Dodany: 30.12.2005 18:42|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Cena wielkiej misji


To ewidentne - ale całkiem niezłej próby - „czytadło” jest opowieścią o zetknięciu dwóch obcych sobie światów: białych ludzi przybywających do Afryki w szczytnej misji oświecania i nawracania tubylców – i rdzennych Afrykanów, oczekujących od swoich nieproszonych gości zaakceptowania norm uświęconych wiekową tradycją. Zetknięcie to zachodzi w szczególnym momencie, gdy czarnoskóre społeczeństwa po kilku wiekach kolonizacji zaczynają korzystać z lekcji wyuczonych w szkołach białego człowieka w sposób przezeń nieoczekiwany, żądając autonomii politycznej i gospodarczej.

Tuż przed narodzinami wolnego kongijskiego państwa do wioski w zapadłym buszu trafia sześcioosobowa rodzina nawiedzonego misjonarza. O ile wielebny Nathan Price jest do głębi przekonany o słuszności podjętego kroku, o tyle dla reszty rodziny posunięcie to ma sens w najlepszym razie wątpliwy. Jednak ani żona, ani żadna z trzech starszych córek nie próbują przeciwstawić się despocie, za co wkrótce zapłacą wysoką cenę (jakże ironiczna jest w oryginale wymowa nazwiska kaznodziejskiej rodziny! „Price” znaczy bowiem właśnie „cena”...). Nikt jeszcze nie wie, jak bardzo pobyt w Afryce zmieni życie Orleanny i jej córek...

Przez blisko 40 lat towarzyszymy afrykańskiej odysei Price’ów, relacjonowanej na przemian ustami matki i każdej z córek: powierzchownej i próżnej Rachel, zrównoważonej i otwartej na świat Lei, ułomnej, za to ponadprzeciętnie wrażliwej i uzdolnionej Ady, wreszcie rozumującej jeszcze po dziecinnemu małej Ruth May (której – jak się okaże – nie dane będzie dorosnąć). Każda z nich inaczej reaguje na pychę i upór ojca, na zmianę klimatu, diety, środowiska – i każda też znajduje sobie własną strategię radzenia sobie z niepowodzeniami i ratowania się z życiowych katastrof.

Całą sagę odczytać możemy w dwojaki sposób: albo jako jedną z niezliczonych barwnych opowieści, przedstawiających powikłane koleje ludzkiego losu i dziejów świata, albo jako pretekst do rozważań o względności dobra i zła, prawdy i fałszu, a nawet zdrowia i kalectwa (vide historia Ady), o zjawiskach towarzyszących zderzaniu się i przenikaniu – wciąż nie do końca – odmiennych kultur. Nie ukrywam, że wolę tę drugą interpretację, ale i sama pierwsza wystarczy, by zarekomendować książkę jako wartą przeczytania i przemyślenia.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3349
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: robinslav 20.10.2017 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: To ewidentne - ale całkie... | dot59Opiekun BiblioNETki
Z tym "ewidentnym czytadłem" to przesadziłaś. Powieść jest bardzo, bardzo dobra i tak też się czyta - bardzo szybko i dobrze! Wyceniłem wysoko i porównałem wyniki (recenzje, gwiazdki) na: amazon.de gdzie gdyby nie osoba, która dała jedną gwiazdkę ponieważ otrzymała zamawiając książkę zamiast powieści jej skrót i druga, której lekturą są zapewne komiksy i która też dała jedną gwiazdkę, miałaby pani Kingsolver za "Biblię..." 4,9 gwiazdki na 5 możliwych. W goodreads 4,03 przy 567 222 oceniających (tu ponad ćwierć miliona czytelników oceniło powieść na najwyższe 5), barnes & noble 4,3. Użyciem w stosunku do książki określenia "czytadło", które już samo w sobie zawiera duży ładunek negatywny i jest ewidentnie określeniem pejoratywnym, które odstraszyć może część osób sięgających po powieść, w pewien sposób "skrzywdziłaś"i autorkę i jej dzieło i osoby, którym nie podoba się określenie, którego użyłaś.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.10.2017 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tym "ewidentnym czytadł... | robinslav
Chyba to wynika z kwestii interpretacji słów - dla mnie "czytadło" to właśnie powieść, która czyta się szybko i dobrze, która angażuje czytelnika emocjonalnie, nie sprawiając mu trudności w odbiorze, niezależnie od gatunku, wartości ideowej etc. Taka, którą można połknąć jednym tchem w pociągu. Wiem, że ostatnio coraz częściej używa się tego słowa w znaczeniu wręcz obraźliwym, utożsamiając "czytadło" z kiczem, tandetą, bezwartościową papką słowną; pisząc tę recenzję kilkanaście lat temu (i, jak może zauważyłeś, wystawiając książce zasłużoną piątkę) nie przewidziałam aż takiej zmiany. Myślę, że potencjalny czytelnik, czytając to wyjaśnienie, nie poczuje się skrzywdzony ani oszukany.

Nb. średnie ocen lub liczebność ocen najwyższych na portalach czytelniczych/ na stronach internetowych księgarń nie zawsze bywają miernikiem, któremu można ufać. Takie "Pięćdziesiąt twarzy Greya" na goodreads zasłużyło na 574 350 piątek; średnia ocena to 3,66, co w przeliczeniu na Biblionetkową 6-stopniową skalę wychodzi pomiędzy 4 a 4,5. Dlatego wolę czytać recenzje, nawet złe, bo więcej z nich można się dowiedzieć o zaletach i wadach lektury.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 23.10.2017 07:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba to wynika z kwestii... | dot59Opiekun BiblioNETki
O, znów się wyraziłam niejednoznacznie: w ostatnim zdaniu użyłam słowa "złe" mając na myśli "niepochlebne".
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: