Dodany: 02.08.2006 21:04|Autor: veverica

I. Obrazki z serbskiej podróży, Tam.


Góra Borkowska, blady świt koło 10. Zaczynamy łapać. Dorota wyciąga naszą kronikę, pierwszy wpis. Witek - przekonałyśmy go że z nami jedzie zaledwie dwa dni wcześniej - dopytuje się dokąd właściwie zmierzamy. Nad morze? Wspaniale, szkoda tylko, że nie wziął kąpielówek. Robi się gorąco, nikt nie staje. Podjeżdża furgonetka, wysiada z niej młodzieniec z plastikowym kanistrem na plecach i nonszalanckim ruchem podlewa chwasty. O co chodzi? Znajduję pół metra kwadratowego cienia pod murem i przeklinam za długie spodnie. Nie mamy nic do picia, a niektórzy z nas są bardziej potrzebujący... Nic to, na pewno zaraz ktoś się zatrzyma!

Trzy godziny i jedno podjechanie autobusem później dalej tkwimy bez ruchu. Rozważamy możliwości - może wrócimy do domu na obiad? A może rozbijemy jokkmokka (nasz dzielny, sześciokątny namiocik) w przepływie pod drogą? Przynajmniej w cieniu...

***

Wieczór, Bratysława. Parking przed centrum handlowym wyraźnie nie przeznaczonym dla pieszych, most po którym nie da się przejść. Między samochodami przedzieramy się do parku i dalej, nad rzekę. Dunaj! Podziwiamy zachód słońca i psa, który zasuwa z prądem wzdłuż brzegu... Wieczorna przepływka? Potem wylazł, pobiegł w górę i płynął jeszcze raz. Moczymy stopy w pięknym modrym Dunaju, obok czegoś zielonego. Okazuje się, że most nie do przejścia ma też dolną kładkę dla pieszych, z czego skwapliwie korzystamy, i już jesteśmy w zabytkowym centrum...

Bratysława wygląda dziwnie. Stare miasto jest pięknie odnowione, uliczki - węższe i szersze, zawsze nastrojowo oświetlone - wybrukowane. Jedna wielka knajpa na świerzym powietrzu, palmy w donicach, a nad głowami akrobaci na zawsze zawieszeni w niewiarygodnych pozycjach... Wyglądający na szaleńca żebrak wykrzykuje coś po słowacku i rozrzuca pieniądze. Jest wieczór, ale upał niewiele mniejszy... Pięknie (jeszcze nie wiemy, ze znajdziemy nocleg dopiero w trzecim hosteli, o północy, bez pościeli i na końcu miasta, i że nasz palnik gazowy nie działa).

***

Wieczór, Serbska Vojvodina. Szczere pole w którym wysadził nas busiarz wracający do domu, uprawy słoneczników ciągnące się aż po przeraźliwie płaski horyzont. Zachód słońca nad chałupą, jedyną w zasięgu wzroku. Chcemy dotrzeć do Senty, gdzie ponoć jest jakiś festiwal... Zatrzymuje się auto marki Jugo, strasznie zakurzone i zawalone po dach czymś... wszystkim. Pan ewidentnie ma tylko jedno miejsce, ale jakoś go to nie zraża. Przeładowuje towar, ja dostaję podwyższone miejsce na wielkim worze karmy dla psów, i jedziemy. Rozmawiam z nim po serbsku, wypytuje nas gdzie będziemy spać, co zamierzamy... Pyta o coś, niestety nie słyszę o co, więc grzecznie przytakuję. Pan wyciaga komórkę, zaczyna dzwonić i gadać po węgiersku... Zastanawiam się, na co się właśnie zgodziłam. Dorota z Witkiem nerwowo wypytują o co chodzi. Po trzecim telefonie (jedyne co zrozumieliśmy to "Hus, hus!", ale to chyba nie ten) uśmiecha się promiennie i mówi, że znalazł nam nocleg. Cicho, spokojnie, nikt nam nie będzie przeszkadzał... jak nam się nie spodoba, to zawiezie nas do miasteczka. Lekko skołowani zgadzamy się zobaczyć - chce nas na coś naciagnąć? Jedziemy gdzieś w las, brukowaną dróżką, wreszcie zajeżdżamy do czyjegoś gospodarstwa. Za parkanem rży koń, drugi stoi zaprzęgnięty do wozu. Nasz kierowca wysiada i debatuje z gospodarzami, niestety znów po węgiersku. Mówi, że możemy się rozbić gdzie chcemy, że dostaniemy klucze do pomieszczenia gdzie możemy zostawić rzeczy i pójść do miasta, że prysznic... Ostrożnie pytam czy mamy coś zapłacić i słyszę od gospodarza - też serbskiego Węgra - "Nie, teraz jesteście moimi gośćmi". Nasz kierowca odjeżdża, na pożegnanie zostawiając nam wór precelków i szeroki uśmiech.

Zostaliśmy tam - był to jakiś społeczny klub jeździecki - na noc. Wybraliśmy się do Senty, wymoczyliśmy nogi w Tisie, wybróbowaliśmy Pivo Jelen i wróciliśmy do domu, do klucza ukrytego chytrze pod brudną skarpetą ("Skarpety nikt nie rusza!"). Spaliśmy w pokoju, a na śniadanie nasz gospodarz (zwalisty Węgier na emeryturze, prezes klubu, z zamiłowania kowal artystyczny) przyniósł stosy pieczywa, pomidorów, szynki, i litry napojów. Dostalismy prowiant na drogę (konieczne było przerobienie torby na namiot na torbę na jedzenie), błogosławieństwo, po soczystym całusie i serdeczne zaproszenie na przyszłość. Musimy napisać do pana Karola i podziękować mu jeszcze raz... Z Dorotą ustaliłyśmy, że będziemy tam posyłać swoje dzieci na obozy konne:)

***

Upał, trzema samochodami przebyliśmy może ze 30 kilometrów. Po kąpieli w zamulonym kanale o krytycznym stężeniu ślimaków na decymetr sześcienny wleczeny się poboczem. Nagle z tyłu nadjeżdza oryginalnie wyglądający mężczyzna na rowerze, puszcza kierownicę, zaczyna wymachiwać rękami i ryczeć... Patrzymy na niego w ciężkim zdumieniu. Mija nas, po czym jak na najgłupszej komedii zgrabnym łukiem skręca i wraz z rowerem wpada w gęste zarośla. Wpatrujemy się w krzaki w osłupieniu, starszy pan wyłazi, zaczyna wyklinać po serbsku Witka i jego przodków, ciska się i wrzeszczy... Dalej stoimy jak kołki, witek tylko trochę się cofa, ja uznaję, że lepiej nie afiszować się ze znajomością języka... Facet zniechęca się i odjeżdża nieco chwiejnie, a my do dziś nie wiemy, co to było. Ale to jedyne nieprzyjemne wydarzenie w ciągu dwóch tygodni.

***

Belgrad nocą... Zdecydowanie korzystniejsze wrażenie niż w dzień. Koszmarne budynki sprzed trzydziestu lat tak nie szpecą, twierdza Kalemegdan jest ładnie oświetlona i naprawdę wielka - choć to głównie mury. Upał wciąż dokucza, na ulicach tłum znacznie gęstszy niż za dnia - życie zaczyna się po zmroku. Całodobowe piekarenki na każdej ulicy zachwycają, w każdej chwili mozna kupić burek albo "kroasana". Sprzedawcy wszystkiego rozłożeni obozem na uliczkach parku. Pieczona kukurydza i szalenie tu popularne wózki Pik-pok, czyli z popcornem:) Łazimy po twierdzy, po murze schodzimy do czołgów - jak się potem okazuje, jest to Muzeum Armii Ludowej. Na wysokiej kolumnie posąg jakiegos gołego faceta z mieczem, ciekawe kto to? W bramie kilkuosobowy zespół muzyczny, pięknie grają, obstępuje ich wianuszek słuchaczy. W knajpach na zewnątrz wygodne fotele, niekiedy nawet leżaki - godne podpatrzenia;) Gdybyśmy tylko nie byli tak zmęczeni... ale jutro też jest dzień, nasz wolny dzień w Belgradzie:)


Gratuluję i dziękuję, jeśli ktoś dotarł aż tutaj:) Nie mogłam się powstrzymać, a to dopiero początek naszej bałkańskiej wycieczki...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3641
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: Kaoru 02.08.2006 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Góra Borkowska, blady świ... | veverica
Ja dotarłam ;) I pragnę więcej! Miłej wycieczki życzę ;-))
Użytkownik: norge 02.08.2006 21:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja dotarłam ;) I pragnę w... | Kaoru
Zajeżdża egzotyką i wielką przygodą :-) Nigdy nie miałam dość odwagi na takie lekko zwariowane podróże i żałuję. Tylko w ten sposób można naprawdę "poczuć" jakiś kraj...
Ciekawe jak rozmawiało ci się po serbsku z tubylcami? Czy mają jakieś dialekty, które niełatwo zrozumieć?
Użytkownik: veverica 02.08.2006 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Zajeżdża egzotyką i wielk... | norge
Bałam się trochę Czarnogórców (językowo, bo choć mają opinię ludu wojowniczego, dumnego i porywczego, to jakoś mnie nie przerażali), ale okazało się, że oprócz innej wymowy "e" niewiele się to różni... Sama byłam zdziwiona, jak dobrze tambylców rozumiem, i że oni rozumieją mnie... Nowosadczycy (nowosadzianie?) mają bardzo ładny akcent, z takimi głębokimi zaciągnięciami, ale moja przez ostatnie dwa lata lektorka była z Nowego Sadu, więc nie zaskoczyło mnie to:)
Użytkownik: veverica 02.08.2006 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja dotarłam ;) I pragnę w... | Kaoru
Wycieczka niestety już za mną, nie należy dać się zwieść narracji;) Więcej może będzie, jak znajdę jeszcze chwilę i natchnienie. Żałuję, że było tak krótko...
Użytkownik: Pax 02.08.2006 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Wycieczka niestety już za... | veverica
Dziękujemy za już, prosimy o jeszcze :))
Użytkownik: verdiana 02.08.2006 23:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Wycieczka niestety już za... | veverica
Więcej, więcej, proszę o więcej!! :D
Użytkownik: linusia112 02.08.2006 23:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Góra Borkowska, blady świ... | veverica
Taki wyjazd to fantastyczna przygoda!! Bardzo mi brakuje takiego wyjazdu jaki miałaś:)))
Ja się wybieram w przyszłym tygodniu, będzie to Polska, ale tak troszkę na dziko organizowana podróż i w góry.
Mam nadzieje, że będę miał o czym opowiadać tak jak Ty:))
Użytkownik: Korniszon13 03.08.2006 11:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Góra Borkowska, blady świ... | veverica
Piękna wycieczka! Drugiej połowy wakacji wszytkim życzę równie przyjemnej jak pierwsza! Pozdrowienia!
Użytkownik: Anna 46 03.08.2006 13:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Piękna wycieczka! Drugiej... | Korniszon13
Veverico Powrócona, to bardzo śliczne i ja poproszę o ulubiony ciąg dalszy!

Ps. "Bizarowate" w formie, a jednak Vevericowate w klimacie!:-)))
Użytkownik: veverica 04.08.2006 13:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Veverico Powrócona, to ba... | Anna 46
Ech, jak tylko napiszę... Obiecałam, to teraz trzeba dotrzymać słowa;)
A "Bizary" ciągle u mnie leżą... Przyznaję ze skruchą, że nawet do nich nie zaglądnęłam. Tym razem NAPRAWDĘ przesunę je wyżej w kolejce;)
Użytkownik: Anna 46 05.08.2006 18:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Ech, jak tylko napiszę...... | veverica
To nie była w żadnym razie "aluzia" do szybkiego czytania; tak mi się nasunęło i to miał być komplement!:-)
Użytkownik: veverica 05.08.2006 18:51 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie była w żadnym razi... | Anna 46
Ja wiem że nie była, ale samej mi głupio;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.08.2006 17:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Góra Borkowska, blady świ... | veverica
Och, ten południowy klimat... Jak mi się tęskni za nim! Co prawda moje ulubione miejsce wakacyjnych wojaży to Chorwacja, a mój sposób podróżowania znacznie wygodniejszy (cóż chcecie, starość nie radość, a i autku zmęczonemu telepaniem się po beskidzkich dróżkach też trzeba trochę przyjemności sprawić, niech sobie zrelaksuje kółka na gładkich jak stół słowackich i chorwackich autostradach ;) - ale i Twoje serbskie refleksje przypominają mi wszystko, co w tamtych stronach lubię. Sama zresztą też sobie sporządzam reportaże z kolejnych wyjazdów - ale dotychczas nie wpadłam na myśl, aby nimi kogoś uraczyć (i chyba nie wpadnę, bo jakieś takie bardzo obszerne mi wychodzą...).
Zaraz przechodzę do następnej części!
Użytkownik: veverica 04.08.2006 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, ten południowy klima... | dot59Opiekun BiblioNETki
I dobrze, że obszerne - więcej przyjemności dla czytającego:) Uracz koniecznie!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.08.2006 16:54 napisał(a):
Odpowiedź na: I dobrze, że obszerne - w... | veverica
Sprawdziłam: pierwszy notatnik podróżny, który mam przerzucony do komputera, ma 7 stron maczkiem (bodaj 9-tką). Czytatnik by pękł! Może w tym roku się gdzieś wybiorę, i spróbuję nieco krócej spisać wrażenia...
Użytkownik: Agis 05.08.2006 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Góra Borkowska, blady świ... | veverica
Hej, szkoda, że "Autostop polski" już wyszedł, bo nadałoby się idealnie. Może jakaś druga część?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: