Dodany: 10.07.2006 11:40|Autor: RafacoRex

Czytatnik: << S.O.S >>

Tajemnica - Babilon Wielki


Mrok otaczał go i pochłaniał.
Bał się ciemności, od czasu gdy koledzy dla kawału zamknęli go w ciemnej piwnicy i przez dwie godziny, wsłuchiwał się w odgłos własnego oddechu. Tym razem jednak nie czuł strachu. Posuwał się w półmroku po omacku poszukując drogi. Martwe kikuty drzew przytłaczały swoją powagą. Tak jak wtedy w piwnicy nie dochodził do niego żaden dźwięk, tylko odgłos przyspieszonego oddechu. Zimny przejmujący wiatr popychał go do przodu, wskazując kierunek podróży. Stąpając po omacku, deptał owoce nie zebrane podczas jesieni. Teraz powlekała je cienką warstwa lodu, krusząca się jak cukrowy lukier, pod ciężarem stóp. Z każdym krokiem potęgowało się w nim poczucie tego, że podąża we właściwym kierunku z każdym krokiem czuł zbliżające się rozwiązanie niewiadomej, która starał się zgłębić już od dawna [...]

Tego zimowego wieczora, wszystko wydawało się mokre, szare do pyłu i ostateczne. Latarnie uliczne dawały mizerne światło na ulice. Cienie skulonych przemarzniętych prostytutek, mieszały się z wyzierającą tu i ówdzie szaro-zgniłą trawą. Przechodnie przechodzili nie rozglądając się na boki, patrzyli pod nogi w obawie przed upadkiem na wyłaniającym się z pod śniegu lodzie. Z daleka słychać było wycie syreny karetki, choć ze względu na charakter dzielnicy bardziej prawdopodobne, że była to policja.
W tym natłoku brzydoty i zaniedbania, ulicą szły dwie skulone postanie. Nie wyróżniały się niczym od otoczenia: szara kurtka, szara sukienka z pewnością zbyt cienka jak na te porę roku. Mężczyzna miał na sobie szary zniszczony płaszcz, niebieskie spodnie brudne od błota, które przywarło do materiału w wyniku szybkiego kroku. Oboje wtuleni byli w szale, zasłaniające szlachetne rysy.
- szybciej nie możemy się spóźnić - ponaglał mężczyzna raz po raz delikatnie lecz stanowczo popędzając dziewczynę, która i tak nadążała za nim ostatkiem sił.
Nie był człowiekiem złym, choć może był zły w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Bo czy nie jest pozbawionym uczuć brat handlujący ciałem własnej siostry. Jednak to jedyne co im pozostało jeżeli nie będą potrafili poświęcić ostatniej kropli swojego człowieczeństwa stracą możliwość wpływania na swój los, a to oznacza śmierć. Tak bardzo kochał siostrę, że potrafił sprzedać jej świętość, odebrać delikatność jej dziewczęcość i rzucić na targ. Rozumiał, że miłość już nigdy nie będzie jej udziałem, że powinien cos zrobić by do tego nie dopuścić ale karty zostały już rozdane a stawka gry ustalona.
Zacisnął ręce w wytartym płaszczu mimowolnie dotykając ukrytego tam rewolweru, chłód stali zmroził go jeszcze bardziej, postawił kołnierz i przyspieszył krok.
Co stanie się jeśli się załamie jeśli do tego nie dopuści.
Czy znajdzie w sobie dość siły aby powiedzieć tak kiedy całe jego ciało, jego dusza, cała jaźń krzyczeć będzie NIE . Skręcili w uliczkę która niespodziewanie wyrosła na ich drodze kolejny zakręt - o jeden mniej.
.....Minęli bar który chyba dla żarty nosił nazwę "Łaźni Tureckiej". Wylało się z niej pięciu zalanych w trzos mężczyzn, krzycząc w takt jakiejś melodii o tym, że "nigdy nie był twój". Mijając ich umilkli tylko po to, by po chwili wykrzyknąć ze zdwojona siłą. Zataczając się, obejmując i zapewniając o swojej przyjaźni zginęli po drugiej stronie horyzontu.
Śnieg raz po raz opadał na spocony kark mężczyzny, a serce swoim łomotem oznajmiało całej ulicy o przejeździe tego oryginalnego konduktu.

Nie wiem jak dotarł po wyznaczony adres. Wizytówka informowała ze znajdują się przed drzwiami mieszkania T. Dragassa. Ze środka dobiegał melancholijny, hipnotyczny dźwięk gramofonu "nigdy nie był twój" do znudzenia śpiewała zacięta płyta. Mimo tych wszystkich dźwięków zapanowało niemal namacalne milczenie, które przerwało delikatne pukanie - dziewczyna wiedząc, że bratu nie starczy odwagi zapukała. Gdy usłyszała głuchy dźwięk uderzeń, sama zdziwiła się, że to robi. To była jedna z tych decyzji w których wypowiada się słowa i samemu słyszy się wypowiadane jakby przez kogoś innego sylaby.
Poraziła ich światłość jaka zapanowała po otwarciu drzwi. Jednak było to sztuczne, jarzeniowe światło - przemknęło mu przez myśl, że przecież nic nie rośnie przy świetle jarzeniówek. Minęła krótka chwila nim zaślepione oczy przyzwyczaiły się do blasku.
Oczom ich ukazał się rosły mężczyzna, mógł mieć dwadzieścia pięć, jaki i równie dobrze trzydzieści pięć lat. Górował nad nimi niemal o głowę. Sucha twarz przywodziła na myśl mumie egipskich faraonów odgrzebanych po tysiącach lat i po raz pierwszy wystawionych na promienie światła. Rosły w barkach stał twardo na nogach, nie dając żadnej nadziei sprzeciwu.
- jest dwadzieścia trzy po szóstej, spóźniłeś się czterdzieści minut - powiedział głosem tak niskim, że można by przysiąc, iż pod naporem wypowiadanych słów zadrżały szyby w oknach kamienicy.
Dragass odsunął się dając możliwość przejścia dziewczynie. Jej towarzysza pozostawiono na wycieraczce nie dano mu możliwości powiedzenia tak lub wycofania się. Drzwi zatrzasnęły się niepowstrzymane.

Stal przez chwile w ciszy i osamotnieniu.
- dlaczego nie płaczesz - dobiegł go głos z mroku. Myślał, że się przesłyszał więc zignorował słowa.
- dlaczego nie płaczesz - powtórzyła wyłaniająca się z mroku postać. Bo jeszcze nie wiem czy żałuję - zabrzmiała odpowiedź - nie wiem czy... czy... nic nie wiem - załamał ręce i zwiesił głowę. Więc ja ci powiem - odparł nieznajomy- w tym mieście ludzie żyją według schematów. Rodzicie się nagle, jesteście wychowywani i uczycie się po to by w przyszłości móc się targować. Dobieracie się w wyniku zawiłych negocjacji i obrzędów. Wychowujecie potomstwo po to by dbało o wasza starość i umieracie. Wszyscy wyznajecie tą samą religie i powielacie ten sam szablon - jesteście żałosni. Każdy z was widzi inną drogę ale żaden nią nie pójdzie bo boi się wyrwać z szeregu. Boicie się decydować w sposób samodzielny o swoim życiu a przede wszystkim o swojej śmierci. Ostateczność zaskakuje was w łóżkach albo na ulicach ale zawsze jest zaskoczeniem nigdy nie przychodzi na zaproszenie. Przez waszą bierność jesteście tylko niewolnikami: losu, czasu i przypadku.
Słowa rozchodziły się w mroku pozostawiając po sobie tylko pustkę ciszy tak jak by wcześniej nic nie zachwiało powietrzem.
- kim jesteś? - zapytał mężczyzna - zrobię co każesz.
- wiem po to przyszedłem - dotarł do niego głos odchodzącego nieznajomego. - kim jesteś? - lecz natychmiast zrozumiał swój błąd i ponowił pytanie - kim byłeś?
- teraz już wiesz - dobiegła odpowiedz z mroku. Duża kryształowa kropla uwolniła się z uwięzi i zmieszała się z kurzem kamienicznej podłogi


.....Gdzieś na nocnym mieście zegar wybił równą godzinę. Ze wszystkich katów natychmiast powychodziły cienie. Mrok oblepił go, przywarł do niego jak przywiera mucha do pajęczej sieci. Nie chciał się bronić. Teraz już mogło mu być wszystko jedno.
Czarne żylaste dłonie porwały go i cisnęły przez otwarte okno. Myślał, że spadnie i roztrzaska się na bruku, jednak grawitacja zakpiła sobie z niego. Na nocnym niebie pojawiła się nowa świadomość punkt zaznaczający swoja obecność po przez ruch. Leciał z wyprostowanymi rękoma ponad dachami domów przyglądając się zgniliźnie tego plugawego miasta. Na ulicach stały kobiety mizdrzące się do przechodzących mężczyzn. Zachwalały swoje atrybuty, pokazywały z pod spódnicy foremne ukształtowane łydki. Każdy z potencjalnych klientów był możliwością której nie można było zmarnować. Oferowały swoją szybka miłość bez pasji i namiętności, za niewielkie pieniądze czasem za płonna obietnicę stateczności a kiedy indziej wystarczał ciepły posiłek. Mężczyźni przechodzili, patrzyli. Jedni uśmiechali się inni uchylali cylinder, wybierali ten jarmarczny towar. Choć rozglądał się nigdzie nie mógł znaleźć utopionego w rynsztoku pęku żółtych kwiatów.
- a na czole jej było imię napisane : Tajemnica, Babilon Wielki, matka wszeteczeństw i obrzydliwości ziemi - zabrzmiał znajomy głos w jego głowie.
Zatracił już cel i początek swojej podróży. Stracił zainteresowanie, bierność była jedynym uczuciem jakiego doświadczał. Nie było zimna nie było strachu i zagubienia, nie było imion ani nazwisk. Była jedynie odrętwiała aprobata.
.....Nikt nie zauważył, że w kamienicy pod numerem 461 cos się wydarzyło, tylko gołębie gwałtownie sfrunęły z dachu nie wiadomo czy przestraszone wystrzałem czy spiesząc się na rynkową stołówkę.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 766
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: