Krakowskie dzieci
Krystyna Grzybowska (1902-1963) - dramatopisarka, prozaik, krytyk teatralny, wnuczka Karola Estreichera - jest autorką tych uroczych wspomnień, w których kreśli obraz dzieciństwa i wczesnej młodości w Krakowie przed i po pierwszej wojnie światowej.
Wspomnienia zawarte są w trzech rozdziałach zatytułowanych kolejno: "Dziecinny pokój", "Wojna", "Szkoła" i obejmują lata 1906-1918, a są spisywane na bieżąco przez pensjonarkę Hankę, która tak oto się przedstawia:
"Na początku krótka notatka. Ponieważ zwięzłość jest wielką zaletą (jak mówi Tata), więc postaram się zamknąć w tej notatce tylko to, co konieczne.
Po pierwsze:
w czasie wakacji postanowiłam pisać pamiętnik. Tak mi poradził Tata, podejrzewając (słusznie), że się nudzę.
Po drugie:
uważam za potrzebne przedstawić się. Jest nas troje rodzeństwa - Zuzia, Franuś i Hanka (to właśnie ja). Ja jestem najstarsza. Zuzia najmłodsza, a Franuś mieści się między nami.
Po trzecie:
urodziliśmy się wszyscy troje w Krakowie, tamże mieszkamy i mieszkać będziemy aż do śmierci, ponieważ jesteśmy (wszyscy troje) zapamiętałymi krakowianami"*.
Polecam tę uroczą lekturę wszystkim tropicielom polskich kronik rodzinnych. Książka obfituje w smakowite detale i humor. Opisuje zabawne dziecięce perypetie i świat widziany oczyma dzieci, a że opisywany świat jest niezwykle interesujący ze względu na miejsce i czas akcji, wspomnienia są tym bardziej ciekawe.
Dzieci wychowują się w Krakowie, poznajemy całą masę detali codziennego życia krakowskiej rodziny inteligenckiej w Polsce rozbiorowej, szczegóły związane z wyposażeniem mieszkania (oświetlenie gazowe, potem elektryczne), stylem życia. Dodatkowych wrażeń dostarczają dzieciom służąca Karolcia i kucharka, których własne życie również obfituje w barwne wydarzenia.
Źrodłem opowieści rodzinnych są dwie babcie, krakowska (matka ojca), którą odwiedzają dzieci często oraz ławoczneńska (matka mamy), do której jeżdżą na wakacje.
"Uczyła mnie też Babcia rozpoznawać godziny. W tym celu posługiwała się zegarkiem, który już nie chodził, ale na którym można było swobodnie przesuwać wskazówki. Zegarek ten był niegdyś własnością ojca Babci, opowiadała o nim różne historie, ale nie mnie i Zuzi, lecz Franusiowi. Stąd Franuś od małego chłopca miał dla tego pradziadka wielką cześć, a życie jego znał doskonale, czasem z wielkiej łaski coś niecoś nam powtórzył. Pradziadek był synem wiejskiego organisty, a do Krakowa przywędrował jako dziewięcioletnie dziecko w poszukiwaniu pracy - na bosaka. Widział przysięgę Kościuszki na rynku i przemarsz wojsk Napoleona. (...) Pradziadek zdobył w Krakowie nie tylko pracę, ale i wykształcenie, został archeologiem. Babcia stawiała Franusiowi jego dzieje za wzór życiowy, chcąc aby Franuś naśladował jego pracowitość i silną wolę"*.
Franuś jako zapamiętały krakowianin "kolekcjonował bramy", co wpędziło go w poważne szkolne kłopoty:
"Miał Franuś zeszyt, w którym spisywał krakowskie bramy oraz sienie, oczywiście tylko te zabytkowe. Kontrolował ulicę za ulicą i wszystko co mu się wydało godne uwagi, wpisywał do zeszytu. Po lewej stronie niebieskim ołówkiem gotyk, po prawej czerwonym renesans. (...) Raz przyłapał go Pan w czasie lekcji, zaszedł z tyłu i wyrwał zeszyt, który rzeczywiście dziwnie wyglądał. Nazwa ulicy na górze strony, a pod nią same numery. Błędy ortograficzne. Brzydkie słowa (pod adresem stróżów), także z błędami ortograficznymi. Franuś nigdy nie mógł się nauczyć, kiedy coś pisze się przez u, a kiedy przez o z kreską. Pan podejrzewał straszne rzeczy.
- Sam nie wiem, co o tym myśleć - powiedział z oburzeniem do Mamy. - Chłopiec z takiego domu, a pisze szyfrem"*.
Będąc pamiętnikiem młodej dziewczyny, jest to książka o dorastaniu, o szkole, nauczycielach i przyjaciółkach; choć opowiada o czasach sprzed stu lat, warto ją przeczytać, aby przekonać się, że pewne dylematy i problemy towarzyszące dorastaniu pozostają uniwersalne, na przykład poczucie wyobcowania ambitnej i zdolnej dziewczyny z inteligenckiej rodziny w środowisku szkolnym:
"Dziewczynki w naszej klasie były przeważnie córkami kupców krakowskich lub tak zwanych obywateli ziemskich, czyli właścicieli majątków rolnych. Klasa rozpadała się na dwa obozy, każdy puszył się po swojemu. Uniwersytet nikomu nie imponował. Profesorowie mieli mało pieniędzy, co w oczach kupieckich córek było podejrzane. Nie szczycili się koligacjami i nie mieli przodków w herbarzu. A do tego jeszcze byłyśmy kujonami. Koleżanki nas wyśmiewały, profesorowie traktowali z rezerwą i raczej podejrzliwie"*.
Pamiętnik obfituje w wydarzenia historyczne towarzyszące dorastaniu Hanki (przeciągająca się wojna, podczas której trzeba opuścić Kraków, a potem powrót i wybuch niepodległości).
"Podczas kiedy ja chodziłam do szkoły jak gdyby nigdy nic - na dalekim świecie ciągle toczyła się wojna. Żeby tylko wojna. Najpierw wybuchła rewolucja, która miała zmienić świat, a później Polska. Tak właśnie mówiono wówczas: Polska wybuchła".
Młoda uczennica jest naocznym świadkiem uroczystej inauguracji Uniwersytetu Jagiellońskiego i przywracania niepodległości we wszystkich dziedzinach życia.
Wspomnienia kończą się w roku 1918, kiedy autorka jest przed maturą. Chciałoby się, aby ta barwna i piękna opowieść płynęła dalej. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć dalszy ciąg opowieści o krakowskiej rodzinie Estreicherów.
---
* Krystyna Grzybowska, "I ja i Franuś", wyd. Nasza Ksiegarnia, Warszawa 1982.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.