Dodany: 12.02.2006 21:57|Autor: czupirek
Po-"odpoczynkowo"
Niby miałam ferie. Chociaż raz nie odkładałam sobie egzaminów na ostatnią chwilę, bo zresztą wyjątkowo były to przedmioty, na które chodziło po 100 osób, a nie po 10, miałam więc ferii więcej niż zwykle, bo półtora tygodnia. Na UG ferie zimowe trwają mianowicie tydzień :->, sesja poprawkowa jest już w kolejnym semestrze.
I bardzo mało czytałam. Kończę zbiorek z dramatami Becketta, zostawiłam sobie na koniec najwyżej mi się polecankujacą "Końcówkę". Doszłam do wniosku, że bardziej jednak podobałyby mi się na scenie. Staram się czytać je w specyficzny sposób, wczuwajac się jednak w tę "sceniczność", mam z tym jednak niejakie problemy.
Czytywany ostatnio do śniadanka nowy Mikołajek też już się ma ku końcowi.
Zaczęłam "Nerwicę i rozwój człowieka" Karen Horney. Jak na razie jestem przerażona, bo to książka o mnie.
W ogóle strasznie dużo chcę zaczynać, a potem nie chce mi się kończyć. Zupełnie nie wiem, na czym sie skupić. A tu już nowy semestr i tym razem naprawdę już muszę tę magisterkę pisać. Znowu będzie mniej czasu na czytanie.
Kiedyś pisałam w wątku o tym, ile książek czytamy, że w sumie to czytam jedną naraz. Owa "jedna naraz" też jest zresztą trochę specyficznie, bo nieściśle rozumiana; w chwilę (dni, tygodnie?) po tym, jak to napisałam, oczywiście wyszło mi, że trochę chyba nakłamałam, że właśnie ja to tak dziwacznie rozumiem. Tak naprawdę prawie co chwilę zaczynam coś czytać, przetwarzam kilka stron, a potem ląduje gdzieś daleko ta książka, po jakimś czasie do niej zresztą wracam, najczęściej czytając znów od początku.
Są zresztą książki, które czyta się przez dwa tygodnie, a są i takie pochłanialne w jeden dzień. Po prostu muszę sobie dawkować i jedne, i drugie, nie byłabym w stanie czytać "jednostajnie".
Trochę sobie nie umiem poradzić z wieloma rzeczami.
A tak w ogóle to od paru dni maluję pokój. To dlatego mało czytałam.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.