“Och życie kocham cię kocham cię kocham cię nad życie” *
Będzie tu o Czajce, nie naszej Biblionetkowej, ale o Izabeli Czajce Stachowicz, która była niezwykle barwną i orginalną postacią lat międzywojennych a i po wojnie. Osoba, pisarka, pewnie na dzień dzisiejszy mało popularna, bo od młodości socjalistka, bo poparła powojenną rzeczywistość, bo żyła w symbiozie z ustrojem. Chcę powstrzymać się od jakiegokolwiek osądzania jej poglądów politycznych i napisać o Czajce, która kochała życie i tak pięknie, zabawnie, miejscami porywająco o tym swoim ukochaniu życia napisała.
Przez ostatnie tygodnie bawiłam się do łez. Przeczytałam jednym tchem wszystko co udało mi się zdobyć, począwszy od „Nigdy nie wyjdę za mąż – którą nabyłam na przykościelym bazarku dobroczynnym poprzez pozycje takie jak „Król węży i salamandra”, „Córka czarownicy na huśtawce”, „Moja wielka miłość”, „Płynę w świat”, „Dubo-Dubon-Dubonnet”. Cieszę się, że to jeszcze nie koniec czajkowania, że jeszcze parę pozycji mi zostało, i mam nadzieję że kiedyś na nie natrafię.
Chciałoby się żeby te opowieści, wspomnienia nie kończyły się. Są pełne tak karkołomnych wydarzeń, że czasami aż trudno uwierzyć, że to wszystko przytrafiło się jednej osobie. Oczywiście bierzemy poprawkę na to, że Czajka znana była z wybujałej fantazji i zapewne wiele rzeczy ubarwniła lub wręcz zmyśliła. Nic to nie szkodzi. Czytanie jej powieści-wspomnień to wspaniała przygoda i zabawa. W końcu to Czajka posłużya jako prototyp Heli Hertz, występującej w powieści Witkacego „Pożegnanie jesieni", gdzie Atanazy określa ją jako "św. Teresę zmieszaną pół na pół z żydowską sadystką, mordującą w kokainowym podnieceniu białogwardyjskich oficerów” - sam ten opis nie pozostawia wątpliwości, że była to osoba nietuzinkowa. (Perswazje i wycinki - Polityka - 40/1999, Jan Z. Słowjewski).
Czajka urodziła się w końcu XIX stulecia (1893)a zmarła w roku 1969, przeżyła więc praktycznie jedno stulecie, i to jakie stulecie: odzyskanie niepodległości przez Polskę, rewolucję w Rosji, dwie wojny światowe.
Czajka, Izabela Szwartz, urodziła się w rodzinie zamożnej, w której trosk materialnych nie było. Ojciec, Wilhelm Szwartz, wyjątkowo tolerancyjny, zaspokajał jej wszelkie potrzeby, ratował z tarapatów, w które niezmiennie popadała, z licznych afer i małżeństw, starał się rozumieć tę niewydarzoną córkę. Czajka była bowiem dzieckiem a potem młodą osobą porywcza, nieciepliwą, kochliwą, gwałtowną, lekkomyślną, nieobliczalną ale i jednocześnie pogodną, życzliwą i otwartą na świat i na ludzi. Umiała cieszyć się życiem i żyć pełnią życia. Z wspomnieniowych książek Czajki przebija tak niesamowita radość, afirmacja życia, umiejętność zauważenia i docenienia każdej chwili, że aż udziela się ona z każdą przeczytaną kartką, Czajka w krótkim czasie doprowadza czytelnika do śmiechu i łez, bólu brzucha. Wobec jej brawurowych, kolorowych, całkiem niewydarzonych historii czytelnik jest całkiem bezbronny, w krótkim czasie śmieje się, rży, a potem już tylko wije się w konwulsjach na podłodze trzymając się za brzuch. Od stanu agonii szybko jednak przechodzi się w stan kompletnego otrzeźwienia, bo wesołe historie przeplatają się z całkiem poważną refleksją lub bardzo smutnym wspomnieniem odnoszącym się do lat wojny i zagłady. Bohaterka, która przeszła niemało i widziała niemało, niejednokrotnie bliska była śmierci i straciła wielu bliskich i przyjaciół, tym bardziej ceni sobie, życie i każdy jego przejaw – świeże młode listki na drzewach, filiżankę małej czarnej, chłodny powiew wiatru na twarzy, zapach kwiatów, promienie słońca, uśmiech na twarzy nieznajomego. Nigdy nie zapomina, że SWIAT JEST PIEKNY.
