Dodany: 04.08.2006 16:18|Autor: veverica
II. Obrazki z serbskiej podróży, Tam - ciąg dalszy.
Belgrad. Upał duszący, wszechobecny. Ruszamy do miasta, znajdujemy ulicę Skadarską - stare, parterowe domki, bruk. Wózki z pamiątkami i nasze upragnione "kieliszki" na rakiję - wyglądają jak małe buteleczki, zwężajace się ku górze; po obejrzeniu kilku serbskich filmów nasza koleżanka zażyczyła sobie takich:) Potem przedzieramy się nad rzekę, plan na dzisiaj to Ada Ciganlija - wyspa na Sawie, kąpielisko i liczne inne rozrywki (golf, bungy, safari, knajpy, boiska...). Droga którą idziemy nie jest najlepsza - owszem, nad rzeką, ale to chyba jakieś tereny przemysłowe? Mijamy przerdzewiałe barki, hałdy piasku, bocznice kolejowe... Gorąco i daleko... Ledwo żywi docieramy, groblę widać z daleka - obok niej w niebo bije kilkudziesięciometrowy słup wody. Jezu, ile ludzi...
Po godzinie spędzonej na poszukiwaniu mitycznej pustszej plaży "po drugiej stronie wyspy" lądujemy na największym kąpielisku. Obok nas zagroda z darmowymi lekcjami pływania, czyli Zupa z Dzieci. Ale nic to, woda jest cudownie zimna i mokra... Wieczorem w naszej najbliższej piekarni na ulicy Sarajewskiej kupujemy burki w trzech rodzajach - trzeba wypróbować serbski specjał... Do kompletu wino marki "Car Lazar":)
***
Zapada zmrok. Niedawno wjechalismy do Czarnogóry. Carnogórski kierowca, który wysadził nas w miejscowości Pljevlja był bardzo rozmowny i ciekawy - przez 2,5 godziny wypytywał mnie o Polskę... Zaliczylismy takie tematy jak zarobki, moralność, największe zagraniczne koncerny naftowe, stosunki damsko-męskie, niemieckie fabryki, posty w katolicyzmie, szkolnictwo, marki ubrań, czas wolny, eee... i mnóstwo innych, których już nie pamiętam. Jestem wyczerpana umysłowo:) Dorotka łąpie stopa, po chwili bierze nas jakiś pan. Po chwili orientujemy się, że pan ma wzrok mętny, krok chwiejny, za to chuch potężny i zwalający z nóg... No i jedzie środkiem:)
Daleko nie zajechaliśmy, a jest już prawie ciemno. Dolina wąska, łączek mało, pochyłe, i wszystko za płotem... Gdzie by się tu rozbić? Ruszamy na zwiad w boczna drogę. W końu rozbijamy się na zakręcie, po zewnętrznej - jest tam tylko trochę pochyła polanka 2 na 2, zlekka poznaczona krowimi i kozimi kupami... Nic to, jakoś przeżyjemy:) Jedyne co nas niepokoi to ewentualny poranny przemarsz miejscowej ludności ze stadem kóz przez nasze obozowisko...
***
Most na rzece Tarze. Niedaleko stąd jest najgłebszy kanion w Europie, cos koło 1300 metrów... Tu płycej, ale też imponująco. W blaszanym barze nad przepaścią czekamy na ponton, którym będziemy spływać - załatwiliśmy to u podejrzanie wyglądającego bezzębnego młodzieńca (to chyba cecha narodowa Czarnogórców...). Poł godziny czekamy, godzinę... No cóż, na studiach mówili, że Czarnogórcy są leniwi:)
Tara jest przepiękna. Dno pokrywają jasne, kolorowe kamyczki, więc woda ma kolor błękitny, morski. Jest przejrzysta i lodowata, nogi natychmiast zaczynają boleć. Zapakowani w gustowne czerwone kapoki, spływamy. Nie jest to może dzika woda, ale i tak jestem cała mokra:) Po drodze przerwa przy dopływie, rwącej rzeczce bardzeij podobnej do wodospadu. Tu woda jest biała, spieniona, niebezpieczna. Idziemy w górę by odkryć, że woda wypływa znikąd... Jak taki zywioł może po prostu pojawić się, wytrysnąć ze skały?
Później. To góry, więc nagle zaczyna padać. Łapiemy stopa pod pomnikiem jakiegoś lokalnego watażki dającego odpór Turkom. Nie jest dobrze... W końcu zatrzymuje się rozklekotany, stary samochodzik. Do Podgoricy! Pysznie, może uda nam się zajechać dzisiaj nad morze? Siadam z przodu, odruchowo siegam po pas... Starszy pan za kierownicą protestuje, żarliwie przekonuje żebym się nie zapinała, nie trzeba! Na poparcie swoich słów wyciąga legitymację policyjną:) Uprzejmie stwierdzam, że teraz, z policjantem, jesteśmy bezpieczni... W zła godzinę powiedziałam:) Policjant jest miły, tak. Pokazuje nam różne atrakcje, stary las, jaskinię w której była w czasie wojny szkoła, skalaną cerkiewkę... Szkoda tylko, że miejscowymi serpentynami jedzie 110, klnąc kiepskie hamulce. Przeżywam ciężkie chwile, zwłaszcza kiedy mijamy wypadek (auta nie widać, wpadło do kanionu). Kierowca kwituje to pogardliwym "Nieuwaga!"... No cóż, można i tak. Widząc moje przerażenie przy kolejnym wyprzedzaniu na czwartego, z tunelem zbliżającym się w zastraszającym tempie uspokaja mnie, mówiac że już 32 lata jeździ... Od razu mi lepiej.
Ale droga jest piekna, niesamowita. Aż do Podgoricy biegnie kanionami, najpierw Tary, potem Moracy. Wykuta jakimś cudem w skale, z licznymi tunelami, meandrujedziko. Po drugiej stronie, kilkaset metrów wyżej, co jakiś czas widać tory. Rzadko, bo przez większą część trasy pociąg jedzie tunelami. Zastanawiam się jak żyło się w Czarnogórze dawniej, zanim to wszystko zrobiono? Zaczynam też lepiej rozumieć o co chodziło z partyzantami ukrywającymi się w górach... Bo góry są wszędzie. Zaczynają się już w Serbii i sięgają właściwie do morza, wyjątkiem jest rozległe, bagniste jezioro Szkoderskie na granicy z Albanią. Góry skaliste, strome, często gołe. Bardzo piekne i bardzo groźne.
***
Tego dnia rzeczywiście dotarliśmy nad morze, tym samym kończąc podróż "tam", ale o tym ewemtualnie w kolejnym odcinku;)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.