Dodany: 07.09.2006 21:31|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Rozważna i romantyczna
Austen Jane

3 osoby polecają ten tekst.

Portrety nadal aktualne


Odkrywszy na nowo za sprawą „Dumy i uprzedzenia” staroświecki urok książek Jane Austen, sięgnęłam z kolei po „Rozważną i romantyczną”, której treści nie pamiętałabym kompletnie, gdyby nie obejrzana parę lat temu jej filmowa adaptacja (z odświeżonej bieżącą lekturą perspektywy muszę przyznać, że doskonała!).

W tej powieści - bardziej jeszcze niż w poprzedniej - dochodzą do głosu pedagogiczno-moralizatorskie zapędy Austen, nakazujące czytelnikowi zastanowić się nad dwoma sposobami postępowania w kwestiach uczuciowych. Nie da się ukryć, że choć obie panny Dashwood sportretowane zostały w taki sposób, by musiały pozyskać sympatię czytającego, to właśnie trzeźwo myśląca i powściągliwa w okazywaniu uczuć Eleonora, a nie nadwrażliwa, obdarzona zbyt bujną wyobraźnią i nadmiernie ekstrawertyczna Marianna, cieszy się większą aprobatą autorki. Jednak i ona, choć ponosi bolesne konsekwencje swojego sposobu myślenia i działania, nie pozostanie ostatecznie bez pocieszenia; w końcu, podobnie jak siostra, jest z natury dobra, szczera, uczciwa, stara się pracować nad swoim charakterem i rozwijać wrodzone uzdolnienia – więc i jej się należy nagroda (mówiąc między nami, wcale niepośledniej jakości).

Spójrzmy jednak, jaki los spotyka postać zupełnie marginalną – pannę Williams; z opowiedzianej w kilku słowach jej historii można wnioskować, że, podobnie jak Marianna, cechuje się ona szczególną skłonnością do romantycznych uniesień oraz niezdolnością do realnej oceny sytuacji – i przy tym nie ma przy sobie nikogo, kto by ją w razie potrzeby oblał kubłem zimnej wody, bo jedyny jej krewny jest człowiekiem zamkniętym w sobie i mało komunikatywnym, a na dodatek mieszka w sporej od niej odległości. Brak rozważnej siostry czy choćby przyjaciółki sprawia, że nieszczęsna dziewczyna ląduje w sytuacji nie do pozazdroszczenia; pamiętajmy, że samotne macierzyństwo nie było w owych czasach tym, czym jest dziś, i nawet dla osoby niezależnej materialnie nieuchronnie równało się degradacji społecznej... Uwiedziona i porzucona Eliza nie musi bać się o utrzymanie, bo wuj jest tyleż majętny, co szczodry i troskliwy – ale dla tzw. „towarzystwa” pozostanie na zawsze kobietą upadłą, niegodną zainteresowania, podczas gdy mężczyzna współwinny jej położeniu narazi się co prawda na dezaprobatę przyjaciół wuja, może przestanie być tu i ówdzie zapraszany... i to wszystko.

Ta pojawiająca się na marginesie zasadniczej intrygi opowieść jest dobitnym wyrazem krytyki ówczesnych stosunków społecznych, podobnie jak rozpoczynająca całą historię sprawa podziału majątku przez umierającego pana Dashwooda i jak przedmałżeńskie perypetie braci Ferrars i pana Willoughby’ego. Jakże bezsensowny jest bowiem system, w którym kobieta, pozbawiona możliwości samodzielnego zarobkowania, może wskutek niezaradności, beztroski czy niezrozumiałego kaprysu ojca zostać skazana na upokarzające tułanie się po domach bliższych i dalszych krewnych, na wypełnianie swoich dni zabieganiem o pozyskanie łask jakiegoś zamożnego kawalera lub wdowca, który wyrwie ją z tego nieciekawego położenia! Jak idiotyczne jest założenie, że młody człowiek ma wybierać życiową partnerkę kierując się nie miłością czy choćby przywiązaniem, lecz możliwością pomnożenia lub zasilenia rodzinnego majątku! Czas pokazał, że oburzenie autorki było ze wszech miar słuszne, bo owe upiorne zasady z biegiem lat budziły coraz większy sprzeciw rozumnych ludzi, aż wreszcie w większości społeczeństw europejskich uległy całkowitej dezaktualizacji.

Czyżby więc również powieść Austen była już tylko reliktem dawnych porządków, ciekawostką godną jedynie przelotnego zainteresowania? Ależ skąd... Człowiek przecież pozostał człowiekiem, ma te same zalety, śmiesznostki i przywary; zmieniają się dekoracje wokół, kostiumy, język, ale doskonale sportretowane przez autorkę charakterystyczne typy wciąż żyją wokół nas... Któż nie spotkał takiej Fanny, próżnej i małostkowej kobietki, starającej się ze wszelkich stosunków z krewnymi wyciągnąć jak najwięcej korzyści materialnych i poszukującej znajomości, przez które najlepiej „ustawić się” w towarzystwie? I jednej lub drugiej z sióstr Steele - płytkiej i egzaltowanej Lucy albo zawistnej i zgryźliwej Anny? I pani Jennings, dobrotliwej matrony, uważającej za swój obowiązek wtykanie nosa w sprawy uczuciowe innych osób i roztrząsanie ich w większym towarzystwie, dla dobra ich samych oczywiście? I czyż nie ma między nami takich Edwardów, którzy potrafią się wdać w romantyczne awantury z dwiema pannami równocześnie, nie ze złej woli, tylko tak jakoś mimochodem, a potem nie wiedzą, jak się wyplątać z rzuconych pochopnie zobowiązujących słów? Albo takich Brandonów, milkliwych mizantropów, trzymających swe uczucia pod kluczem w oczekiwaniu na odpowiednią sposobność (która – na szczęście!- czasem w końcu sama nadchodzi albo zostaje sprowokowana przez kogoś dobrze życzącego obiektowi cichego uwielbienia i jego admiratorowi...)? I wreszcie, któraż z kobiet nie odszuka w sobie samej cząstki Marianny albo Eleonory (albo i jednej, i drugiej, bo znany to fakt, że z biegiem czasu romantyczność często ustępuje miejsca rozwadze - choć nie zawsze do końca)?

O, tak... Obcowanie z tą kunsztowną (choć pod względem stylistycznym nieco trącącą myszką) prozą może nas sporo nauczyć – i z pewnością skłonić do podziwu dla autorki, która nie dość, że wykazała się sporą odwagą, tak otwarcie krytykując obowiązujące w jej świecie wzorce, to jeszcze potrafiła stworzyć produkt zadziwiający świeżością nawet po dwustu latach przechowywania w bibliotekach. Ciekawe, ilu współczesnym geniuszom pióra się to uda...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11197
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: