Wino, kobiety i seks...
Villona kupiłem jakiś czas temu w antykwariacie za grosze. Pomyślałem sobie, że to znana literatura, zatem wypadałoby przeczytać. Ponadto fragmenty (wspaniałą "Balladę o paniach minionego czasu") omawialiśmy w szkole. Napatoczył się niedzielny wieczór, wolna godzinka, więc przeczytałem.
Jakie miałem oczekiwania? Trochę głębokiej poezji, podszytej strachem śmierci. Faktycznie tak było... z początku, a także w załączonym na końcu "Kodycylu". Przejmujące utwory turpistyczne na temat Tanatosa... aż dreszcze przechodzą!
Za to środek... To jest dopiero kąsek! Streszczę go w trzech słowach: wino, kobiety i seks.
Villon spisuje swój testament, jednak ludzi obdarza nie majątkiem, lecz oszczerczym słowem - ripostami godnymi Kazimiery Szczuki. To wywołuje naprawdę salwy śmiechu. Jako komedia "Wielki Testament" może śmiało konkurować z "Pieśnią o Rolandzie", że już nie wspomnę o bardziej współczesnych - książkach Joanny Chmielewskiej, a nawet "Mikołajku"!
Przepraszam bardzo, ale jak tu się nie śmiać, kiedy tekst jest pełen takich fragmentów:
"Mistrzowi Ianu Kotru
Co stawał za mnie w tribunale
(Talaram jeszcze temu kmotru
Winien, nie myślę przeczyć wcale),
Gdy piękna Dyzia jęła skargi
Miotać, iż szpetnie ią zelżyłem,
Odmówcie zań zbożnymi wargi
Modlitwę, co ją ułożyłem"(1).
Inna sprawa, że w tej modlitwie podsumowuje jej przedmiot w taki oto sposób:
"Zaledwie chwilę przestał doić
Wraz krzyczał "Raty, gardziel znów spękana!"
Nigdy pragnienia nie mogła ukoić
Dusza dobrego mistrza Kotra Iana"(2).
Cóż, podczas lektury miałem wrażenie, jakbym czytał średniowiecznego Wojaczka. Villon naprawdę nie bawi się w sentymenty. Ma to dwojaki charakter: może przerażać - jeśli idzie o tematykę śmierci i przemijania... ale może też bawić, jeśli idzie na przykład o śmiałą erotykę. Oto fragment ballady o kobiecie użalającej się nad własną starością:
"Co się zrobiło z karczkiem gładkiem
Ramionkiem krągło utoczonym
Z cycuszkiem drobnym, z jędrnym zadkiem
Wyniosłym schludnym, wręcz stworzonym
Na harców czułych przystań lubą
A lędźwie a ten słodki Raik
Między ud parą, krzepką, grubą
Niby zaciszny śliczny gaik?"(3).
Stwierdziłem, że ów średniowieczny rzezimieszek, rozpustnik jest jedną z tych osób, których nie chciałbym nigdy spotkać, a już na pewno bym się z nią nie zaprzyjaźnił. Jeśli sama znajomość miałaby zaowocować istnym paszkwilem na moją cześć, to naprawdę wolę jej uniknąć. Oto wstęp poprzedzający utwór "Ballada Wilona dla swej miłey":
"Tę przekazuję iey Balladę
W rymy odzianą dość misternie;
Kto ją zaniesie? Skoczcie rade,
Kto z was ma wolę, druhy wierne;
Byleby skoro tylko spotka
Mą pannę wdzięczną, wraz na ucho
Rzekł iey: "Skądże to moja słodka,
Skąd Bóg prowadzi, k...o, plucho?"(4).
Myślę, że znajomość "Wielkiego Testamentu" poszerza niejako wiedzę na temat tej epoki o nowy zarys... :) Wszak Villon tworzył, gdy średniowiecze leżało już w gruzach, a renesans nie stworzył jeszcze zbyt solidnych fundamentów. Jedyną trudność może stanowić ciężki graficznie język, co widać w przytoczonych przeze mnie fragmentach. Osobiście uważam, że książka ta powinna być uwspółcześniona - zamiast "y" wstawić "i" zamiast "i" - "j" - dla oka to od razu lepiej wygląda.
Polecam. To lektura pobudzająca zarówno do śmiechu, jak i refleksji. Obcowanie z nią to szczególnie wartościowe przedsięwzięcie, jako że należy do klasyki literatury :).
----
(1) François Villon, "Wielki Testament", tłum. Tadeusz "Boy" Żeleński, wyd. Zielona Sowa [seria "Arcydzieła literatury światowej"], Kraków 2002, str. 56.
(2) Tamże, str. 57.
(3) Tamże, str. 36.
(4) Tamże, str. 50.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.