Dodany: 20.05.2006 00:01|Autor: bogna

Książki i okolice> Rozmowa z pisarzem

Marek Oziewicz - Spotkanie nr 6


SPOTKANIE ZAKOŃCZONE


Marek Oziewicz urodził się 19 maja 1970 we Wrocławiu, gdzie oprócz urodzin spotkało go wszystko, co najlepsze: pierwszy film z Bolkiem i Lolkiem, pierwsza fanga w nos od najlepszego kumpla w podstawówce, pierwsza piątka z WF-u w ogólniaku i w ogóle same pierwsze rzeczy. Dzięki wrodzonej beztrosce udało mu się zdać maturę w źle dobranych butach (1989); ukończyć wrocławską anglistykę bez szwanku na umyśle (1996); obronić doktorat z Opowieści Narnijskich Lewisa, którego odkrył dopiero jako dorosły (2000); oraz zająć się mitopoetyką, szczególnie w kontekście amerykańskiej literatury fantasy, co powinno zakończyć się habilitacją i nowym garniturem (2007). Do dziś jest psychicznie i zawodowo związany ze stolicą Dolnego Śląska, chociaż w 2003 r. porzucił blok i osiadł w domu na brzozowej górce w małej wiosce pod Wrocławiem.

Jako literaturoznawca, krytyk i tłumacz jest niemal pracoholikiem. Czyta olbrzymie ilości książek, publikuje po kilka artykułów rocznie, jeździ na konferencje, uczy od ośmiu do jedenastu przedmiotów na trzech uczelniach, tłumaczy poezję i wydaje prace naukowe. Jest też stypendystą Fulbrighta i Fundacji Kościuszkowskiej, oraz współzałożycielem i kierownikiem Pracowni Anglojęzycznej Literatury Dziecięcej i Młodzieżowej przy Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Wrocławskiego.
W 2004 Krakowskie wydawnictwo Miniatura opublikowało jego tłumaczenie zbioru wierszy Rumiego: Dżalaluddin Rumi: Wybór Poezji. Monografia Magiczny Urok Narnii. Poetyka i Filozofia "Opowieści z Narnii" C. S. Lewisa ukazała się nakładem wydawnictwa Universitas w 2005 r., w tym samym roku co wydana przez wydawnictwo Cztery Rzeki Tęsknota. Wiersze, przypowieści i listy Dżalaluddina Rumiego.
Współredagowany przez niego zbiór esejów naukowych „Towards or Back to Human Values? Spiritual and Moral Dimension of Contemporary Fantasy” ukazał się w 2006 nakładem Cambridge Scholars Press. Monografia, nad którą aktualnie pracuje: "American Mythopoeic Fantasy. The Search for the Mythology of the Unified Earth" ukaże się drukiem w Stanach Zjednoczonych w 2007 r. i ma szanse stać się jednym z najlepszych na świecie opracowań krytycznych poświęconych literaturze fantasy.

Nic z tego nie byłoby możliwe, gdyby nie miał wielkiego wsparcia w rodzinie. Jest bowiem zwierzęciem rodzinnym. Ma mądrą, piękną i kochaną żonę, którą wielbi duszą i ciałem. Ma też dwóch cudownych, niemożliwych do opanowania synów (7 i 4), którzy nie przestają go zaskakiwać i ucieleśniają radość życia.
Ma też całkiem szerokie grono przyjaciół, którzy są dla niego inspiracją, jak i radością bycia razem. Co tu kryć, ma tyle powodów do wdzięczności, że czasami, aż dziwne, tak uważa, że jest Polakiem.
Nawet to, że nie ma własnej strony internetowej, jest dla niego powodem do radości.


Na stronę pisarza, gdzie napisał "słowo o sobie", można wejść tutaj.

Dyskusja pod tekstem jest zamknięta. Oznacza to, że nie można dodawać nowych komentarzy, ani odpowiadać na istniejące.





Wyświetleń: 27439
Dyskusja została zamknięta.
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 56
Użytkownik: bogna 01.06.2006 06:48 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
Pierwszy raz zetknęłam się z Rumim czytając książkę "Nie wszystek umrę..." : Niezwykłe odkrycia stu lat badań nad śmiercią [Ian Currie]. Autor cytuje tam spory fragment jego wiersza. Może ja też zacytuję tu kawałek:

Zmarłem jako minerał i narodziłem się rośliną;
Zmarłem jako roślina i wzrosłem jako zwierzę;
Zmarłem jak zwierzę i oto byłem człowiekiem.
Czegóż mam się lękać? Cóż tracę umierając?

Cieszę się, że dzięki Tobie mogłam przeczytać jego wiersze. Ciekawa jestem, jak Ty na niego trafiłeś...
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 23:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwszy raz zetknęłam si... | bogna
Rumi to jeden z wielkich darow, ktore dostalem w Indiach. Szczegoly opisalem w jednej z odpowiedzi ponizej.
Użytkownik: verdiana 01.06.2006 08:44 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
Niedawno wywiązała się dyskusja o literaturze wschodniej, o tym, że poza Ireneuszem Kanią, mało kto zna i chce tłumaczyć literaturę wschodnią z oryginałów. Podstawą Twojego tłumaczenia jest angielskie tłumaczenie Colemana Barksa, który też nie tłumaczył bezpośrednio z perskiego. Dlaczego zdecydowałeś się na taki wielokrotny „głuchy telefon” i czy nie obawiasz się, że tłumaczenie tłumaczenia tłumaczenia nie będzie już nawet zbliżone do oryginału?
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno wywiązała się dy... | verdiana
No jasne, ze nie jest zblizone do oryginalu! Mowienie o tej ksiazce jako o tlumaczeniu jest wlasciwie nie do obrony. To sa raczej wersje Rumiego. Tym niemniej znam wiele z tych wierszy w tlumaczeniach innych osob (w wersjach polskich i angielskich) i jestem przekonany, ze mozna rozpoznac ten sam kawalek niezaleznie od tego w czyjej wersji na niego trafiasz. Z moich doswiadczen czytelniczych nie jest jednak istotne czy to co czytam jest "wierne" oryginalowi, ale czy jest piekne. Znam wierne wersje Duleby ale sa one dla mnie nie do strawienia. Znam tez wersje angielskie Nicholsona, czy tez tureckie-angielskie Ergina. Zadna nie umywa sie do plynnosci wersji Barksa.
Kiedys probowalem sie uczyc poludniowoindyjskiego jezyka Telugu, zeby tlumaczyc inna poezje. Jeszcze wczesniej chodzil mi po glowie Bengali i tez pod katem poezji. Perski tez bylby do nauczenia. Problem jednak w tym, ze zbyt dobrze czytalo mi sie te teksty po angielsku. Virginia Woolf twierdzila, ze "pod" myslami, "pod" slowami i przed wszelka werbalizacja istnieja fale przed-pojec, ktorych dobry pisarz slucha. One nisa go do brzegu i dopero tam zmieniaja sie w slowa, obrazy i pojecia. Wydaje mi sie (ale nie mowie tu o moich dotychczasowych probach), ze mozliwe jest dotarcie do tego poziomu przez "zapadniecie" sie w to, co tekst mowi, a potem mozna tez sie z tej glebi wyciagnac, ale juz w slowach innego jezyka. Nie wiem czy to dla was ma sens, ale ja czuje, ze w ten sposob czlowiek odkrywa istote tlumaczenia; bo czyz nie jest to w ostocie esencja komunikacj? W moim przypadku wiara w tlumaczenie jest wiara w to, ze gdzies gleboko wszyscy ludzie sa czescia wielkiej jednosci.
Użytkownik: verdiana 01.06.2006 08:44 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
Skąd ta miłość do Rumiego i dlaczego akurat taki wybór tekstów? Ciekawi mnie, wedle jakiego kryterium je wybierałeś.
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 15:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Skąd ta miłość do Rumiego... | verdiana
Rumiego poznalem w 1996 roku w Indiach, gdzie przez pewien czas dzielilem pokoj z malomownym Amerykaninem. Ow Amerykanin raz po raz czylal cos z ksiazki w gazetowej-podroznej oprawie i zasmiewal sie, plakal, albo siedzial rozanielony z blogim usmiechem na twarzy. Oczywiscie zapytalem go, co to za ksiazka i okazalo sie, ze Rumi w przekladzie Colemana Barksa. Ostatecznie Keith podarowal mi ja wyjezdzajac no i tak sie zaczelo.
Wybor tekstow w pierwszej ksiazce jest autorstwa Barksa, bo cala ksiazka jest tlumaczeniem jego zbioru The Essential Rumi. W drugiej ksiazce wybieralem wiersze z kilku zbiorow, a kryterium bylo czysto intuicyjne. Nie mam wytlumaczenia poza tym, ze byly to wiersze, ktore mocno do mnie przemawialy.
Użytkownik: verdiana 03.06.2006 19:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Rumiego poznalem w 1996 r... | m.oziewicz
Czyli ten wybór tyle samo mówi o Rumim, co o Tobie - tak lubię. :-)

A co robiłeś w Indiach? I czy przywiozłeś jakieś historie? Nigdy tam nie byłam, a marzę o tym - proszę o wszystko, o czym tylko możesz nam napisać.
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 23:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyli ten wybór tyle samo... | verdiana
Pojechalem do Indii bo mialem sen, ze czeka tam na mnie moj mistrz. No i znalazlem go, ale oprocz tego wszystko bylo zupelnie inaczej niz moglem to sobie wyobrazac. Nie wrocilem oswiecony, ale jezdzilem odtad do Indii wiele razy no i caly czas sie ucze.
Indie sa wspaniale, a wloczega w poszukiwaniu odpowiedzi to najlepsza rzecz, jaka mozna robic. Osobiscie sadze, ze czlowiek zostal stworzony wlasnie do wedrowki, konkretnie do pielgrzymki. Dla mnie to najnaturalniejszy stan. Zycie osiadle, no coz,.. . jest osiadle i troche odciaga od poszukiwan. Ale tez jest dla ludzi. W pewnym czasie mialem wielkie opory przed zalozeniem rodziny; dzis wiem, ze nigdy bym sie tyle nie nauczyl gdyby nie rodzina. W skali Rumiego jestem wciaz druga strofa we wstepie Masnawi
Użytkownik: verdiana 04.06.2006 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Pojechalem do Indii bo mi... | m.oziewicz
Na czym polega, według Ciebie, rola mistrza? Kim jest dla Ciebie mistrz?
Użytkownik: m.oziewicz 09.06.2006 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Na czym polega, według Ci... | verdiana
Mistrz pokazuje kierunek i inspiruje. Sanskryckie "guru" (mistrz) etymologicznie wywodzi sie, miedzy innymi, od "guri" (celu). Tak naprawde kazdy czlowiek ma wielu mistrzow, ktorym zawdziecza rozmaite rzeczy na roznych poziomach. Mistrz duchowy rozni sie od nich wlasciwie tylko tym, ze pokazuje te obszary ludzkiego doswiadczenia, o ktorych wszyscy mowia, a malo kto faktycznie cos wie. Nasza wspolczesna kultura oparta na specyficznie (i antytradycjonalistycznie) pojetej indywidualnosci postrzega instytucje nauczyciela duchowego jako anachronizm lub fikcyjny punkt wsparcia dla osob slabych i dazacych do uzaleznienia. Ta wspolczesna, wypaczona idea "Zosi samosizmu" lezy u podloza dziesiatek podrecznikow w stylu "zrob to sam", opisujacych jak samemu dokonac wszelkiego postepu: od zbudowania domu, opanowania gry w tenisa, wyhodowania ulozonego psa, osiagniecia mistrzostwa w przyrzadzaniu pizzy, usuniecia raka przez pozytywne myslenie, az po oswiecenie. Jest to jednak myslenie calkowicie zwodne na dluzsza mete i w powaznych sprawach. Ignoruje ono bowiem przekaz tradycji z czlowieka na czlowieka, a to wlasnie w ten sposob prawdziwa wiedza i doswiadczenie kumuluja sie z korzyscia dla adeptow, ktorzy wielu praw nie musza juz formulowac od nowa, bo zostalo to juz zrobione przez wielu przed nimi. Tak dziala przeciez nauka. Duchowosc, oczywiscie, jest bardzo specyficznym obszarem, gdzie jednoczesnie liczy sie zarowno i przekaz jak i osobiste doswiadczenie.

Guru, w moim pojeciu, inspiruje i prowokuje, ale nie daje odpowiedzi. Byc moze wiekszosc naszych powaznych pytan nie ma odpowiedzi, albo kazda z nich, kiedy zostaje ujeta w slowa, splyca nasze rozumienie. Nie wiem... Guru mowi tez z wlasnego doswiadczenia, a nie z wiary lub przekonania opartego wylacznie na ideach. Na najwyzszym poziomie prawdziwy guru moze tez w realny sposob pomagac uczniowi w jego zmaganiach ze zwykla egzystencja. Moze uzdrawiac, uratowac z wypadku, "poukladac" tzw. zbiegi okolicznosci, pojawiac sie w snach, no i w inne sposoby pomagac ci kroczyc sciezka. Takie rzeczy sa, oczywiscie, nie do udowodnienia, ale w moim przekonaniu dzieja sie na biezaco w zyciu wielu ludzi.
Użytkownik: verdiana 09.06.2006 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Mistrz pokazuje kierunek ... | m.oziewicz
Podobnie postrzega pojęcie mistrza Eichelberger, któremu z kolei bliska jest filozofia Zen.

Podoba mi się to połączenie nauki z duchowością i "układaniem" okoliczności (łagodzących).
Użytkownik: verdiana 01.06.2006 08:45 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
„Masnawi jest skomplikowanym, dojrzałym dziełem, podobnym Szekspirowskim tragediom i późnym romansom, którego nie można przetłumaczyć, a mimo to – lub właśnie dlatego – należy przetłumaczyć”.

Krzysztof Rutkowski podobne niemożliwości przeżywa, tłumacząc Quignarda. Prze-powiada go wtedy na nowo. Zrezygnowałeś z dwunastozgłoskowych strof dystychicznych, w których hemistychy też się rymują, na rzecz amerykańskiego wiersza wolnego. To rzeczywiście jak prze-powiadanie. Czy tak było łatwiej?

Swoją drogą, jestem zszokowana, że tak skomplikowane strofy powstawały „w spontanicznej recytacji”, a nie w drodze mozolnego rodzenia każdego rymu. Już samo to sprawia, że chcę poobcować z twórczością Rumiego!
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 15:25 napisał(a):
Odpowiedź na: „Masnawi jest skomp... | verdiana
Tak, "prze-powiadanie" to bardzo trafne ujecie calego procesu. Czy tak bylo latwiej? Na pewno, ale przyznaje, ze nosze gdzies w sobie lekkie niezaspokojenie zwiazane z wyzwaniem dwunastozgloskowca. Na razie nie jestem w stanie go podjac, tym bardziej, ze moje tlumaczenia nie sa praca z oryginalem ale z wersjami amerykanskimi.
Podobne niezaspokojenie musialo chyba tez nekac Barksa, bo w niedawnym zbiorze The Soul of Rumi zawarl wierszowane tlumaczenie calej ksiegi czwartej Masnawi. Ale i tak nie jest to dwunastozgloskowiec, ale nierowne dystychy 14 a nawet 16 zgloskowe. Slyszalem nagranie recytacji Masnawi w oryginale i sadze, ze oddanie tego w innym jezyku, slowianskim czy germanskim, jest prawie niemozliwe. Zupelnie inna melodyka.
Byc moze, jak kiedys nabiore wiekszej oglady i wyczucia, poddam Rumiego probie polskiego, Mickiewiczowskiego trzynastozgloskowca. Na razie to musi jednak pozostac w sferze planow.

Użytkownik: verdiana 03.06.2006 19:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, "prze-powiadani... | m.oziewicz
Operujesz perskim? Czy tłumaczyłbyś znowu z angielskiego?
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Operujesz perskim? Czy tł... | verdiana
Niestety nie. Tylko angielski.
Użytkownik: verdiana 01.06.2006 08:46 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
Hazrat Inayat Khan pisze:
„Rumi twierdzi, że najgorszy wróg czai się w twoim wnętrzu, i że jest nim twa zwierzęca energia, lub też fałszywe ego”.

To brzmi zupełnie jak Freud i jego następcy z ego, superego, libido i id!

A to:
„Lepiej mieć tysiąc znanych wrogów na zewnątrz niż jednego w sobie, o którym się nie wie”
...z kolei nawoływanie do autointracepcji! A mówi się, że psychologia ma dopiero 100 lat... Poczytam jeszcze trochę Rumiego i okaże się, że prapoczątki psychologii były inne, niż się powszechnie sądzi. :-) Czy takie quasipsychologiczne nawiązania są charakterystyczne dla Rumiego w ogóle, czy tylko w tym wyborze („Tęsknota”)?
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 15:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Hazrat Inayat Khan pisze:... | verdiana
Masz racje, ze psychologia towarzyszyla nam od zawsze. Jest niezaprzeczalnie widoczna w literaturze cywilizacji pozaeuropejskich, a szczegolnie u mistykow z roznych proweniencji. Ken Wilber, Alan Watts czy James Hillman pelnymi garsciami czerpia wschodnie pojecia, ktorymi ilustruja procesy psychologiczne. Pod tym wzgledem Freud rzeczywiscie dokonal odkrycia, ktorego wiele elementow bylo znanych tysiace lat wczesniej. Freudowskie podejscie jest jednak skazone dziewietnastowiecznym scjentyzmem, a przez to redukcjonistyczne (czlowiek dla niego to w istocie maszyna). Jung poszedl dalej, ale do dzis jest ostracyzowany w swiecie akademickim. Dopoki nie zaczalem badac tego tematu pod katem mojej pracy naukowej, nie zdawalem sobie sprawy jak potezne opory wzbudza Jungowska koncepcja ludzkiej psychiki w srodowiskach naukowych. Wiekszosc naszej wspolczesnej nauki jest wciaz bardzo redukcjonistyczna i ograniczona materialistycznymi zalozeniami. Zgroza!!!!
Tak czy inaczej, owe quasipsychologiczne nawiazania u Rumiego to nic nowego. Na podstawie tego, co przeczytalem uwazam, ze zawieraja je wszystkie teksty religijno-mistyczne z wszystkich tradycji, czy to poezja czy proza.
Użytkownik: verdiana 03.06.2006 19:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz racje, ze psychologi... | m.oziewicz
Sprzeciw? Nie, chyba nie o to chodzi... Teorie Junga są wykładane i (przynajmniej na mojej uczelni) są wykładane rzetelnie. Jung się przecież od Freuda w końcu odciął, ale nawet Freuda się wykłada, a i psychoanalityków na świecie się ostało około stu!
U Junga z Freuda zostało libido, ono (a raczej jego decydujący wpływ) bywa negowany, zazwyczaj słusznie. Nauka idzie do przodu, coraz więcej badań się robi, więc i coraz więcej teorii obala, ale podwalin Freuda i Junga nie sposób zanegować.
Jung dodatkowo sobie grabi mizoginistycznym czasami podejściem do kobiety i istoty kobiecości.

Ale przecież zawdzięczamy mu cudną teorię archetypową, animę & animusa, a także (co mnie najbardziej urzeka) dostrzeganie pozytywnych aspektów neurozy jako jednego z czynników budujących osobowość, a z całą pewnością sprzyjających autointracepcji.

Najwięcej psychologii u Rumiego znalazłam w listach, to wszak nie teksty religijne. :-)

PS. Czekam niecierpliwie na Twoje odpowiedzi na pozostałe pytania. :D
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 23:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprzeciw? Nie, chyba nie ... | verdiana
To masz szczescie. Ja pisze habi o mitopoetyce i naczytalem sie wielu, bardzo wielu atakow na Junga, a szczegolnie na jego teorie archetypow, ktora Alan Dundes nazywa najgorsza porazka intelektualna 20go wieku. Bylem ostatnio w Stanach pol roku na stypendium Fulbrighta i przekonalem sie z bolem, ze wiekszosc tzw. powaznych wydawcow, czasopism i konf naukowych z wielka rezerwa reaguje na Junga. Szczegolnie nie pasuje im jego sugestia dotyczaca glebokiej jednosci ludzkosci na poziomie podswiadomosci zbiorowej. zreszta te podswiadomosc zbiorowa, jako nie do udowodnienia, tez uwazaja za wymysl.
Podobny los spotykal dotychczas wiekszosc holistycznych teorii takich autorow jak Ken Wilber, Rupert Scheldrake, Lynn Margulis, czy James Lovelock. Zadne szanujace sie czasopismo nie zamiesci tez artykulu na temat literatury fantasy.
No, ale Rumi... posiedziec dziesiec minut nad wierszami i niczym sie juz nie przejmuje!
Użytkownik: verdiana 04.06.2006 10:33 napisał(a):
Odpowiedź na: To masz szczescie. Ja pis... | m.oziewicz
Nie warto sugerować się tym, co mówią w Stanach. Sam Aronson, kiedy był w Polsce, czuł się zażenowany, robiąc nam wykład, bo - jak powiedział - w Stanach magistrzy psychologii są wiedzą poniżej naszych studentów, doktorat tam to jak u nas mgr, więc on wykładał dla równych sobie. Tak potem mówili wszyscy kolejni. Poza tym w Stanach rzadko kiedy czasopisma lubią Europejczyków.
Podobnie zresztą jest z badaniami Internetu i w Internecie - poza nielicznymi publikacjami nie ma nic poważnego na ten temat.

Jungowska podświadomość zbiorowa rzeczywiście jest nie do udowodnienia, więc ociera się ledwie o naukę, nie dziwi mnie zatem nauki podejście do niej, ale zauważ, że wszystkie Junga teorie udowodnione mają w nauce swoje miejsce i im nikt nie zaprzecza. Przeciwnie, pisze się o tym sporo, a i zainteresowanie nie niknie (bardzo trudno u nas kupić tłumaczenia Junga, bo nakłady wyczerpane).

Do listy odrzucanych naukowców możesz jeszcze dopisać Grofa. Ale skreśl z niej Wilbera, ten jeszcze ma swój czas. Czasami. :-)

Większym problemem jest właśnie wypieranie sff poza główny nurt. Zupełnie tego zjawiska nie pojmuję. Ty pewnie wiesz lepiej - skąd się to w ogóle wzięło i kiedy zaczęło? Tolkien przecież jest stawiany na piedestały! Jak to się stało, że Dick potem musiał tak walczyć o uznanie swoich książek? To dotyczy sff w całości, ale to odrzucanie fantasy bardziej mnie dziwi. Nawet jeśli się uprzeć i uznać fantasy za bajki, to przecież bajki wypierane nie są.
To przerażająca, smutna i głupia tendencja.
Masz problem z publikacjami na ten temat?
Użytkownik: m.oziewicz 04.06.2006 15:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie warto sugerować się t... | verdiana
Tak, zainteresowanie Jungiem nie slabnie i to jest dobry symptom.
Co do wypierania sff poza nurt tzw. akceptowalnej kultury sadze, ze to sie powoli zmienia. Z jednej strony problemem sff jest to, ze czesto brakuje kategorii, aby zaklasyfikowac tego typu pisarstwo; z drugiej -- czesto sa to gatunki otwarte na czestochowszczyzne i slaba literature. A jesli masz z wielu slabych tytulow wylowic ksiazki naprawde wartosciowe to trzeba miec wielkie samozaparcie.
Na razie nie mialem problemow z publikacjami, bo wiem gdzie je posylac. Ale zdaje sobie tez sprawe, ze wiele z moich zrodel to pisma niszowe, ktore nie docieraja do szerokiego swiata literaturoznawcow. Mam nadzieje, ze i to sie zmieni i ze renomowane periodyki zaczna publikowac dobre teksty takze o fantasy.
Wielka nadzieje upatruje w rozwijajacym sie ruchu na rzecz storytelling. Powrot do opowiesci jako formy komunikacji oraz sposobu na budowanie rzeczywistosci moze nam przyniesc tylko dobre rezultaty. Poza tym, coraz wiecej "powaznych" pisarzy (tzn. nie tylko dzieciecych) zaczyna podkreslac role opowiesci. Fantasy dzis nie jest wypierana, co raczej lekko ignorowana. Mimo to, uwazam, ze dobrej jakosci literatura zawsze sie obroni.
Użytkownik: verdiana 04.06.2006 16:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, zainteresowanie Jung... | m.oziewicz
Zastanawiałam się kiedyś, z czego wynika ta niszowość i ignorowanie. I przyszło mi do głowy, że po części pewnie z hermetyczności światka sff. Konwenty, imprezy zamknięte, towarzystwa wzajemnej adoracji, które nie dopuszczają maluczkich - to nie zachęca, a zniechęca. M. in. z tych powodów nigdy nie uważałam się za fankę sff, chociaż tę literaturę czytam, a i literaturę, ogólnie, dzielę albo na dobrą/złą, albo na podoma mi się/ nie podoba mi się, ale nigdy na sff/mainstream.

Słabe książki trafiają się we wszystkich gatunkach, trudno mi powiedzieć, czy w fantastyce jest tych słabych więcej... mam nadzieję, że jednak nie.

Cieszy mnie storytelling, tak jak cieszy mnie psychologiczna emfaza na bajki terapeutyczne. Te książeczki z serii "Bajki, które leczą" to fantastyczna sprawa! One też, myślę, zmieniają nastawienie do literatury sff, opowieści, baśni, bajki. Na lepsze.

Gdzie można znaleźć Twoje publikacje?
Użytkownik: m.oziewicz 07.06.2006 16:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiałam się kiedyś,... | verdiana
Pisze z kompa w Niemczech wiec trudno mi wymienic z pamieci. Za dwa dni bede z powrotem w Polsce i podam ci kilka tytulow oraz zbiorow.

Zgadzam sie tez, ze srodowisko sff czesto same skazuje sie na niszowosc swoja hermetycznoscia. W ogole to chyba w calym swiatku literaturoznawczym panuje raczej myslenie w kategoriach podzialow. Ale i to sie zmienia, bo coraz czesciej sensowna dyskusja wymaga intertekstualnosci i multidyscyplinarnosci. Osobiscie zaczynalem od klasyki literatury angielskiej, potem wszedlem w Lewisa i tzw. lit. chrzescijanska, a z tego w fantasy. Teraz z kolei czuje, ze z fantasy powoli przesuwam sie ku mitopoetyce, co pozwala mi na szerszy oglad niz ten, ograniczony do jednego gatunku.
Użytkownik: verdiana 07.06.2006 17:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Pisze z kompa w Niemczech... | m.oziewicz
Ciekawa kolejność.
A czym jest ta literatura chrześcijańska i jak się do niej ma Lewis?

I co z fantasy jeszcze czytujesz, lubisz, nie lubisz?
Użytkownik: m.oziewicz 09.06.2006 17:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiałam się kiedyś,... | verdiana
Co do publikacji, to nie jest tego wiele. Moje polskie artyluky z ostatnich lat sa nastepujace:
„Zorza północna Philipa Pullmana jako baśń wyzwalająca” w: Jolanta Ługowska (red.). Basnie nasze wspolczesne (Wrocław, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze i Uniwersytet Wrocławski, 2005, s. 171-196),
„Człowiek, anioł i Bóg w trylogii Philipa Pullmana Mroczne materie”. w: Jolanta Ługowska i Ryszard Waksmund (red.). Anioł w literaturze i kulturze (Wrocław, Atut 2004, s. 202-213).
„C. S. Lewis o moralnym wymiarze nauki: westonizm i Opowieści z Narnii” w: Literatura Ludowa 1/2003 (PTL, Wrocław, s. 3-13).
"C. S. Lewisa wizja demokracji i zagrożenia totalitaryzmem. O politycznym wymiarze Opowieści z Narnii” w: „Teraźniejszość, człowiek, edukacja” 2/2002 (TWP-DSWE, Wrocław, s. 35-53).
"Koncepcja religii w Opowieściach z Narni C. S. Lewisa; paralele Ottowskie" w: Elżbieta Przybył (red.). Ostatnie przed wielkim milczeniem. Język a religia (Nomos, Kraków 2001, s. 327-348).
"Rozważając fantasy. Diany Waggoner propozycje typologii odmian gatunku" w: Literatura Ludowa 2/2000 (PTL, Wrocław)
„Co można znaleźć w szafie — światy równoległe Opowieści z Narnii C. S. Lewisa”. Konteksty. Polska sztuka ludowa nr 3-4/98 (część I) i nr 1-2/99 (część II). Warszawa: Instytut Sztuki PAN, 1998 i 1999.

Od trzech lat wiekszosc tekstow pisze juz po angielsku i posylam do druku na Zachod. Przyjecie do druku, poprawki i cala procedura zwykle trwa okolo roku, wiec tez nie moge sie pochwalic duza iloscia tekstow opublikowanych. Ale juz to wysylanie zaczyna powoli procentowac. W ostatnim czasie dwa moje artykuly ukazaly sie w zbiorze, ktory redagowalem z moja kolezanka Justyna Deszcz-Tryhubczak dla Cambridge Scholars Press. Ksiazka wyszla w maju tego roku jako Towards or Back to Human Values? Spiritual and Moral Dimension of Contemporary Fantasy. Moj tekst “Let the Villains Be Soundly Killed at the End of the Book: C. S. Lewis’s Conception of Justice in the Chronicles of Narnia” ukaze sie w lipcu w zbiorze pod red. Amy H. Sturgis Past Watchful Dragons (The Mythopoeic Press), a jeszcze inny tekst “Walking into Other Worlds: C. S. Lewis’s Adaptation of the Theory of Elements in the Chronicles of Narnia” ukaze sie w zbiorze pod red. Kena Tillera Proceedings of the Medieval-Renaissance Conference (University of Virginia Press). Cztery inne teksty o mitopoetyce czekaja na publikacje w zbiorach i kwartalnikach. Aha, moj pierwszy tekst, jaki ukazal sie na Zachodzie to “Prolegomena to Mythopoeic Fantasy” (w: The Chesterton Review. Vol. XXXII, nos. 3&4, Fall/Winter 2005).
Użytkownik: verdiana 04.06.2006 10:35 napisał(a):
Odpowiedź na: To masz szczescie. Ja pis... | m.oziewicz
A co piszesz o mitopoetyce i na jakich przykładach?
Użytkownik: m.oziewicz 09.06.2006 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: A co piszesz o mitopoetyc... | verdiana
O mitopoetyce pisalem w kontekscie literatury fantasy w ogole, a w ksiazce nad ktora teraz pracuje -- zajmuje sie nia szczegolnie pod katem amerykanskiej fantasy Ursuli Le Guin (Ziemiomorze), Madeleine L'Engle (Kwartet czasu), Lloyda Alexandra (Kroniki Prydainu) oraz Orsona Scota Carda (Piecioksiag Alvina Makera). Wydaje mi sie, ze literaturoznawstwo anglojezyczne (pomimo duzej ilosci publikacji na temat fantasy) dotychczas nie poradzilo sobie z usytuowaniem tej konwencji na mape gatunkow oraz z usytuowaniem relacji fantasy do innych gatunkow. Przeczytalem praktycznie wszystko, co do tej pory o fantasy napisano i mam nadzieje, ze moja ksiazka bedzie powazna odpowiedzia na braki, jakie dostrzegam na tym obszarze. Definiuje w niej pojecie fantasy jako strategii kognitywnej, potem okreslam i definiuje jeden, centralny gatunek w ramach owej strategii, ktory nazywam fantasy mitopoetyczna. Potem staram sie udokumentowac teze/tlo zwiazana ze wspolczesna zmiana swiadomosci zachodzaca na calej ziemi (a szczegolnie w obrebie cywilizacji zachodniej). Potem postuluje, ze fantasy mitopoetyczna jest jednym z literackich przejawow poszukiwania nowej mitologii dla jednoczacej sie planety. Ostetecznie analizuje cztery znane i obsypane nagrodami cykle fantasy mitopoetycznej, pokazujac w jaki sposob dokonuje one literackiej spekulacji na temat czterech elementow aktualnie ksztaltujacej sie mitologii planety: 1) przekonania o koniecznosci poszukiwania rownowagii/dialogu miedzy plciami, kulturami, religiami, 2) przekonania o koniecznosci zintegrowania odkryc naukowych z duchowoscia, 3) przekonania o koniecznosci zintegrowania przeszlosci w celu ksztaltowania przyszlosci, oraz 4) przekonania o koniecznosci budowania ludzkiej cywilizacji na poszanowaniu swiata naturalnego.
Co z tego wyjdzie zobaczymy. Na razie mam niecale szesc rozdzialow z osmiu zaplanowanych. Calosc chce skonczyc do jesieni, po czym wysylam ksiazke do Stanow, gdzie mam juz dwoch potencjalnych wydawcow. Taki przynajmniej jest plan.
Użytkownik: verdiana 09.06.2006 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: O mitopoetyce pisalem w k... | m.oziewicz
Muszę przyznać, że L'Engle i Alexandra nie znam - ale wrzucam do schowka, do przeczytania.
Carda wielbię pasjami, ale bardziej cykl o Enderze. Tam to dopiero symboli, aluzji, odniesień! Czemu wybrałeś Alvina? I czy napiszesz jeszcze o Enderze?

A za książkę trzymam kciuki!
Użytkownik: verdiana 09.06.2006 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę przyznać, że L'Engl... | verdiana
Ponieważ Bogna zaraz zamknie okienko, to ja pozwolę sobie napisać do Ciebie maila, bo odpowiedzi na zadane już pytania bardzo mnie ciekawią. :-)

Dziękuję za interesującą rozmowę!
Użytkownik: verdiana 01.06.2006 08:46 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
„Wykonuj tę pracę, a zaczniesz słyszeć,
wewnątrz poplątanej upojeniem mowy pijaków,
obecność Tego, kto robi wino, Gospodarza,
który wszystkim nam wino stawia.
[‘Ubijanie’]

Pijaństwo jest metaforą Rumiego na nieustannie zmieniające się formy ekstatycznej radości istnienia”. [s. 15]

Toż to tak samo dionizyjskie jak Wierzyńskiego „Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną”! Co i rusz znajduję u Rumiego nowe tropy (mówiąc terminologią Mariusza Wilka), ale przecież powinnam powiedzieć, że to w tych tropach znajduję nawiązania do Rumiego, bo taka właśnie była kolejność! Czy to właśnie ta intertekstualność wzbudziła Twoją miłość do jego twórczości?
Dziękuję Ci, Marku, za odkrycie Rumiego, tą ścieżką jeszcze nie szłam.
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 23:34 napisał(a):
Odpowiedź na: „Wykonuj tę pracę, ... | verdiana
Hm... Jak pisze Rumi, "ktokolwiek mnie tu przywiodl bedzie musial wziac mnie do domu". Intertekstualnosc to chyba nasze wspolczesne pojecie, tym bardziej, ze okresla swiadome nawiazania do innych ksiazek/tekstow. W epoce przednowoczesnej to byl standard, ktorego nawet nie zauwazano. Na przyklad w Perskich szkolach srednich (o tym pisze Sylwester Mielczarek w Rubajatach Omara Chajjama),
oprócz zawiłości języka arabskiego, literatury religijnej i pouczającej (adsobowej), adepci musieli wyuczyć się na pamięć ok. 10 tys. bajtów poezji nowoarabskiej i ok. 20 tys. bejtów poezji z literatury staroindyjskiej (68). A co dopiero na poziomie uniwersyteckim! Ci faceci to byly chodzace biblioteki o zasobach pamieci niewyobrazalnych dla dzisiejszych ludzi. Kto, majac w glowie biblioteke, jest w stanie twierdzic, ze sam cos wymyslil???
Rumi to klasyczny przyklad literatury z kregu sophia perennis, w ktorej znajdziesz te same, albo bardzo zblizone mysli niezaleznie od kultury czy epoki.
Użytkownik: verdiana 01.06.2006 08:47 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
Gdyby strofy Rumiego, te tłumaczone na wiersz wolny, zapisać jak prozę, mielibyśmy coś podobnego do przypowieści de Mello – historie z morałem. A jeśli zapisać je wierszem, zwłaszcza te o zwierzętach, przypominałyby bajki o zwierzętach Jeana de La Fontaine’a. Tkwisz w tym po uszy... czy potrafisz powiedzieć, jacy twórcy czerpali z Rumiego?
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 23:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby strofy Rumiego, te ... | verdiana
Niewielu, bo nie bylo tlumaczen.
Pierwsze byly angielskie zrobione przez Nicholsona i Arberry'ego na przelomie 19 i 20 stulecia. Ale byly drewniane; poza tym zbyt "seksualne" fragtmenty tlumaczyli na lacine, aby nie popsuc maluczkich. Faktycznie jednak eksplozja Rumiego na Zachodzie liczy sie gdzies od lat osiemdziesiatych. Dostalem ostatnio grubasne studium Franklina Lewisa (2002), w ktorym taka informacja o inspiracjach Rumim moze sie znajdowac. Musialbym ja jednak wyszukac.
Użytkownik: verdiana 04.06.2006 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Niewielu, bo nie bylo tlu... | m.oziewicz
Jeśli będziesz miał czas i ochotę na szukanie, to bardzo chętnie o tym poczytam.
Użytkownik: verdiana 01.06.2006 08:47 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
Cytat z „Długiego sznurka”:

Spotykamy się tylko w porze śniadania.
Twa nieobecność przez resztą dnia
odbija się na wszelkich innych moich pragnieniach!
Piję pięćset razy za dużo.
Jem jak bulimik żądny śmierci.
Pomóż mi!

Nie znam etymologii słowa „bulimik” czy „bulimia”, ale one chyba nie istniały jeszcze w trzynastym wieku??
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 23:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Cytat z „Długiego s... | verdiana
Ale czy istniala bulimia? Sam chcialbym to wiedziec!
Użytkownik: verdiana 04.06.2006 09:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale czy istniala bulimia?... | m.oziewicz
Bulimia - być może, ale na pewno nie nazwa. :-)
Użytkownik: bogna 03.06.2006 17:12 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
A ja mam teraz pytanie trochę "lżejsze". Czy byłeś w kinie na "Opowieściach z Narnii". Myślę, że tak. Co sądzisz o filmie? Czy oddaje on według Ciebie klimat "Opowieści..."?
Użytkownik: m.oziewicz 03.06.2006 23:48 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja mam teraz pytanie tr... | bogna
No jasne, ze bylem. Bylem nawet 8 grudnia na pokazie przedpremierowym!
Moje wrazenia były pozytywne, ale i nieco mieszane. Sam film oceniam na minus pięć. Myśląc o tym drobnym uczuciu niedosytu po oglądnięciu filmu doszedłem do wniosku, że wynika on nie z winy Andrew Adamsona, który wykonał bardzo solidną robotę, ale wypływa z samego charakteru książki. W Lwie, Czarownicy i starej szafie wiele kluczowych momentów jest sugerowanych — np. odczucia dzieci, kiedy pierwszy raz słyszą imię Aslana czy cierpienie Aslana kiedy decyduje się umrzeć za Edmunda — a ponieważ z reguły dotyczą one bardzo głębokich emocji związanych z relacją człowieka wobec transcendencji o wiele lepiej funkcjonują one jako niedopowiedziane. Film jako sztuka wizualna, nawet w połaczeniu z muzyką, ma bardzo ograniczone możliwości zasugerowania takich stanów. Dlatego też miałem uczucie niedosytu w scenach kiedy dzieci rozmawiają o Aslanie u Bobrów, kiedy po raz pierwszy widzą go w obozie, kiedy Aslan oddaje się w ręce Czarownicy i kiedy zmartwychwstaje. Ale chyba ten niedosyt w przedstawieniu odczucia numinosum związanego z Aslanem jest w filmie chyba nieunikniony, bo istoty numinotyczne są zawsze czymś o wiele więcej niż ich przedstawienie.
Drugą uwagą, która nasuwa mi się w kontekście odniesienia filmu do książki jest to, że w filmie kulminacyjnym momentem konfliktu jest bitwa armii Czarownicy z armią Piotra, a samopoświęcenie i zmartwychwstanie Aslana schodzi na drugi plan jako wątek poboczny. W książce jednak, to właśnie samopoświęcenie i zmartwychwstanie Aslana jest główna bitwą wygraną przez siły dobra nad siłami zła, a sama bitwa następnego ranka opisana jest zaledwie w kilku akapitach. Przesunięcie akcentu z walki wewnętrznej na zewnętrzną, z samopoświęcenia na sceny walki, być może nie zostanie zauważone przez większość widzów, nawet tych znających książkę. Być może jest też konsekwencją określonej konwencji, jaką wymusza film. Tym niemniej, jest to przesunięcie, które istotnie wypływa na wymowę całości. Oglądając film, mój siedmioletni syn, który przecież zna książkę, nie mógł do końca zrozumieć, dlaczego Aslan pojawia się ponownie w bitwie, skoro poprzedniego dnia został zabity. O wiele bardziej przekonujące niż zmartwychwstanie (które byłoby logiczną konsekwencją nieśmiertelności boskiej istoty gdyby Aslan został uprzednio przedstawiony jako taka) był dla niego pomysł, że Aslan nie został zabity, ale raczej ciężko pobity, że stracił przytomność, ale już ją odzyskał i o wschodzie słońca wróciło mu też zdrowie.
Te drobne nie oznaczaja, że film ma niedociągnięcia. Wręcz przeciwnie, jest świetny. Przede wszystkim jest bardzo wierny oryginałowi. Nawet te szczegóły, które Adamson musiał dodać aby rozbudować niektóre mniej ukształtowane postacie czy epizody, nie kolidują z treścią książki. Otwierająca film scena niemieckiego bombardowania Londynu jest dodana, ale doskonale uświadamia widzom kontekst całej przygody w Narnii, sugerując paralelę między wojną ze złem w Europie, a wojną ze złem w Narnii. Dzieci grające rodzeństwo Pevensie są bardzo dobrze dobrane i doskonale wywiązują się ze swoich ról. Łucja i Zuzanna odgrywają w filmie (szczególnie w scenach walki) większą rolę niż w książce; obie są bardzo brytyjskie i obie wyraźnie wkładają dużą część siebie w grane role. Edmund jest psychologicznie świetnym nacechowaniem młodszego, pełnego pretensji brata, którego zazdrość wobec starszych i szczypta próżności niepostrzeżenie wpychają w zdradę rodzeństwa, której tak naprawdę nigdy nie pragnął. Piotr jest doskonały jako starszy brat, który wciąż jeszcze jest dzieckiem, ale jednocześnie musi sprawować funkcję rodzica i opiekuna wobec młodszego rodzeństwa, a potem — jakby tego było mało — nagle zostaje obarczony odpowiedzialnością za losy całej Narnii i postawiony w roli dowódcy w decydującej bitwie.
Narnia zimą jest piękna i majestatyczna, ale nic dziwnego, skoro część scen z gór kręcona była w Błędnych Skałach w Czechach. Narnia latem jest cudowana i nieskalana — to są epizody kręcone w Nowej Zelandii. Sceny ucieczki dzieci przed Czarownicą z domu Bobrów, dodana scena walki na wodospadzie, a ostatecznie bitwy między siłami Czarownicy są wyśmienite. Ponieważ kanwą filmu Adamsona jest niewielka książka miał on wiele możliwości udoskonalenia i rozszerzenia niektórych elementów. Pod tym względem film jest często lepszy niż książka. O ileż więcej mocy ma scena bombardowania Londynu niż Lewisowskie stwierdzenie, że ta opowieść dotyczy wydarzeń jakich doświadczyła czwórka dzieci, kiedy odesłano ich z Londynu z powodu bombardowań. To samo dotyczy sceny spotkania Łucji z faunem Tumnusem, gdzie Adamson buduje o wiele intensywniejszą mieszankę strachu, napięcia i ulgi niż książka, a także fantastycznej sceny, kiedy dzieci po raz pierwszy słyszą mówiącego bobra.
Dwa inne drobne niedociągnięcia, jakie zauważyłem dotyczą szczegółów. Karzeł Czarownicy nie powinien zjeść ostatniego kawałka ptasiego mleczka (bo wie, że to iluzja), a Edmund powinien przeprosić osobno każde z rodzeństwa za swoją zdradę (tak robi w książce i jest to bardzo ważny element ich pojednania). Temat pojednania z tymi, których zdradził i naraził na śmiertelne niebezpieczeństwo pojawia się też w książce w scenie po bitwie, kiedy to rannego Edmunda opatruje pani Bobrowa — to podkreśla fakt, że zdrada chłopca należy już do przeszłości. W filmie pani Bobrowa w ogóle nie pojawia się na pobojowisku, a szkoda.
Ostatecznie, wydaje mi się, że jedyną rzeczą lapszą niż oglądnięcie filmu jest przeczytanie orginalnej wersji Lwa, Czarownicy i starej szafy w wersji książkowej.
Użytkownik: verdiana 04.06.2006 10:43 napisał(a):
Odpowiedź na: No jasne, ze bylem. Bylem... | m.oziewicz
Najpierw muszę ze skruchą zastrzec, że "Narnię" czytałam, dziecięciem będąc i niewiele już pamiętam, więc merytorycznej dyskusji się nie podejmę, ale jako czytelnik i widz mogę porozmawiać. :-)

Mnie też film się podobał. Zanim go zobaczyłam, bałam się, że zrobią z niego gniota, tak jak to bywa z filmami na podstawie dobrych książek. Doszły mnie słuchy, że niektórzy potencjalni czytelnicy czują się do "Narni" (nie wiem czemu media uparcie piszą to przez dwa i) zniechęceni już na wstępie i boją się jej, bo postraszono ich "wartościami chrześcijańskimi" wyzierającymi spomiędzy linijek książki. Oczywiście można do tego podciągnąć śmierć i zmartwychwstanie Aslana, ale mnie tam chrześcijanizm nie raził, jeśli był, to nienachalny. Dla mnie to piękna baśń z bogatą symboliką i wartościami... psychologicznymi. :-) Być może każdy widzi to, co ma w sobie.

A co na to specjalista? Uspokoisz przestraszonych czy potwierdzisz ich obawy?
Użytkownik: aleutka 06.06.2006 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Najpierw muszę ze skruchą... | verdiana
Zaskoczylas mnie verdiano, bo ja sama zawsze pisze Narnii - o ile pamietam tak wlasnie jest w ksiazce, no i poprzez analogie - nie mowi sie przeciez Rumuni na przyklad tylko Rumunii. Dlaczego Narnie mialoby sie odmieniac inaczej? Czy ja juz zaczynam byc na bakier z ortografia?
Użytkownik: verdiana 06.06.2006 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaskoczylas mnie verdiano... | aleutka
W tłumaczeniu tak jest, niestety. To tak jak "mania" i "Mania". Inaczej się wymawia, więc i inaczek odmienia.
mania - manii
Mania - Mani
Narnię się wymawia jak Manię, więc tak samo powinna się odmieniać. To w końcu Narnia, a nie Narnija. Chyba że ktoś wymawia po angielsku - podejrzewam, że z tej wymowy tłumacz wziął sobie podwójne i. I może nawet jest to dopuszczalne. Mnie się to nie podoba. :-)
Twoją Rumunię wymawiamy jak manię, a nie jak Manię, więc odmiana z podwójnym i jest poprawna. :-)

Może ktoś nam podpowie etymologię? Skąd ta oddzielna wymowa i oddzielna odmiana?
Użytkownik: m.oziewicz 07.06.2006 17:05 napisał(a):
Odpowiedź na: W tłumaczeniu tak jest, n... | verdiana
No tos mi teraz namieszala w glowie! To ja juz wole pisac po angielsku, bez takich straszliwych dylematow! Ale rzeczywiscie: suszarnia - suszarni (a nie suszarnii).

Lewisowska Narnia to nazwa jednego z wloskich miast, ktorego brzmienie zapadlo mu w ucho. Aslan to z kolei `lew` po turecku. Nic ponad to nie wiem.
Użytkownik: sowa 09.06.2006 15:23 napisał(a):
Odpowiedź na: No tos mi teraz namieszal... | m.oziewicz
Narnia jak Kalifornia. Zdaje się (ale nie mogę teraz znaleźć naukowego wsparcia), że zagraniczne nazwy własne zakończone na -nia z urzędu mają w odmianie -nii.
Użytkownik: verdiana 09.06.2006 15:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Narnia jak Kalifornia. Zd... | sowa
Ja znalazłam, bo mnie to gnębi. :-)

W 1985 r. Instytut Wydawniczy Pax wydał Opowieści z Narni – taką właśnie pisownię można znaleźć w nazwie cyklu oraz konsekwentnie w tekście. W mianowniku jest Narnia. Czy taka pisownia jest wobec tego dopuszczalna? Czy nie powinno być Narnii?

Jeśli Narnia jest wymawiana tak jak Dania (z końcowym [ńja]), to powinna mieć doepłniacz na -nii. Przyznam jednak, że nie przyszłaby mi do głowy taka wymowa.
Jeśli zaś Narnia jest wymawiana tak jak owocarnia (z końcowym [ńa]), to decyduje poczucie obcości słowa. Rodzime lub dobrze przyswojone wyrazy na [ńa] tworzą dopełniacz na -ni, wyraźnie obce na -nii, por. brzoskwini, ale cukinii.
— Mirosław Bańko

PWN http://tinyurl.com/sy29m

Ja już Narnię dobrze przyswoiłam, dla mnie zawsze Narnia - Narni. :-)
Użytkownik: verdiana 06.06.2006 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaskoczylas mnie verdiano... | aleutka
No i znikł nam autor. :(
Użytkownik: m.oziewicz 07.06.2006 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaskoczylas mnie verdiano... | aleutka
Masz racje. Andrzej Polkowski, w pierwszych tlumaczeniach Opowiesci, pisal o 'Narni'. Ale juz wydanie poprawione, sygnowane przez Media Rodzine, uzywa 'Narnii'. Ja tez sie tej odmiany trzymam, tym bardziej, ze wydaje mi sie bardziej logiczna.
Użytkownik: verdiana 04.06.2006 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: No jasne, ze bylem. Bylem... | m.oziewicz
Tak sobie jeszcze myślę, że film, bardziej niż książka, był dla dzieci - może stąd to przeniesienie nacisku z walki wewnętrznej na zewnętrzną? Tę książkę można czytać przez całe życie i za każdym razem coś nowego znajdować, wnikać głębiej. Film pewnie pobędzie na topie przez jakiś czas i - choćby nie wiem, jak dobry był - pokryje go nieco patyna.
Użytkownik: m.oziewicz 07.06.2006 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak sobie jeszcze myślę, ... | verdiana
Tez tak sadze. Film jako sztuka wizualna jest zbyt konkretny, aby dzialac na wyobraznie tak dlugo jak ksiazka. Ksiazke kazde pokolenie i kazdy czytelnik moze rozumiec po swojemu; widz filmu ma o wiele mniej mozliwosci w tym wzgledzie. Ogladanie jest poza tym o wiele bardziej pasywna forma udzialu w akcji niz lektura.
Użytkownik: aleutka 06.06.2006 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
Phillip Pullman twierdzi ze Narnia jest bodaj najbardziej szkodliwa ksiazka dla dzieci z jaka sie zetknal. (jest mizogynistyczna miedzy innymi)

Czytalam tez artykul w ktorym pewna dziennikarka stwierdza, ze Narnia jest szkodliwa bo ofiara Aslana jest traumatyzujaca, a w ogole - podobnie jak Jezusa "nikt go nie prosil".

Czy spotkales jakies inne zarzuty wobec Narnii? Przyznam ze te mialy dla mnie walor humorystyczny...
Użytkownik: m.oziewicz 07.06.2006 17:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Phillip Pullman twierdzi ... | aleutka
Tak, znam wypowiedzi Pullmana z kilku wywiadow, ale uwazam, ze mowiac o `najbardziej szkodliwej` to zdecydowanie przesadza. Pullman jest osobiscie uprzedzony do Lewisa, poniewaz Lewisowskie chrzescijanstwo (chrzescijanstwo, a wlasciwie religia w ogole) jest dla Pullmana tym `najbardziej szkodliwym` czyms, co spotkalo ludzkosc. A tu juz mozna z Pullmanem podyskutowac...

Pullman ma racje, kiedy zwraca uwage na rozmaite elementy u Lewisa, ktore go wpieniaja. Np. narrator mowiacy w stylu `dobrego dziadka gawedziarza`, `ubogie` slownictwo, Lewisowski dydaktyzm, czy tez `nahalna` metaforyka. Niektore z tych zarzutow sa sensowne, ale ktoremu pisarzowi niczego nie zarzucisz? Wiele zarzutow to kwestia gustu, a jeszcze inne to, niestety, Pullmanowska zlosliwosc. Tak jest szczegolnie wtedy, kiedy przestaje traktowac Lewisa jako czlowieka swojej epoki, a dyskutuje z nim jak te wspolczesnym. Podczas gdy Lewis byl dinozaurem, jak sam sie okreslal, juz w stosunku do ludzi z lat piecdziesiatych. Dla nas jest bardziej wspolczesnym Szekspira czy Chaucera, niz naszym. Pullman o tym wie, ale czesto swiadomie to ignoruje. A dlaczego? Bo w glebi serca nosi taka niechec i zal do chrzescijanstwa (stojac na egzytencjalnej pozycji radykalnego humanisty widzi religie jako zdrade czlowieczenstwa), ze nie pozwala mu ona dostrzec nic pozytywnego w literaturze, kulturze, czy instytucjach jakie chrzescijanstwo stworzylo. To jest uprzedzenie.

Mimo to, bardzo cenie Pullmana i uwazam, ze jego Mroczne Materie to prawdziwy klasyk gatunku. Napisalem o tym cyklu trzy teksty, najblizszy ukaze sie w letnim Przekladancu wydawanym przez UJ.
Użytkownik: aleutka 07.06.2006 17:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, znam wypowiedzi Pull... | m.oziewicz
Pullman jest cholernie dobry i cholernie irytujacy rownoczesnie. Mroczne Materie to jeden z najlepszych i najbardziej tworczych pomyslow fantasy jakie widzialam. Swietnie zrealizowane, plastyczne i zywe. To rzeczywiscie niezwykle - choc na razie oceniam jedynie na podstawie dwoch tomow. Ciekawe, czy tu adaptacja filmowa sie uda;) Ale z drugiej strony niechze mi ktos odpowie, czy jest jakis ideal, ktorego nie naduzyto w imie chciwosci i zadzy wladzy? Iluz ludzi torturowano i zabijano w imie amerykanskiej demokracji? Wygodnie jest oskarzyc o cale zlo kogos, od kogo sie odzegnujesz, miec kozla ofiarnego (bo nie moge sie oprzec wrazeniu, ze dla Pullmana chrzescijanstwo, czy ogolnie religia jest wlasnie czyms takim). To mnie zlosci. Nie lubie jak ktos zionie ideologiczna niechecia.

Czy te artykuly w Przekladancu bedzie mozna znalezc online? Mieszkam za granica...
Użytkownik: m.oziewicz 09.06.2006 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Pullman jest cholernie do... | aleutka
Nie wiem czy bedzie dostepny online, chyba nie. Napisz do mnie na marekoziewicz@uni.wroc.pl to przesle ci tekst wordowski, jesli to cie interesuje.

Tak, Pullman to naprawde kolejny krok naprzod dla fantasy.
Użytkownik: verdiana 09.06.2006 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem czy bedzie doste... | m.oziewicz
Czy i ja mogę napisać? Też bardzo chętnie przeczytam wszystko, co zechcesz mi przysłać, po angielsku takoż.
A chyba najbardziej niecierpliwie będę czekać na wydanie tej książki, którą teraz piszesz, o mitopoetyce - już samo to, co napisałeś kilka oczek wyżej, mnie zafascynowało.
Użytkownik: m.oziewicz 07.06.2006 17:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Phillip Pullman twierdzi ... | aleutka
Co do zarzutow wobec Narnii to bylo ich mnostwo, ale nie bylem w stanie ich zrozumiec zanim nie pomieszkalem troche w Stanach i nie zetknalem sie z chrzescijanskim fundamentalizmem w amerykanskim wydaniu. Dla Polakow, przyzwyczajonych do postrzegania katolika-fanatyka jako niewyksztalconej emerytki z Pcimia, ktorej oknem na swiat oraz jego interpretacja jest ojciec dyrektor, bardzo trudno jest zrozumiec (i uwierzyc w to) jak wielu wyksztalconych i mlodych amerykanow wciaz zyje wiara zarliwa jak za czasow krzyzowcow. Badania pokazuja, ze dla 28 procent amerykanow Biblia jest prawdziwa w kazdym slowie; 35 procent uwaza, ze w Biblii nie ma ani jednego bledu faktycznego i ze jest ona naukowo poprawna. Dla takich osob, pokazanie `Chrystusa`, ktory umiera za jednego chlopca to znieksztalcenie `prawdy`. To samo dotyczy magii, wielu swiatow, zwierzat ze swiadomoscia, zwierzat trafiajacych w raju... To BARDZO dluga lista zarzutow i oni traktuja je powaznie. Do dzis w wielu bibliotekach Lewis jest w indeksie ksiag zakazanych!
Użytkownik: bogna 09.06.2006 22:01 napisał(a):
Odpowiedź na: SPOTKANIE ZAKOŃCZONE ... | bogna
W imieniu Redakcji i wszystkich Biblionetkowiczów, chcę serdecznie podziękować Markowi Oziewiczowi, który gościł u nas od soboty, był z nami cały tydzień i odpowiadał na nasze pytania.

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: