Dodany: 26.04.2006 16:58|Autor: kocio

W oparach śmierci


"Sprawa Arbogasta" opowiada historię, która podobno wydarzyła się rzeczywiście w powojennych Niemczech pod koniec lat 50., jest to więc w pewnym stopniu literatura faktu. Tylko że to niewielki fragmencik całości, główna osnowa tej książki.

To opowieść o mężczyźnie, który jest podejrzany o zabójstwo. Trafia on na wiele lat do więzienia jedynie na podstawie ustnej opinii biegłego, wziętej nie wiadomo skąd, a przynajmniej nie z dostępnych materiałów dowodowych. Dopiero od połowy książki, gdy wszystko wydaje się zaklepane, następuje zwrot. Znajdują się osoby, które chcą się zająć zapomnianą sprawą, w której popełniono widoczny błąd, i które wierzą Arbogastowi. Więzień nigdy nie przyznał się do winy.

Ale mimo wątku sądowego i kwestii przyczyn śmierci domniemanej ofiary Arbogasta jest to także w mizernym stopniu dramat sądowy oraz ledwie zarysowany kryminał. Powieść Thomasa Hettche prezentuje bardzo charakterystyczny styl, nawiązujący do tych gatunków, ale jednak własny i wyraźny jak podpis na czeku. Na swój użytek nazwałem ten rodzaj pisarstwa "kryminałem egzystencjalnym".

Książka nie ma jasno sprecyzowanego tematu. To znaczy ma, akcja nawet daje się śledzić i streścić, ale sprawia wrażenie pretekstu dla czegoś niezrozumiałego, czego chyba nawet sam autor nie potrafiłby nazwać. Ważny jest tu klimat, mroczny, wiszący jakby ciemną chmurą, z której jednak nie grzmi i nic nie pada.

Wszyscy bez wyjątku uczestnicy tej historii sprawiają wrażenie ludzi naznaczonych cieniem śmierci i zamkniętych w bańkach samotności nie mniej skutecznie niż Hans Arbogast w swojej celi. Nie ma w tym żadnej boleści, nie ma smutku ani przerażenia, jest jakby obojętne pogodzenie się z wszechobecną aurą przemijania.

W innym wypadku nazwałbym to bez wahania melancholią, ale sposób, w jaki autor buduje tę przykrą atmosferę, jest zupełnie nietypowy: powstaje ona przez opisywanie rzeczy jakby bez domknięcia. Za każdym detalem, który normalnie tworzyłby fragment spójnego książkowego świata, pozostaje ogon spraw niedopowiedzianych, odsyłający gdzieś w nieskończoność. Po jakimś czasie powstaje nieodparte wrażenie, że większość tekstu nie ma właściwie znaczenia i służy tylko hipnotyzowaniu.

Trzeba przyznać, że z tego zadania Hettche wywiązał się profesjonalnie: mroczny efekt nie jest w żaden sposób wymuszony i nie zawiera śladu groteskowej deformacji. Inna sprawa, że o ile podoba mi się ta powaga w pisaniu powieści i uczciwe traktowanie czytelników, to jej czytanie sprawia przyjemność tylko po części. Winna jest oczywiście tylko - i aż - ta ciężka atmosfera.

Jedyną znaną mi powieścią w jakiś sposób pokrewną "Sprawie Arbogasta" jest "Proces" Kafki. Ale Kafka stworzył - jak powszechnie się uważa - literacki obraz dramatycznego ludzkiego losu. Tu koniec można właściwie odczytywać optymistycznie, ale ani ten optymizm nie jest bezwarunkowy, ani nie zmienia w najmniejszej nawet mierze gęstej atmosfery książki. Zamiast wielkiej paraboli mamy z kolei kilka portretów połączonych tylko wspólną cechą.

Nie potrafię powiedzieć, dlaczego powstała taka książka. Jako kryminał nie zaspokaja specjalnie ciekawości ani nie uwodzi wartkim biegiem wydarzeń. Przeciwnie, sączy się jak przeciągły, cichy szept "memento mori". Wbrew zapowiedziom, tylko ślizga się po szczegółach i nie mówi nic istotnego o Niemczech i Niemcach. Z drugiej strony, ponury nimb nie upośledził zdolności pisania autora i jakiekolwiek zarzuty grafomanii "na smutno" (jak w słynnej piosence Poety z "Rejsu") byłyby nie fair. To frustrujące, ale mimo najlepszych chęci naprawdę nie umiem o wartości "Sprawy Arbogasta" powiedzieć nic jednoznacznego.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1064
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: