Dodany: 16.07.2006 20:31|Autor: yerka
Dom o siedmiu szczytach
Zachciało mi się jakieś XIX wiecznej powieść grozy, czy raczej gotyckiej. Z półki uśmiechną się do mnie „Dom o siedmiu szczytach” Nathaniela Hawthorne’a. Tytuł niezwykle obiecujący. Zaczęłam więc czytać.
Takie „old schoolowe” powieści mają mnóstwo uroku. Pisane są w bardzo finezyjny sposób (który udatnie próbował naśladować Michel Faber w swym „Szkarłatnym płatku...”), na dowód czego przytaczam fragmencik, który mnie absolutnie urzekł:
Z przykrością też musimy stwierdzić, że Hapziba wpadła w całkiem niechrześcijańską złość, kiedy powzięła podejrzenie, że jedną z jej klientek przywiodła do sklepu nie rzeczywista potrzeba artykułu, o który pytała, lecz tylko chęć popatrzenia na nią. To wulgarne stworzenie postanowiło zobaczyć na własne oczy, jak wygląda za kontuarem ów arystokratyczny badyl, który przekwitł i usechł z dala od świata. Choć groźny mars zjawił się na twarzy Hepziby mimo woli i był zupełnie nieszkodliwy, w tym szczególnym przypadku oddał jej znakomitą usługę.
[N. Hawthorne „Dom o siedmiu szczytach”, Warszawa 1982]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.