„- Och, Józefowo, proszę, proszę, ja je zjem wszystkie, czuję, że zjem i będzie jeszcze mało. Józefowa mnie nie zna... ja... ja mam szalony apetyt... apetyt na zjedzenie choćby całego świata. Ja bym ziemię i niebo połknęła, ja, ja, ja bym słońce, księżyc, a na dodatek wszystkie gwiazdy połknęła Józefowo.. Co, to dla mnie piętnaście jaj. Czy Józefowa rozumie...”
- „Król węży i salamandra”. Czytelnik 1968.
„Gałązki trzeszczały, zamieniając się w czerwono-złociste płomyki. A za oknem różowiał śnieg. Wczoraj był zupełnie niebieski, a teraz różowy A i wczoraj, i dzisiaj biały. Biały jak, jak ... Nie do pojęcia zawrotna radość życia.
O, smaku pachnącej kawy i śmietanki w malutkim porcelanowym garnuszku! O, smaku chleba z kminkiem pieczonego w domu na kapuścianych liściach! O, smaku jajek od tej czubatej karmazynki!... Raz jeszcze tamte lata. Raz jeszcze obudzić się w śnieżystej, oślepiającej bieli i raz jeszcze jęczeć z zachwytu nad światem, życiem.... Raz jeszcze być tak niepojęcie młodą!”
- „Moja wielka miłość”. Czytelnik, 1961.
„Poddaję twarz wiatrom, niepomna na wczoraj, dziś i jutro, ulegając wewnętrznej potrzebie, przekrzykuję szum i łopot, na głos śpiewam tę odnalezioną melodię. Czuję, że dzieje się we mnie ważna, chyba najważniejsza sprawa, jaka jest dana człowiekowi, czuję, że żyję. Wiem już, że melodia, która we mnie wezbrała, wcale nie jest moją melodią – bezwiednie, nędznie, och, jakże nieporadnie nikle staram się powtórzyć śpiew otaczającego mnie sinoołowianego nieba – śpiew szalejącego wiatru. I wiem już, że ta melodia, którą tak nieporadnie wydobywam z siebie, to Wielka Modlitwa sławiąca akt stworzenia Swiata. ”
- „Płynę w świat”. Iskry, 1965.
„A teraz błogosławię okres starości, wolny od przekleństwa płci. Całymi latami piękno świata było niedostrzegalne. Nie docierało do mnie nic poza miłością. Nareszcie wolna – potargane więzy łączące mnie z księżycem i jego odmianami. Nareszcie minęła ta nieznośna choroba wyobraźni, widzę swoimi oczami, słyszę swoimi uszami – życie i świat należą naprawdę do mnie!”
-„Płynę w świat”. Iskry, 1965
Ta lektura wspomnieniowa jest również kopalnią wiedzy na temat obyczajów i życia codziennego Warszawy końca XIX i początku XX wieku, a potem Berlina i Paryża początku XX wieku. Towarzyszymy Czajce w jej beztroskim dzieciństwie, na pensji dla dobrze ułożonych panienek, studentce, działaczce społecznej, studence w berlińskim uniwersytecie, przyjaciółce Franca Fiszera i bywalczyni Ziemiańskiej, przjaciółce malarzy i poetów na Montparnasse, a potem w powojennej Polsce, w PRL-u i w licznych kolejnych podróżach.
„Znam tylko dwa rodzaje modlitwy. W rozpaczy, samotności, grozie - błagalną, aby Bóg nie opuszczał, aby został przy mnie - i tę drugą, dziękczynną. Za wszystko, za wszystko (...) Jaki jesteś Ty, Boże, dobry, jak nieskończenie dobry, pozwoliłeś mnie, nędznej mrówce, oglądać tyle piękności. - O, Boże. Jaki jesteś wspaniały i mądry, żeś stworzył ten świat i to niebo nad nami. I dałeś mi, Boże, serce, które zdolne pomieścić tyle słodyczy - jak Ci dziękować, Boże, kiedy słowa nie umieją śpiewać ani wygrać zachwytu, dziękczynienia.”
- „Córka czarownicy na huśtawce”. Czytelnik, 1965.
_________________________________________________
* Wojciech Młynarski
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.