Dodany: 02.08.2006 18:23|Autor: dot59
Jedna baba drugiej babie...
...streszczała swoje poglądy na temat literatury kobiecej (dokładnie: Kazimiera Szczuka - przedstawiać pewnie nie trzeba - dziennikarce "Wysokich Obcasów" Katarzynie Bielas, w ostatnim wydaniu tegoż magazynu - 29.07, str.22-27). I powiedziała m.in. tak:
- "Kiedy przeczytałam "Szklany klosz" Sylvii Plath, wiedziałam, że jest to coś innego, niż "Buszujący w zbożu" Salingera, właśnie dlatego, że bohaterka jest dziewczyną" (a ja na to : tak samo jak "Gra w klasy" Cortazara jest to coś innego niż "Nigdy w życiu" Grocholi, ale nie dlatego, że inna jest płeć autora i głównego bohatera, tylko, że wartość literacka jakby się nieco różniła...)
- "Nie chciałam już czytać o człowieku, który idzie na wojnę, gwałci, morduje, poluje, sadzi drzewo, łowi merlina, wieloryba, pstrągi" (a ja na to: no, cóż, łowienie MERLINA - a nie marlina - to doprawdy niespotykany rodzaj aktywności bohatera. Jedyny Merlin, o jakim słyszałam, czyli czarodziej z arturiańskich mitów, też chyba nie chciałby czytać o tym, jak ktoś go łowi...)
-"...w Polsce mieliśmy całkiem przyzwoitą literaturę dziewczyńską -(...) Musierowicz (...)- wczesna, z okresu "Kłamczuchy" czy "Opium w rosole". Wówczas jej bohaterki uprawiały wyczynowo sport, miały pasje, nie gadały tylko o chłopakach, wyjeżdżały same z domu jako nastolatki. Potem wszystko przerodziło się w prorodzinny grzmot." ( a ja na to: jakoś umknęło uwadze pani Kazimiery, że sport wyczynowo uprawiała jedynie - krótko - Gabrysia, zarzuciwszy go rychło dla stalowych oczu Janusza P., zaś jedynej rzeczywiście samodzielnej eskapady dokonała Aniela Kowalik, wcale nie dla zamanifestowania swojej kobiecej niezależności, lecz w pogoni za ślicznym Pawełkiem... "Grzmota" nie komentuję, bo musiałabym użyć równie niesalonowych wyrażeń).
- (o bohaterce "Nocy i dni"): "...jej życie erotyczne toczy się w fantazjach o panu Tolibowskim..." (a ja na to: nie jestem z wykształcenia literaturoznawcą, "Noce i dnie" czytałam jakieś 25 lat temu, ale i tak pamiętam, że nazwisko tego pana pisze się bez "w". Jak to możliwe, żeby tego błędu, powtórzonego zresztą dwa razy, nie zauważyły przynajmniej cztery osoby mające z tekstem do czynienia: dziennikarka, jej respondentka, która przecież musiała wywiad autoryzować, redaktor naczelna, która zapewne teksty czyta przed oddaniem do druku, i korektor(ka)???)
- o tym, co w literaturze kobiecej jest dobre: "zero winy i wstydu"; "opowieść o degrengoladzie, jaraniu haszu, przygodnym seksie"; "W "Pawiu królowej" Masłowskiej miłość jako fakt popkulturowy jest zdekonstruowana szatańsko zabawnie" (a ja na to: no, to już wiemy, dlaczego Musierowicz pisze "grzmoty"! Może się poprawi i w następnych tomach któraś z bohaterek skorzysta z tych wskazówek? ;)
- i o tym, czego w niej brakuje: "ciało, seks, seksualność kobiet są w polskiej literaturze słabo obecne, a w literaturze kobiecej bardzo słabo"; "nigdzie nie opisano jednak dobrze środowiska lesbijek"; "ciekawe byłoby wyjąć kobietę z tej służby miłości i rodzinie i umieścić wśród pytań polityczno-egzystencjalnych..." (a ja na to: auuuu! ratunku!)
Złośliwa jestem, wiem, ale do szału mnie doprowadza dzielenie literatury na "męską" i "kobiecą" zamiast skupianie się na jej wartościach literackich, poznawczych etc. (Notabene w tym samym numerze "WO" redaktorka - nie redaktor, broń Boże! - A.Zawadzka uznaje za literacki "kit" zbiór wywiadów K.Bochenek i D.Kortki ze znanymi lekarzami. Wywiady są doskonałe, respondenci bardzo interesujący, ale to nieważne - bo "na 20 przepytanych lekarzy ani jednej kobiety").
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.