Dodany: 15.08.2004 22:55|Autor: Agirl
bez tytułu
Niesamowita, fascynująca książka o "niemożliwych" przygodach indyjskiego chłopca Pi Patela ocalałego z tonącego "Tsimtsuma", na którym zginęła cała jego rodzina. Od początku niesamowitość wciąga, nie pozwala się oderwać, funduje "otwartemu duchowi" prawdziwą ucztę. Od opisów zwierząt w zoo, przez ciekawy sposób zapytania o kwestię Boga, przechodzi wreszcie do 7-miesięcznej wędrówki przez Ocean Spokojny. Początkowo z hieną centkowaną, orangutanem, zebrą i tygrysem bengalskim; dalej, w wyniku naturalnej selekcji, tylko już z tym ostatnim. Często zaskakujące myśli Pi to samo sedno optymizmu i ludzkiej woli przeżycia, bo choć cierpi niemiłosiernie i jest przecież "1 chłopiec w kompletnym, jeśli nie liczyć zgubionego buta, lekkim ubraniu, 1 tygrys bengalski, 1 szalupa, 1 ocean, 1 Bóg", to on potrafi się cieszyć z cudownej scenerii, w jakiej przyszło mu cierpieć i z tak pięknym, dostojnym zwierzęciem, podziwiać miasta ryb, milknąć w niewypowiedzianym zachwycie, gdy piorun przebija ocean. "Szukasz okruchów szczęścia tam, gdzie to tylko możliwe. Dochodzisz do takiego punktu, kiedy jesteś na samym dnie piekła, a jednak stoisz z założonymi rękami i uśmiechem na twarzy i czujesz, że jesteś największym szczęściarzem na świecie. Dlaczego? Bo u twoich stóp leży maleńka martwa rybka." "Śmierć nadaje jakąś logikę twoim emocjom, czy rozmyślasz o niej w chwili, kiedy jesteś bezpieczny i nic się nie dzieje, czy też w momencie, gdy uciekasz jej spod kosy i twoje cenne życie wisi na włosku". A jednak to, co przeżył Pi można nazwać pasmem cudów i nieraz, paradoksalnie, tygrys ze swym zwierzęcym instynktem (na wyspie i gdy pożarł kucharza zdolnego do ludobójstwa i ludożerstwa) lub tym, że po prostu był, ratował mu życie. Cudem jest pojawienie się szczura znikąd ("zmaterializował się na dnie szalupy"), gdy tygrys zamierzał zaatakować, ławica latających ryb, gdy nie było co jeść, spotkanie dwóch oślepłych rozbitków na ogromnym oceanie. Sedno człowieczeństwa w walce o przeżycie, stały (no tak prawie...) ląd - raj, który okazał się wyspą prosto z największych koszmarów, dosłownie toksyczną, z której trzeba było uciekać, choć na samym początku to niewiarygodne, ruchliwe stadko "surykatek" w dwóch momentach sprawiło, iż tak wczułam się w Pi, że poleciały mi łzy. (Horroru z wyspą z toksycznych w nocy alg i niektórych drzew, która zabija ryby słodkością wody, a później je rozpuszcza, gdzie jedynymi mieszkańcami jest dziwna odmiana surykatek, które dają ze sobą zrobić wszystko, a jednocześnie w nocy uciekają na drzewa w obawie przed rozpuszczeniem, a w zwojach liści na kształt owoców jedynego płodnego drzewa znajduje się cały komplet ludzkich zębów, i tu trafia chłopiec z tygrysem, nie wymyślił chyba nikt!). Pod koniec, zbierając to wszystko, jeszcze trudniej uwierzyć, ale "Czy opowiadnie o czymś za pomocą słów (...) nie jest samo w sobie wymyślaniem? (...) Słowo samo w sobie nie ma jednego, określonego znaczenia. Jego znaczenie zależy od tego, jak je rozumiemy, prawda? Rozumiejąc coś w określony sposób, nadajemy temu czemuś znaczenie. Czy wobec tego życie nie jest rodzajem opowieści?" I wiecie co, jeśli ta książka Was absolutnie nie zachwyci, nie uniesie nad, poza rzeczywistość to znaczy, że wy chcecie: "Opowieści, która nie będzie was zaskakiwać. Która potwierdzi to, co już wiecie. Która nie zmusi Was do patrzenia wyżej, dalej czy inaczej. Chcecie banalnej historyjki. Pozbawionej dynamiki, Chcecie suchych jałowych faktów (...)". Ponieważ "Życie Pi" jest niewiarygodne i niemożliwe, ale jak on sam to określił: "Tak samo jak wygrana w totalizatora, a jednak ktoś zawsze wygrywa". POLECAM!!!!!
I na zakończenie jeszcze jeden fajny cytacik: "W życiu jest ważne to, żeby wszystko było właściwie zwieńczone. Inaczej człowiek zostaje ze słowami, które powinien był wypowiedzieć, ale nie wypowiedział, i z sercem przepełnionym żalem. To spartaczone pożegnanie boli (...)".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.