerniak skóry: „(…) cóż nam po osiągnięciach kultury, cywilizacji i ekonomii, skoro ciągle jesteśmy bezbronni wobec pytań najbardziej fundamentalnych i ostatecznych?”[11].

„Myśli przy końcu drogi” nie są pesymistyczną książką. Przeciwnie, daje ona nadzieję, uczy czytelnika obcowania ze śmiercią i po kilkudziesięciu stronach monotematycznych relacji już nawet nie czujemy takiego buntu, litości, rozpaczy, jak wcześniej. Przyzwyczailiśmy się już trochę do niej. Należy ją zaakceptować, bo ona i tak będzie blisko, niezależnie od tego, jak bardzo będziemy chcieli ją zagłuszyć.

Szczawiński we wstępie pisze, „że wcale nie chodzi to, by być w myśl średniowiecznego memento mori, odmawiając sobie przyjemności, które świat niesie, ale o to, żeby trwać w nim pięknie, spełniać się i jak najgłębiej przeżyć swoją doczesność”[12]. I to jest najważniejsze przesłanie tej książki. Stawiane czytelnikowi pytania egzystencjalne mają przyczynić się do tego, by żył właściwie i jednocześnie był świadomym konsekwencji swoich narodzin. Bo, wbrew pozorom, ta książka nie opowiada tylko o śmierci, ale przede wszystkim o życiu.

Pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy, kiedy pomyślę o tej książce, to „nadzieja”. I zrozumiałem również, że człowiek powinien mieć zawsze cel w życiu. Nieważne, jaki, czy Bóg, zmartwychwstanie, rodzina, uczciwość, sukces finansowy - ważne, aby był; bo kiedy go nie ma, to człowiek zachowuje się jak okręt bez steru, bez szansy na dopłynięcie do brzegu, którego sobie nawet nie wyznaczył.

Piotr, 53 lata, rozpoznanie – czerniak skóry: „Sens życia polega na tym, że życie sensu nie ma. Ten sens człowiek może tylko sam wyznaczyć”[13]. Za chwilę jednak dodaje: „Na dobrą sprawę, życie jest jak polityka: kłamstwa, perfidia i ciągła walka. Wycofać się z tego jednak strasznie trudno”[14].

Więcej od siebie już pisać nie będę, te zacytowane wypowiedzi pacjentów hospicjum są najlepszym świadectwem. Książka godna polecenia – pokazuje, że nawet śmierć może być kolejną, jeśli nie najważniejszą, lekcją.

---
[1] Wojciech Szczawiński „Myśli przy końcu drogi”, Wyd. Literackie 2004, str. 177.
[2] Tamże, str. 119.
[3] Tamże, str. 143.
[4] Tamże, str. 157.
[5] Tamże, str. 167.
[6] Tamże, str. 214.
[7] Tamże, str. 92.
[8] Tamże, str. 94.
[9] Tamże, str. 110.
[10] Tamże, str. 136.
[11] Tamże, str. 161.
[12] Tamże, str. 11.
[13] Tamże, str. 161.
[14] Tamże, str. 162.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2725
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: artur_72 05.04.2006 22:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Szczawiński, by napisać t... | bidrek
To straszne! Nie etyczne! Podjąć pracę wolontariusza w hospicjum, żeby napisać książkę. To nie jest praca wolontaryjna!!! Wolontariusz czyni dobro bezinteresownie, a Autor zrobił po prostu interes. Obrzydliwe!
Użytkownik: goesha 10.11.2006 11:56 napisał(a):
Odpowiedź na: To straszne! Nie etyczne!... | artur_72
Kim Ty jestes żeby oceniać czy działania autora były etyczne czy też nie? Nie wiesz ile w ciągu tych dwóch lat zrobił dobrego, ilu osobom pomógł, chociażby samą rozmowa wlaśnie!
Ja uważam, że sam fakt podjęcia tematu śmierci i umierania jest nie lada wyzwaniem i osiągnięciem, a tym bardziej odwaga rozmawiania o tych tematach z umierającymi, na którą większośc ludzi nie stać, są godne podziwu.
Kolejny kamyczek do przełamania społecznego tabu śmierci i umierania!
Dziękuję autorowi!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: