Dodany: 16.08.2006 20:29|Autor: veverica

IV. Obrazki z serbskiej podróży, Z Powrotem - ciąg dalszy. Koniec.


Blady świt, błądzimy po dzielnicy Novi Beograd. Mamy bardzo mało czasu na dojechanie do centrum, bo nasze koleżanki, mające zostawić nam klucze, wychodzą o siódmej... W końcu wsiadamy do właściwego tramwaju, oczywiście na gapę, potem kilkuminutowy sprint i udaje nam się dotrzeć na Sarajevską punkt siódma. Możemy się wreszcie umyć i przespać kilka godzin - życie jest piękne:)

Wczesne popołudnie. Wydostaliśmy się na obrzeża Belgradu i stopiramo do Nowego Sadu. Nie na autostradzie, bo w przebłysku debilizmu uznaliśmy, że na starej drodze będzie łatwiej. Zatrzymało mi się tylko dwóch panów, ale jechali do sąsiedniej wsi i deklarowali chęć zabrania tylko mnie. Podziękowałam grzecznie. Czekamy...

Miły kierowca wysadził nas kawałek dalej i poradził pójść poboczem autostrady kilkaset metrów, do milicji... Nie do końca go zrozumieliśmy, ale poszliśmy. Istotnie, stoimy na policyjnej zatoczce, niedaleko od domku policjantów. Przed chwilą jeden z nich wyszedł, poprzyglądał się nam chwilę i poszedł. Czujemy się troszkę nieswojo, zwłaszcza że wjazd do zatoczki jest przez ciągłą, no i jest to autostrada... Upał koszmarny, siedząc w pełnym słońcu dopijamy ostatnią wodę. Policjanci mają studnię, i cień... Może by do nich zagadać? Nie, jeszcze nie jesteśmy tak zdesperowani... Moja kolej. Stoję na jezdni, macham... Wychodzi następny policjant, patrzy na mnie i zaczyna się śmiać. Robimy sobie małą pantomimę na odległość, wzruszając ramionami, uśmiechając się i kręcąc z rezygnacją głowami. Wygląda, jakby było mu troszkę żal tych głupków z plecakami, ale cóż może zrobić... Po chwili zaczyna się rozglądać, wygląda jakby na coś czekał. Rzeczywiście, zbliżająca się chłodnia z lodami zwalnia, skręca... Kierowcy i policjant wymieniają pozdrowienia, po czym policjant przyjmuje kilka zimnych paczuszek, a samochód odjeżdża. Powtarza się to z bliźniaczą chłodnią... Już wiemy, czym zajmują się policjanci na autostradzie:) Nie mamy czasu na dalsze obserwacje, bo zatrzymuje się jakaś osobówka...

Jedziemy TIRem, kierowca, my i plecaki upchnięte ciasno w jednej linii. Kierowca jest młody, żartuje sobie ze mną. Wyraża swoje zdanie o stosunku Europy do Serbii i wzajemnie... Mam nadzieję, że nie wszyscy Serbowie mają takie poglądy. Na desce przyczepiony medalik z wizerunkiem Wujka Draży (Mihailovicia, jak sądzę). Pytamy czemu nas zabrał, w zasadzie mu nie wolno... Przytakuje, po czym dorzuca, że ich firmy nikt nie rusza... Okazuje się, że wozi piwo i wszelkie ewentualne nieprzyjemności łagodzi zawczasu skrzyneczką lub dwoma...

Nowy Sad, centrum. Dojechaliśmy tu autobusem ze śmieszną ręczną maszynką do produkcji biletów. Czuję się jakbym cofnęła się w czasie... Ryneczek jest śliczny, całe miasto wygląda znacznie bardziej przyjaźnie niż Belgrad. Wszędzie pozostałości Parady Koni, jest nawet jeden dwugłowy... Kamieniczki niskie, spójne, mnóstwo świątyń chyba sześciu różnych religii. Jedyne co nas martwi, to że robi się ciemno, miły pan z informacji właśnie powiedział nam, że w mieście nie ma kempingu, a jednyny hostel nie do końca satysfakcjonuje naszego ducha oszczędności. Radził, żebyśmy pojechali czternaście kilometrów za miasto, nad miłe jeziorko gdzie możemy się rozbić, ale zrezygnował kiedy usłyszał że jeździmy stopem:) Sięgamy po naszą ostatnią deskę ratunku - telefon do, eee... mamy koleżanki mojej kuzynki mieszkającej w Londynie (z wymienionych znam tylko kuzynkę);) Mieliśmy ewentualnie zjawić się u niej jutro, kiedy Dada, jej córka, przyleci już na urlop... Nic to, kuzynka mówiła że to szalenie mili i gościnni ludzie:)

Rzeczywiście. Przez telefon pierwsze pytanie Naszej Mamy (taki zyskała przydomek już pierwszego wieczoru) brzmiało "Na ile nocy?", następne "Ile was jest?". Dojechaliśmy pod wskazany adres brudni i zmęczeni, by w progu Mama przywitała nas słowami "Chcecie najpierw kawę, kolację czy wziąć prysznic? Kto pierwszy? Wchodźcie, wchodźcie, ty będziesz spała w tym pokoju, wy w tamtym, zaraz oblekę wam poście"... i tak było cały czas. Czuliśmy się jak w domu, karmieni, napominani i rozpieszczani. Po prysznicu i kolacji Mama zaprowadziła nas na Sztrand i tam zostawiła z kluczami do mieszkania...

Sztrand to plaża nad Dunajem, piaszczysta, wielka, piękna i kipiąca energią. Sztrand żyje całą dobę, w knajpach na piasku mnóstwo ludzi, nie tylko młodych, jakaś piosenkarka całkiem nieźle śpiewa... Dorota zastanawia się w jaki sposób ma dostać z fizjoterapii stypendium w Nowym Sadzie:)

***

Wolny dzień w mieście. Nigdzie nie musimy jechać, jak cudownie... Jedyne co psuje humor, to że Dada nie przyleci - odwołali wszystkie loty i będzie dwa dni później, więc niestety się miniemy... Po śniadaniu głównie makrobiotycznym i kawie z Mamą (rozmawiałyśmy o jedzeniu, wysłuchałam teorii Mamy na temat szkodliwości białek zwierzęcych i cukru), zaopatrzeni w owoce i wodę, ruszamy zwiedzać twierdzę Petrovaradin. Jest wielka, miasteczko i wzgórze otoczone murami, wały ziemne i tajemnicze przesmyki... Na szczycie budynki, wieża zegarowa, widok na miasto... Sennie i upalnie. Na jednym z boków długiej kamiennicy każde kolejne drzwi kryją atelie miejscowych artystów. Pod murem wygrzewa się wielki, tłusty Kot.

Idziemy brzegiem Dunaju. Mijamy pomnik ofiar - podczas drugiej wojny jednego styczniowego dnia zastrzelono tu lub wrzucono pod lód prawie półtora tysiąca ludzi. Wykonawcami byli faszyści Węgierscy, ale też miejscowi, serbscy Węgrzy. Kawałek dalej pozostałości jednego ze zbombardowanych mostów, dalej nie do końca zdemontowany most pontonowy. Pozostałe trzy są już odbudowane. To całkiem niedawna historia, 1999 rok.

Jesteśmy na plaży. Cicho, nie tak wiele ludzi - to nie ta główna, szeroka część Sztrandu, tylko ciągnący się daleko pas piasku, odgrodzony od miasta wierzbami i zaroślami. Czuję się trochę jak w innej bajce, leżąc w płytkiej wodze, patrząc na silny nurt Dunaju i twierdzę powyżej, po drugiej stronie...

Centrum. W oknie niemal każdego sklepu, klubu, zakładu fotograficznego, biura podróży - tablo jednej z klas tegorocznych maturzystów. Mama wyjaśniła nam, że to taka vojvodińska tradycja - tabla umieszcza się w witrynach zaraz po maturze i krewni, rodziny, przyjaciele mogą je podziwiać aż do jesieni...

***

Drugą godzinę próbujemy złapać coś na autostradzie. Wracamy już do Polski... Nowy Sad nie chce nas tak łatwo wypuścić...

Kierowca ciężarówki zostawił nas pod wiaduktem, przy zjeździe w prawo. Na pożegnanie dostaliśmy cudownie zimną wodę mineralną i tarczkę do tachografu, żeby machać nią na TIRy. Łapię stojąc na pasie do zjazdu... Ku naszemu zdumieniu i lekkiej konstrernacji podjeżdża do nas policja. Zatrzymują się, podchodzę... Żądają dokumentów, pośpiesznie wygrzebuję swój paszport. Policjant wysiada, jest dwie głowy wyższy ode mnie i ma posępny wyraz twarzy. Żąda pozostałych dokumentów, pyta po co nam tarczka, czy wolno łapać stopa na autostradzie... Mówi, że mógłby nas zamknąć, pyta czemu nie pojedziemy autobusem... Mówię, że nie mamy pieniędzy. Wypytuje gdzie byliśmy, u kogo spaliśmy w Belgradzie, co mamy w bagażach... Mimo wszystko, jakoś nie bardzo potrafię zachować powagę - bardziej chce mi się śmiać, ale to nie byłoby rozsądne... Dorotka z Witkiem patrzą na wszystko niepewnie, nic nie rozumieją. W końcu policjanci, wymieniwszy między sobą uwagi w rodzaju "Co z nimi zrobimy?" i "A może odwieziemy ich... nie, nie mają pieniędzy", każą nam iść sobie stąd i łapać na poprzecznej drodze. Co prawda nie jest nam po drodze, ale czekają aż pójdziemy, więc chcąc nie chcąc, tłumiąc niestosowną wesołość, wygrzebujemy się na wiadukt i dalej...

Do granicy dojeżdżamy z zaiste ciekawym kierowcą. Jest rok młodszy ode mnie, a z różnych opowieści wyszło coś takiego: Stole, bo tak się nazywa, jest z Suboticy. Studiuje na AM i trzy lata temu był pierwszym harmonistą w Jugosławii. Jedzie Yugo koleżanki matki, bo jego kabriolet trzy dni temu mu ukradli... Rodzice jeszcze nie wiedzą;) Poza tym jeździ TIRem w firmie ojca, który jest jakąś straszną personą w Suboticy. Poza tym Stole właśnie zerwał z dziewczyną, z którą był pięć lat, za dwa miesiące mieli termin ślubu i ojciec kupił im już mieszkanie. Zdradzała go. Jak widać, prowadziliśmy dłuższą rozmowę:) W pewnym momencie, zerkając ciągle w lusterko, Stole wyznał mi konspiracyjnym szeptem że strasznie mu się podoba moja koleżanka i koniecznie muszę ją przywieźć za rok:) Po czym nadlożył trzydzieści kilometrów i odstawił nas na granicę...

Trzy godziny później, już po węgierskiej stronie granicy, powoli zaczynamy się oswajać z myślą o spaniu pod barierką w strefie przygranicznej. Jesteśmy strasznie zmęczeni... Z rozpaczy zaczynamy śpiewać, Witek wydłubuje mrówki z kanapek od Mamy, Dorota idzie na zwiad na parking... Robimy tabliczkę z wielką PLką, czego jedyny widoczny efekt jest taki, że wszyscy nieprzytomnie wyładowani polscy turyści nam radośnie machają;) I wtedy, nagle, niespodziewanie i w cudowny sposób, zatrzymuje się nam dwóch chłopaków z Katowic... Jesteśmy uratowani.

***

Po drodze była jeszcze największa burza jaką w życiu widziałam, niezliczone opowieści chłopaków z Katowic i ich wyrzekania na Greków, agresywny pan na stacji na Wegrzech... ale najważniejsze, że dotarliśmy z powrotem do Polski:)

Dziękuję za dotarcie aż tutaj i mam nadzieję, że się podobało:)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1663
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: veverica 16.08.2006 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Blady świt, błądzimy po d... | veverica
Zapraszam do ostatniej serbskiej czytatki:)
Użytkownik: norge 16.08.2006 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Blady świt, błądzimy po d... | veverica
Dotarłam. I się bardzo, ale to bardzo podobało :-)
Użytkownik: veverica 17.08.2006 09:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Dotarłam. I się bardzo, a... | norge
:)) To była naprawdę ciekawa podróż, ale ja nie do końca potrafię przekazać wszystko to, co warte było zapamiętania...:/
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.08.2006 17:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Blady świt, błądzimy po d... | veverica
Się podobało, od początku do końca. Nie wiem, czy będę mogła się odwzajemnić równie ciekawymi wrażeniami, bo w końcu z różnych przyczyn jadę z biurem turystycznym, a nie na własną rękę. Ale za to gdzieś, gdzie jeszcze nigdy nie byłam, więc może zobaczę coś wartego zanotowania, mam nadzieję. Do zobaczenia we wrześniu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: