Dodany: 20.09.2006 13:38|Autor: veverica
Naturalna, a zarazem sztuczna ;)
Książkę uzyskałam drogą wymiany, zachęcona ocenami i czyjąś opinią. Pełna dobrych przeczuć, niezrażona nawet tym, że autorka napisała również "Ptaki ciernistych krzewów", zasiadłam do lektury. I oto, co ujrzałam:
Do szpitala wojskowego na jakiejś wyspie na Pacyfiku przybywa młody żołnierz. Nie jest to zwykły szpital, albo raczej - niezwykły jest oddział, na który nasz żołnierz został skierowany - oddział X, dla chorych na tropikalną psychozę. Szpital i wyspa są szczegółowo opisane. Oto jakże sugestywny opis z dnia pierwszego:
"Dzień już zamierał, choć jeszcze nie wydał ostatniego tchnienia. Plamy delikatnych, złocistych i błękitnych cieni kładły się na ziemi za balustradą werandy. Wielka czarna chmura, niby czoło burzy, płynęła w załamującym się świetle, aż osiadła na wierzchołkach palm kokosowych. Wydawały się sztywne i pozłacane, jak tancerze z wyspy Bali w pełnym rynsztunku. Powietrze lśniło i wprawiało w bezładny ruch tumany kurzu. Świat wydawał się tonąć i spadać na dno porażonego słońcem morza. Tęcza, niby klatka z barwnych żeber, wzbijała się w górę, podtrzymując nieboskłon, ale w połowie łuku zniknęła, brutalnie wymazana ze sklepienia. Motyle odchodziły, a nocne ćmy przychodziły... Spotykały się i mijały bez powitań, jak milczące, migocące duchy. Uwięzione w liściach palmowych ptaki wywodziły harmonijne, czyste i radosne trele"*.
Przyznam, że zastanowiłam się przez chwilę, czy czytać dalej, ale byłam zbyt śpiąca, żeby podjąć jakąś radykalną decyzję. Brnęłam więc dalej, notując co lepsze kwiatki. Ale wracając do tematu...
Nasz żołnierz nazywa się Michael i jest dobry. To jego główna cecha, okraszona bohaterstwem, szlachetnością, chęcią niesienia pomocy innym, altruizmem i głęboką zadumą nad losem. Poza tym jest też sympatyczny, miły, młody, wydaje się całkiem zdrowy... No i jest przystojny, oczywiście. Po prostu ideał. To nie może skończyć się dobrze - jego przybycie burzy kruchą równowagę wypracowaną przez innych pacjentów oddziału X. Przedstawmy ich pokrótce:
- Neil - oficer (jedyny w tej gromadce). Najbliżej związany z siostrą Langtry, o której za chwilę. Gentleman w każdym calu, arystokrata, niespełniony malarz. Też przystojny. Wykształcony, obracający się w wyższych sferach... Znalazł się tu wskutek załamania nerwowego.
- Lucjusz - śliczny, złocisty chłopiec z nizin społecznych, początkujący aktor. Zdeprawowany, zepsuty, zły. Fascynuje i odpycha. Na jego widok "Serce siostry puściło się istnym galopem, gdy sobie przypomniała, jak silne wrażenie wywarł na niej Lucjusz w pierwszych dniach pobytu na oddziale"**. Dowódcy chcieli się go pozbyć, dlatego tu jest.
- Nugget - hipochondryk, mały, niepozorny facecik, maskotka oddziału. Nikt nie traktuje go poważnie.
- Matt - niewidomy żołnierz, przy czym uważa się, że jego ślepota jest wynikiem histerii. Spokojny, cichy, przerażony wizją spotkania z rodziną.
- Benedykt - schizofrenik, zdaje się. Ma widoczne problemy, męczy go poczucie winy. Lubi grać w szachy. Potrzebuje oparcia.
Do takiej to barwnej gromadki trafia nasz biedny Michael. Po początkowych zgrzytach zaprzyjaźnia się ze wszystkimi, w każdym razie pozornie. Nawet z Lucjuszem, wrednym i celowo prowokującym, chce pozostawać w jak najlepszych stosunkach.
No i jest jeszcze siostra Helen Langtry, ich jedyna opiekunka, matka, wymarzona kochanka, anioł. Łączy w sobie w tajemniczy sposób dystans i koszmarną czułostkowość, opanowanie i wzruszanie się do łez, porywy serca i zimną ironię, złośliwość i szczerą troskę. Nie ma takich kobiet, ale to tylko podkreśla jej niezwykłość. Jest też ładna, bo gdyby nie była, historia nie mogłaby powstać.
"Helen nie była uderzającą pięknością ani nie miała seksapilu, który czasem zastępuje urodę. Była młoda i miała wyjątkowo piękną cerę. (...) Rysy miała regularne, może trochę zbyt drobne, ale oczy były duże i brązowe, w tym samym ciepłym kolorze brązu co włosy. Z jej oczu emanował spokój, chyba że była zła, wtedy strzelała ogniem. Miała typową figurę pielęgniarki: kształtną, lecz niestety zbyt płaską pierś, bardzo dobre, długie, szczupłe i ładnie umięśnione nogi, zgrabne, delikatne stopy i kostki. (...) Krótkie, wijące się włosy były dobrze utrzymane: czesał ją kapral z kwatermistrzostwa, w cywilu fryzjer"***.
W takich dekoracjach, z takimi bohaterami rozegra się dramat. Będzie miłość, nienawiść, tłumione namiętności, zbrodnia - do wyboru, do koloru.
Ale nie jest to tylko zwykła historia, jakich wiele, o nie! W książce zaskakuje duże nowatorstwo językowe, objawiające się eksperymentami i stosowaniem niemalże oksymoronów. Jest to godne pochwały, acz nieco dziwne:
"Ni stąd, ni zowąd Lucjusz zerwał się z miejsca i ruchem pełnym naturalnego, a zarazem sztucznego wdzięku wśliznął się na wolny fotel między Neilem i Benedyktem"****.
Porusza też głębia psychologiczna. Dokładnie wiemy, co myślą poszczególne postaci - autorka pamięta, żeby co jakiś czas napisać to wielkimi wołami. Żeby nic się nam nie pomyliło, bohaterowie są ładnie przerysowani - Michael jest dobry i szlachetny, Lucjusz to niemalże wcielenie szatana, pułkownik to koszmarny bufon, i tak jest właściwie ze wszystkimi.
Imponuje też dbałość o szczegóły. Dokładnie opisana jest każda postać, każdy pokój, rozkład pomieszczeń, umeblowanie, układ łóżek, udrapowanie moskitiery, długość pijawki, jadłospis... Czytelnik nie musi się za bardzo wysilać, żeby wyobrazić sobie cokolwiek. Nawet jedna z dwóch scen erotycznych opisanych w książce przedstawiona jest z iście lekarską dokładnością.
"Była mu wdzięczna, że kontrolował się tak długo, by sprawić jej rozkosz, i teraz oczekiwała, że pójdzie w jej ślady i szybko osiągnie orgazm. Ale nic takiego się nie stało. Ponure, nieustające, obsesyjne uderzanie w nią trwało, trwało i trwało. Zaczęła się dusić z wyczerpania, osłabła i wyschła w środku"*****.
No i, na sam koniec - to jest powieść o głęboko społecznym przesłaniu. Nie dość, że piętnuje stosunki niemalże kastowe panujące w bazie, nie dość, że propaguje równość niezależnie od urodzenia, to jeszcze niesie głębokie przesłanie o zawodzie pielęgniarki. O Obowiązku. Siostra Langtry jest pielęgniarką z powołania, pielęgniarką całą duszą oddaną pacjentowi. Jeżeli nawet w trakcie ma jakieś wątpliwości, to na końcu stacza zwycięską walkę z samą sobą.
Podsumowując - dla mnie mocne dwa, chociaż przyznam, że miałam sporo radości czytając to dzieło, w tym sensie szczerze je polecam. Przypuszczam jednak, że po prostu nie jest to książka skierowana do mnie - oceny innych biblionetkowiczów mówią same za siebie...
---
* Colleen McCullough, "Nieprzyzwoita obsesja", tłum. Zdzisława Lewikowa, Warszawa 1993, s. 9-10.
** Ibidem, s. 126.
*** Ibidem, s. 32.
**** Ibidem, s. 17.
***** Ibidem, s. 105.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.