Dodany: 02.11.2005 00:50|Autor: kocio

Pierwszy rok


Jest rok 1937. Świeżo upieczony weterynarz James Herriot ma więcej szczęścia niż wielu jego bezrobotnych kolegów i po studiach trafia na praktykę do górskiej miejscowości Darrowby. Choć ani on, ani miejscowość tak się w rzeczywistości nie nazywają, to i tak mamy do czynienia z autobiografią.

Herriot kocha swój zawód, pokochał też przyrodę tej okolicy. Jego szefem jest raptus i ekstrawagant Sigfried Farnon, który ze swoim młodszym bratem Tristanem, młodzieńcem błyskotliwym, pogodnym i uroczym, ale nadzwyczaj leniwym, toczy nieustanne wojny. Po zatrudnieniu sekretarki, kobiety władczej, wzoru porządku i skrupulatności, nieoczekiwanie także Siegried znajduje się pod ostrzałem ze strony panny Harbottle...

Te przeciwstawne charaktery współpracowników Herriota są źródłem malowniczych konfliktów, od których w książce aż się roi. Ale nie tylko oni dostarczają młodemu weterynarzowi wrażeń. Czynią to także farmerzy - ludzie dumni i twardzi, choć gościnni - oraz same zwierzęta.

Często jest trudno, ale Herriot ma do swojej praktyki niezwykły dystans. Być może nabrał go dopiero wiele lat później, w chwili pisania książki, ale zaczątki poczucia humoru musiał mieć już wtedy. Jak bowiem podsumowuje w postscriptum do pierwszego roku swojej pracy wiejskiego weterynarza:

"Byli tam ludzie, którzy uważali mnie za niezłego weterynarza; inni, mający mnie za miłego idiotę; nieliczni przekonani, że jestem geniuszem, oraz jeden czy dwaj, którzy poszczuliby mnie psami, gdybym tylko postawił nogę na ich ziemi.

I to wszystko w ciągu roku. Jak będzie za trzydzieści lat? No cóż, jak pokazał czas, właściwie tak samo"*.

Książkę przeczytałem mając w pamięci rozmazany obraz serialu "Wszystkie stworzenia małe i duże", opartego właśnie na wspomnieniach Herriota. W dzieciństwie nie umiałem do końca połapać się w jego na poły komicznej, na poły ekscentrycznej amosferze. Czytając "Jeśli tylko potrafiłyby mówić" przekonałem się, że jest bliska atmosferze swojego literackiego pierwowzoru.

Puenty w tekście nieraz gdzieś się gubią, przez co sytuacje tracą na komicznej ostrości. Trudno więc śmiać się do rozpuku. Mimo tego jest to pogodna, sympatyczna i nieco zwariowana lektura. Trudno nie podziwiać lekkości, witalności i elegancji Herriota jako pisarza, choć przecież w głębi serca pozostał przede wszystkim wiejskim weterynarzem.


---
* James Herriot - "Jeśli tylko potrafiłyby mówić", tłum.: Irena Doleżal- Nowicka, Zbigniew A. Królicki, wyd. Zysk i S-ka, 1998, str. 221.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4811
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: