Dodany: 06.12.2005 20:21|Autor: norge

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Malinka, Bratek i Jaś
Wisłocka Michalina

1 osoba poleca ten tekst.

Ocalić od zapomnienia...


Melchior Wańkowicz napisał kiedyś o wspomnieniach, że jest to szara tkanina bez końca, tylko gdzieniegdzie błyska jakiś żółty, zielony czy czerwony supełek. I one właśnie stanowią najistotniejszy materiał do odtwarzania rzeczywistości. Sytuacje i zdarzenia, które wryły się głęboko w pamięć, są owymi supełkami, świecącymi żywym kolorem, nie zmieniającym się z upływem czasu.

Bardzo lubię czytać autobiografie. Niektóre są lepiej, inne gorzej napisane, ale zawsze znajduję w nich coś fascynującego, bo we własnym wymiarze losy pojedynczego człowieka są zawsze fascynujące i niepowtarzalne. Generalnie istnieją dwie możliwości: albo życie jest tak niezwykłe, że nawet bardzo prosta relacja przyprawia czytelnika o zawrót głowy, albo piszący jest tak utalentowany, że z najzwyklejszej historii stworzy opowieści nie z tej ziemi. Autobiograficzna książka Michaliny Wisłockiej nie należy do żadnej z tych kategorii. Jej wspomnienia są ciekawe, ale też trudno znaleźć w nich coś nadzwyczajnego. Ot, po prostu historia lat dziecinnych i dorastania, jakich pewnie wiele... Napisana prostym językiem i co najbardziej cenię, pełna ciepłej, mądrej autoironii. Podczas lektury przyszło mi do głowy, że właściwie każdy z nas przy odrobinie chęci i wysiłku mógłby podobne wspomnienia napisać. Aby „ocalić od zapomnienia” oraz, co nie mniej ważne, przekazać dzieje rodziny swoim dzieciom i wnukom. To właśnie zamierzenie kierowało autorką.

Najbardziej ujmuje mnie, kiedy Michalina Wisłocka tak ciepło i z miłością wspomina swoich rodziców, a szczególnie matkę. Jako 13-latka napisała w swoim dzienniczku z 1933 roku: „Tatuś mój jest kierownikiem szkoły powszechnej w Łodzi, a mamusia jest taką zwykłą mamusią”*. Jak każde dziecko, uważała, że wszystko, co dostaje od rodziców, jest takie zwyczajne i normalne, że świat jest właśnie w ten sposób urządzony. Jak to zwykle bywa, dopiero po latach i mając już własne dzieci uświadomiła sobie, że to nie zawsze takie oczywiste. Zrozumiała, że jej matka była nadzwyczajną kobietą, ofiarną, kochającą, świetnym pedagogiem i wychowawcą. Od najmłodszych lat wprowadzała swoje pociechy w świat kultury i literatury. Stworzyła mężowi i trójce dzieci wspaniały dom i cudowną rodzinę.

Wspomnienia Wisłockiej kończą się w 1937 roku, kiedy to ukończyła gimnazjum i, jak pisze, „zamknęła kolejną kartę swojego życia”*. Z tego co wiem, miała zamiar je kontynuować, ale chyba nie zdążyła. Szkoda, chętnie przeczytałabym więcej...


---
* Michalina Wisłocka, „Malinka, Bratek i Jaś”, wyd. Prószyński i S-ka, 1998.




(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4893
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: norge 07.12.2005 20:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Melchior Wańkowicz napisa... | norge
Okazuje się, że Michalina Wisłocka jednak zdążyła. Jej dalszy ciąg wspomnień ukazał się w 2002 roku i nosi tytuł "Miłość na całe życie. Wspomnienia z czasów beztroski". Cóż, trzeba będzie jakoś zdobyć tą książkę :-)...i dopisać ją do Biblionetki.
Użytkownik: Borczuk 07.12.2005 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Melchior Wańkowicz napisa... | norge
Nie czytałam, ale chętnie bym sięgnęła po tę książkę. Lubię Wisłocką i jutro dam jej punkty za wspaniałe podręczniki miłości. Zaczynam szukać w internecie "Malinka, Bratek i Ja"
Użytkownik: norge 08.12.2005 19:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie czytałam, ale chętnie... | Borczuk
Zastanawiam się dlaczego tak mało osób ( 64 osoby to przecie stosunkowo niewiele!) oceniło "Sztukę kochania". Przecież znacznie więcej osób ją czytało, zwłaszcza tych nieco starszych. Ciekawa jestem co myśli o tej książce nasza dzisiejsza młodzież :) Mam nadzieję, że ktos się odezwie...
Użytkownik: librarian 10.09.2006 02:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Melchior Wańkowicz napisa... | norge
Diano, czytałam oba tomy wspomnień Wisłockiej i podobały mi się niezmiernie. Dały obraz jej dzieciństwa i młodości, kształtowania się jej zainteresowań i osobowości, nie mówiąc o tym, że jako autorka okazała się urodzoną gawędziarką. Co do "Sztuki kochania", to wydaje mi się, że sama Wisłocka żałowała, że ta książka traktowała dziedzinę seksu zbyt mechanicznie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: