Kiedy byłam małą dziewczynką, byłam przekonana, że wszystkie bliźniaczki na świecie mają na imię Ula i Asia, a wszystkie opóźnione w rozwoju dziewczynki mają na imię Julita. Taka Julita mieszkała w sąsiedztwie. Miałam jakieś 5 lat, ona – około 16. Miała ciało dojrzałej kobiety: duże piersi, wciętą talię, długie, zgrabne nogi. Niektóre dzieciaki naśmiewały się z niej, ale nie dlatego, że była opóźniona, ale dlatego, że jej ciało już dojrzało. A my? My się bawiliśmy z Julitą – była istotą łagodną, pogodną i sympatyczną.
Czytając „Chwasta”, widziałam Julitę. Bo Agatka też miała 16 lat, też nie mówiła pełnymi zdaniami, też lekce sobie ważyła konwenanse i tak samo jak Julita po prostu chciała się bawić – z dziećmi, ze zwierzakami, które akceptują inność bez zbędnych pytań.
Nie dziwi mnie ilość nieszczęść spadających na narratorkę – życie i tak jest okrutniejsze niż jakakolwiek historia. Wykorzystanie seksualne, dom dziecka, opuszczenie – najpierw przez matkę, potem przez ojca, mąż – psychiczny oprawca i teściowa – żandarm, upośledzone dziecko, ciężka choroba... To się dzieje, stale, bez przerwy, to spotyka nas, naszych przyjaciół, sąsiadów, ludzi mijanych na ulicy. To i jeszcze gorsze rzeczy... więc nie dziwię się.
Porusza mnie miłość matki do córki i irytuje wściekle. Czy matka, która kocha, przez 16 lat pozwala, żeby jej mąż znęcał się nad dzieckiem i seksualnie je wykorzystywał? Czy matka, która kocha, zgadza się na wyuczoną bezradność? Czy dla matki, która kocha, istnieje coś ważniejszego niż dziecko? Matka książkowa na wszystkie pytania odpowiedziałaby „tak”, więc... jaka to miłość? Mając perspektywy, wykształcenie pozwalające na pracę w domu i całkiem niezłe zarobki, na opiekę nad dzieckiem, na uczenie go życia ta kobieta (nie umiem o niej myśleć inaczej!) swoje niepełnosprawne dziecko ubezwłasnowolnia. Ogranicza je i uzależnia od siebie w większym stopni, niż to jest konieczne. Tak nie krzywdzi dziecka matka kochająca.
Chce zabić swoje dziecko i siebie – bo kto się nim zajmie po jej śmierci? Nie szokuje mnie ten wybór. Rozumiem. To akurat rozumiem doskonale... Tok jej myślenia, spostrzeżenia dotyczące innych matek, które zbiły swoje dzieci, i śmierci, rozumiem głęboko, aż w trzewiach. Podobnie nie akceptuję opinii publicznej i fałszywego zainteresowania – po fakcie i na chwilę.
Drażni mnie jej stosunek do niewidomego Janusza. Traktuje go dokładnie tak, jak sama nie chciała być traktowana. Daje mu nadzieję, pozwala się prowadzić przez życie za rękę, a potem nagle, bez słowa, odsuwa się, znika. Nie wykorzystuje szansy dla siebie, dla Agatki. Postać Janusza za to bardzo lubię, jest mi szalenie bliska – znałam kiedyś kogoś takiego. I dziwi mnie zdziwienie, kiedy się okazuje, że Janusz jest samodzielny. Przecież ma umysł sprawny i ostry jak brzytwa!
Skojarzenia – z „Poczwarką” Terakowskiej i z „Celą” Sobolewskiej.
Chwast (
Banach Iwona)
tak samo boli jak „Poczwarka”. Ale nie przypomina „Celi”, która przecież nie jest beletrystyką, nie jest też tak rozdzierająco smutna.
Zakończenie... nie wiem, czy je polubię, bo nie wiem, jakie jest. Nie lubię happy endów, ale czy to happy end?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.