Dodany: 16.08.2004 16:27|Autor: dagunia1

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Oliwkowy labirynt
Mendoza Eduardo

O błędach obłędnego rycerza słów kilka


Don Kichot żyje - i ma się dobrze. Nic nie wart był jego kamuflaż: na przedmieściach Barcelony rycerza odnalazł Eduardo Mendoza. Zdemaskował pensjonariusza domu wariatów, by wciągnąć w nową fabułę. Oto więc jest: bohater wszech czasów znów w akcji, znów w służbie sprawiedliwości. Odnaleziony symbol hiszpańskiego ducha.

W tę opowieść szaleńca nie sposób uwierzyć. Pacjent szpitala psychiatrycznego pada ofiarą porwania. Jego osoba służy porywaczom za bezwartościowego pionka, który ma dostarczyć okup za innego porwanego. Wariaci niekiedy bywają dziecinnie ufni. I ten wariat też zaufał swoim porywaczom - i byłby wykonał operację, i szczęśliwie ją zakończył, gdyby nie pech. Sprawy uległy skomplikowaniu: zginęły pieniądze na okup, zamordowano człowieka, zaraz, nie jednego człowieka, ale cały zastęp ludzi. Naiwnemu wariatowi depczą po piętach dwie wściekłe bandy morderców, skłonne oskalpować pechowca. Wkrótce jego kłopoty przypadną w udziale pięknej kobiecie, a także zdziwaczałemu starcowi, znów zginą ludzie i - dość. I - uff. Tłumaczenie fabuły metodą zdroworozsądkową okazuje się nieprzydatne. Zgadnijcie, czym jest „Oliwkowy labirynt”? Próba odpowiedzi to pułapka na durniów.

Bezczelna książka, co przedrzeźnia czytelnika. Tani cyrk, w którym klowni żonglują konwencjami literackimi. Byłby „Oliwkowy labirynt” klasyczną powieścią sensacyjną, z wątkiem romantycznym? Powieścią łotrzykowską przeplecioną pasmem rycerskiego eposu? Komedią omyłek? A może wreszcie efektem pokątnego procederu literackiego kombinatorstwa? Tak. Ta książka jest wszystkim. Jest grą. Jest wybebeszonym schematem powieści detektywistycznej, w której bohaterowie, dawno temu zaprojektowani, wyłamują się ze stereotypów. Przerastają siebie samych - ale czy są lepsi? Mendoza jawnie sobie kpi z konwencji: jego postaci, przemyślnie zniekształcone, są nieudacznikami, tępymi dyletantami, którzy tylko stroją się w powagę filozofującego wszech znawstwa. W centrum powieści króluje Don Kichot, błędny (i obłędny) rycerz, co raz jeszcze chce (skoro już musi) zbawić świat. Podejmuje pogoń za mordercami, przywdziewając maski: a to kelnera (jednorękiego), a to sprzątaczki (kwieciste podomki są szczególnie twarzowe), a to znów eleganta w garniturze (przepasanego sznurkiem do bielizny). Literacka szarża, którą przypuszcza na czytelnika niewydarzony detektyw, jest równie barwna. Brnąc dzielnie przez meandry fabuły, bohater rozbija wszelkie iluzje realizmu. To się zdarzyć nie mogło - a jednak się zdarzyło, chociaż narrator (pamiętajmy, pacjent specjalistycznego szpitala) zaciera granice między rzeczywistym a wymyślonym. „Oliwkowy labirynt” jest powieścią akcji - i powieścią języka. Bo w tym języku lepkim i gęstym jak miód można się zanurzyć: i poczuć barokową słodycz maniery.

Mendoza zasługuje na miano najbezczelniejszego pisarza, który odpompatycznia mitologię i degraduje tradycję. Jednakże impertynencka kokieteria tej literatury działa na nas zniewalająco. „Oliwkowy labirynt” czyta się przednio - ta powieść jest wszakże kluczeniem po labiryncie. I gdzież znajduje się ten labirynt? Jakie uliczki i zaułki są na tyle ciemne i brudne, aby pomieścić taką fabułę? Witajcie w Barcelonie, jedynym mieście, w którym mogła przydarzyć się ta historia.

(Dagmara Pędrak)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5270
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: