Wielowątkowość na tle Indii i nie tylko
Pierwsze spotkanie z Salmanem Rushdie’em odbyło się zupełnie przypadkowo: „Dzieci północy” znajdowały się na liście lektur z literatury brytyjskiej. Nie wdając się w szczegóły: książka wywarła na mnie mocne wrażenie, toteż gdy przez przypadek natknąłem się na inne dzieło autora urodzonego w Indiach, nie omieszkałem po nie sięgnąć.
Sądząc po samym tytule można dojść do wniosku, iż jest to historia bazująca na przygodach jednego bohatera. Nic bardziej mylnego: książka jest podzielona na pięć części, biorących swe nazwy od kolejnych postaci – a są to: India, Bunji, Max, Śalimar klaun oraz Kaszmira (notabene: drugie imię Indii). Co prawda Śalimar pojawia się w każdym epizodzie, jednakże nie jest on bohaterem dominującym. Zatrzymując się przy bohaterach, trzeba koniecznie stwierdzić, że ich dobór oraz kreacja są bardzo mocnym atutem; każdy głęboko przeżywa swoje perypetie, podejmuje złe decyzje i boryka się z ich efektami, a wszystko to przedstawione jest bardzo realistycznie. Noman (Śalimar) uosabia mężczyznę zdradzonego przez kobietę i opętanego przez to żądzą zdrady. Na przykładzie Bunji widzimy osobę, która marząc o totalnej zmianie swojego stylu życia przekonuje się finalnie, iż to, co wydaje się nam niezmiernie pociągające, nie musi wcale dawać szczęścia.
A istnieją również drugoplanowe postaci, które, mimo że autor poświęcił im mniej miejsca, także mają istotne znaczenie i rozszerzają i tak już szeroki wachlarz zagadnień. Dla przykładu, Peggy Rhodes - kobieta w pełni świadoma notorycznych zdrad swojego męża i przez to zajadle zazdrosna i szukająca osobistego odwetu.
Czas najwyższy przejść do fabuły, a ta jest nierozerwalnie związana z bohaterami. Stajemy się świadkami zamordowania ważnej osobistości, Maxa Ophulsa, i... zastanawiamy się nad motywem tej zbrodni. Gdy nasza ciekawość zostaje pobudzona, powoli zaczyna wyłaniać nam się jaśniejszy obraz sytuacji. Jest to niewątpliwie mocna strona dzieła, gdyż będąc w stanie nieustannej gotowości, stajemy się aktywnymi czytelnikami, zmuszonymi do rekonstrukcji wydarzeń. Przedstawione powyżej morderstwo zdaje się początkowo nosić znamiona polityczne, jednakże szybko okazuje się, iż motyw był inny.
Nie chcąc podawać zbyt wielu detali związanych z akcją, dodam, iż powieść jest wielowątkowa, a jednoznaczne określenie jej głównej nici może okazać się tyleż nieadekwatne, co zbędne - ze względu na fakt, że poszczególne wątki są ze sobą ściśle powiązane. Motyw miłości, władzy, walki o własną ziemię, niespełnionej miłości - to tylko wybrane elementy; dość powiedzieć, że są one szalenie umiejętnie wkomponowane w całość i trudno znaleźć tu jakąś rażącą niespójność.
Weźmy następnie pod lupę tło wydarzeń. Według mojej osobistej opinii stanowi ono kolejny plus książki: doświadczamy okupacji niemieckiej podczas II wojny światowej, obserwujemy niekończące się walki o Kaszmir, to znów lądujemy w słonecznej Kalifornii, przyglądając się czasom bardziej współczesnym (a zdaje się, że nie wymieniłem wszystkich lokalizacji). Zróżnicowanie miejsca akcji oddziałuje zdecydowanie na czytelnika i nie pozwala mu na przebywanie w jednym tylko obszarze, co mogłoby doprowadzić go do śmiertelnej nudy.
W swoim charakterystycznym stylu Rushdie sugestywnie maluje nam przed oczyma zwłaszcza obraz Indii (ogólnie rzecz biorąc, w pozytywnym świetle), dodając, rzecz oczywista, pewną dozę baśniowości i tajemniczości. Język używany przez pisarza nie będzie stanowił niespodzianki dla tych, którzy, tak jak ja, zetknęli się choćby z jednym dziełem Anglika. Interesujące porównania czy przenośnie (tudzież zamierzone odstąpienie od zasad interpunkcji) sprawiają niemałą przyjemność, choć autor potrafi jednym ruchem zrzucić płaszcz poetyckości i w dosadnych słowach, nie unikając przekleństw, nakreślić sytuację (patrz: rozmowa Maxa z Finkenbergerem). Choć od razu należy nadmienić, że wszystkie powyższe zabiegi zostały użyte na znacznie mniejszą skalę niż w „Dzieciach północy”.
Co się tyczy słabych stron powieści, to można ich się doszukiwać, aczkolwiek na siłę. Na pewno sprawiają pewne kłopoty nazwiska poszczególnych bohaterów (tych pochodzących z Indii) – trudno je zapamiętać i ciężej się przez to czyta =D. Czasami zdarza się również, iż można pogubić się w poszczególnych konfliktach i do końca nie wiadomo, kto jest z kim i przeciw komu, choć może to być celowy zabieg, ukazujący świat jako bardzo niestały i podlegający nieustającej zmianie.
Niniejsza próba zrecenzowania książki „Śalimar klaun” jest wielce pobieżna i obejmuje około 20% zawartych w niej motywów i zagadnień. Zwróciłem uwagę na pewne kwestie, ale silnie wierzę, że inna osoba zauważy masę innych interesujących czynników – i dobrze. Wszak ktoś może się oburzyć na brak wzmianki o generale Kaćwasze i jego braku szczęścia do kobiet (i jak tu nie usprawiedliwić jego przerośniętej militarnej ambicji =)) czy na macosze potraktowanie własnej tożsamości narodowej, co (po analizie biografii Rushdiego) być może powinno stanowić element centralny dzieła.
Kto lubi styl pisarza, niech śmiało sięga po tę książkę; kto nie reflektuje, niech się dobrze zastanowi; kto nie nawiązał jeszcze znajomości z tą twórczością - może śmiało spróbować.
Plusy:
+ charakterystyczny styl pisarza przyciąga czytelnika;
+ duża ilość wątków powoduje, że nie następuje eksploatacja jednego źródła – duże prawdopodobieństwo, że każdy znajdzie coś dla siebie;
+ bardzo szeroki wachlarz bohaterów i stojąca na bardzo wysokim poziomie kreacja tychże;
+ złożona konstrukcja uaktywnia czytelnika i nakazuje mu czynne zaangażowanie się w fabułę;
+ szerokie tło wydarzeń (m.in. II wojna światowa, walki o wyzwolenie Kaszmiru, atak na World Trade Centre).
Minusy:
- trudności w zapamiętaniu imion bohaterów z Indii (minus słaby, ale jednak =);
- kłopoty w rozróżnieniu stron konfliktu i ich celów (patrz także wyżej).
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.