Zamęt w misce zupy
Z przykrością stwierdzam, że książka, której tak długo i niecierpliwie oczekiwałam, rozczarowała mnie. Czytając ją, miałam wrażenie, że pani Musierowicz jest bezradna wobec tej wielkiej liczby bohaterów, jacy pojawiają się w powieści; o każdym próbuje coś napisać, ale zaraz spieszy się, by zdążyć wspomnieć o innym. Efekt jest taki, że o nikim nie dowiadujemy się niczego konkretnego, od ciągłej zmiany punktów widzenia zaczyna się kręcić w głowie, każda postać staje się jakaś taka niewyraźna i bezbarwna, nawet moja ukochana bohaterka - Laura - po prostu mnie nudziła. Zastanawiam się, czy jest to efekt jakiegoś gorszego okresu w życiu pisarki, czy może poddała się ona naciskom ze strony czytelników i chciała zaspokoić ich ciekawość co do dalszych losów wszystkich bohaterów (bo w możliwość, że wyrosłam już z książek p. Musierowicz, nie uwierzę nawet za 50 lat :)). Zastanawiałam się też, jaka zmiana w następnych pozycjach "Jeżycjady" sprawiłaby, że ceniłabym je tak, jak kiedyś i pomyślałam, że mimo całej sympatii do rodziny Borejków, chciałabym jednak troszkę od nich odpocząć, trochę się za nimi stęsknić. Ucieszyłaby mnie powieść w stylu "Noelki" albo "Dziecka piątku", czyli taka, w której Borejkowie byliby tylko tłem, a bohaterem (czy pewnie raczej bohaterką) pierwszoplanową byłaby jakaś zupełnie nowa postać. Tymczasem "nowe" dzieci Borejków miałyby czas, by trochę podrosnąć i stać się "bardziej interesującym materiałem" na głównych bohaterów - bo póki co, mam wrażenie, że Józinek, Łusia i inne jeżycjadowe dzieci są trochę na siłę "postarzane", przez co stają się zbyt mało wiarygodne. A Wy jak uważacie?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.