Dodany: 07.11.2006 11:10|Autor: infrared

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Farabeuf czyli Kronika jednej chwili
Elizondo Salvador

1 osoba poleca ten tekst.

„Kronika jednej chwili”, czyli niepewność epistemologiczna[1]


Czy oceniając jakąś książkę na szóstkę, mieliście kiedyś wrażenie, że szóstka w jej wypadku to za mało? Czy czytając jakiś utwór - od pierwszej strony, przez cały czas trwania lektury, aż do jej zakończenia mieliście ochotę mimochodem zbudować ołtarzyk pochwalny, gdzie moglibyście w spokoju oddawać czołobitne pokłony dziękczynne pisarzowi za napisanie książki? Mnie się to zdarzyło ostatnio. A jest to o tyle dziwne, że Elizondo nie jest nikim znanym (przynajmniej u nas, w Meksyku jest ponoć inaczej), tytuł powieści nie pojawia się na ustach rozgorączkowanych czytelników, a o samym fakcie jej przeczytania decyduje najpewniej przypadek lub przeznaczenie - jeśli wierzyć, że los mógłby mieć coś wspólnego z literaturą, po którą sięgacie.

Jeżeli zaufać Elizondo i autorowi posłowia do polskiego wydania, historia powstania powieści o tajemniczo brzmiącym tytule „Farabeuf, czyli kronika pewnej chwili” wiąże się z wykonaną na początku dwudziestego wieku fotografią, którą meksykański pisarz widział w zbiorze esejów innego pisarza, Francuza Georges'a Battaille'a. Zdjęcie przedstawiało jedną z faz chińskiej tortury leng-cz'y. Jest to jeden z najbardziej wymyślnych sposobów zadawania bólu, jakie kiedykolwiek skonstruował umysł ludzki. Nie ma na szczęście większej potrzeby, by wgłębiać się w jej aspekty techniczne. Istotny jest sam fakt - fotografia przedstawiająca człowieka w chwili umierania, podczas niewyobrażalnego wręcz bólu - oraz sposób, w jaki wykorzystał ją pisarz.

„Samo tylko przyglądanie się fotografii podsunęło mi pomysł osnucia na kanwie tego obrazu wieloznacznej w swej wymowie historii o związkach miłosnych mężczyzny i kobiety”[2].

„Farabeuf” Salvadora Elizondo wywołuje fotografię – w przenośni i dosłownie, bowiem przywoływane powyżej zdjęcie jest jednym z najważniejszych motywów, który występuje w trakcie przedzierania się przez labirynt wieloznaczności, jaki wykreował pisarz. Funkcjonuje niczym epicentrum świata przedstawionego i jeden z niewielu pewnych punktów odniesienia podczas lektury książki. Ale o tym za chwilę.

Konstrukcja utworu przypomina pozostający w bezustannym ruchu kalejdoskop zbudowany na zasadzie nakładania następujących po sobie kadrów, które łącznie tworzą wrażenie ruchu (tradycyjny sposób robienia filmów animowanych) – z tym tylko dopowiedzeniem, że autor posortował kadry w takiej kolejności, że nie respektują one ograniczeń czasoprzestrzeni. Mnie zasada rządząca narracją, jaką zastosował Elizondo, kojarzyła się także z rozchodzącymi się kręgami, jakie powstają po rzuceniu kamyka na taflę wody. Jakkolwiek w opisie brzmi to cokolwiek dziwnie, to lektura "tego czegoś" może być naprawdę fascynująca.

Według przywoływanego już wcześniej przeze mnie Jerzego Kühna, autora posłowia, wzorem formalnym była dla Meksykanina powieść innego pisarza, Francuza, „Dom schadzek” Robbe-Grilleta[3] – której kształt nadała tzw. nowa powieść francuska (nouveau roman), nazywana także antypowieścią, a cechująca się między innymi totalnym zaburzeniem porządku logiczno-czasowego[4]. Nie inaczej jest tutaj. Podczas lektury cały czas powstają pytania o to, kto i do kogo mówi, kto jest narratorem, kto jest postacią, gdzie się to wszystko wydarza, czy istnieje naprawdę, czy to jedynie wymysły imaginacji, a jeśli tak – to kogo lub czego. I kim właściwie jest tajemniczy Farabeuf. Profesor patologii, pasjonat fotografii – to wiemy - by było ciekawiej, postać autentyczna[5]. Reszta pozostaje w sferze domysłów. Zwielokrotniona wieloznaczność charakteryzująca powieść wpływa na dużą dowolność przy interpretacji funkcji, jaką pełni w powieści nawet postać najbardziej powiązana z rzeczywistością zewnętrzną. Momentami tytułowy Farabeuf nabiera nawet cech demiurga lub pierwszego poruszyciela, z lancetem w dłoni i walizką pełną narzędzi tortur.

I znów wypada odwołać się do bezcennych wskazówek autora posłowia. Rację ma Kühn, kiedy pisze, że Elizondo wykreował świat, w którym jedyny stały punkt wyznaczają wieloznaczne obrazy.

„Co jest constans, poza powtarzającymi się symbolami? [...] Postacie przechodzą jedna w drugą, zmieniają się osoby, formy gramatyczne. Powieść bez bohaterów, bez fabuły, bez anegdoty. [...] Zamiast powieściowego dziania się – zmienność obrazów, utworzonych z tych samych elementów. Potencjalność akcji, zawieszona w zastygłej i ograniczonej ścianami przestrzeni”[6].

O jednej z niezmiennych już wspominałem: fotografia. Inne powracające z maniakalną wręcz powtarzalnością słowa-klucze, takie jak lustro, drzwi, schody, rozgwiazda, morze - figury nacechowane przez nawarstwiające się znaczenia, jakie przydaje im autor - wreszcie całe, pojawiające się w różnych czasoprzestrzeniach, opisane z nieprawdopodobną dbałością o szczegóły mieszkanie, w którym rozgrywa się dziwny rytuał i gdzie przenikają się wymiary. Tam Eros i Thanatos mają jedno imię: wszechobecna śmierć – faktyczna, domniemana i symboliczna, tortura poprzez rytuał nabierająca wydźwięku mistycznego, cierpienie umierającego nierozerwalnie połączone z pożądaniem, przesycona perwersją erotyka; cały świat powieściowy zasiedlany przez fantomy o niejasnym statusie ontologicznym i nieustannie podważanej tożsamości – to świat, w którym ludzkie możliwości poznawcze są tak nikłe, że w zasadzie można mówić o ich zanegowaniu, a czas dosłownie przecieka przez palce.

A wspomnieć należałoby jeszcze przynajmniej o kilku istotnych kwestiach. Przede wszystkich o dualnej filozofii Dalekiego Wschodu, którą zafascynowany był Elizondo i której to fascynacji dał wyraz w powieści. By zrozumieć, w jaki sposób używa jej pisarz, znowu konieczna staje się lektura rozważań, jakie na jej temat snuje Kühn[7]. W tym kontekście pewnego znaczenia nabiera towarzysząca powieściowym wydarzeniom przyroda – deszcz, noc, czy precyzyjniej mrok. Autor „Posłowia” nie wspomina w nim jednak o powracających w książce z dziwną regularnością wielokrotnościach liczby trzy. Czy można je wiązać z przypisywanym Buddzie rozróżnieniem na trzy rodzaje cierpienia (cierpienie, które ma swe źródło w bólu, w zmianie oraz to, które pojawia się z powodów duchowych)? Czy szóstkę także można wiązać z jej dalekowschodnią symboliką, a więc jako odzwierciedlenie ludzkich organów zmysłów (wzrok, słuch, dotyk, powonienie, smak i umysł)? Jak należałoby zrozumieć znaczenie liczby dziewięć, bo tyle sekund trwa akt seksualny i tyle też rozdziałów liczy sobie powieść – czy można ją wiązać z jednością i doskonałością, czy może być także synonimem nieskończoności? To kolejne przykłady pytań, które kołują w głowie nie tylko podczas lektury książki, ale także po jej ukończeniu.

Mnie osobiście powieść Salvadora Elizondo przypominała poruszaną problematyką i swą konstrukcją pewien starożytny symbol, występujący w kilku dawnych cywilizacjach:

"Uroboros (w formie oryginalnej Ouroboros) – staroegipski i grecki symbol przedstawiający węża z ogonem w pysku, który bez przerwy pożera samego siebie i odradza się z siebie. Jako symbol gnostyków i alchemików, ouroboros wyraża jedność duchową i fizyczną wszechrzeczy, która nigdy nie zaniknie i będzie trwać w nieskończoność w formie ciągłej destrukcji i odradzania się"[8].

Czy taka teza ma większy sens? Czy powieść może być w jakiejś swej części interpretacją przywołanego symbolu? Nie wiem, nie mam pojęcia. To tylko intuicyjny domysł o praktycznie żadnym umocowaniu w tekście, gdyż ten na tak daleko idące odczytanie po prostu nie pozwala. To coś na kształt wniosku z rozważań, których podstawą była książka, a nieocenionym drogowskazem – posłowie do niej.

„Farabeuf, czyli kronika jednej chwili” Salvadora Elizondo to nowatorski, eksperymentalny i poetycki utwór liczący raptem 120 stron, który z jednej strony może zafascynować bądź przerazić czytelnika, a z drugiej - przyprawić go o interpretacyjną bezradność. Arcydzieło napisane przez pisarza krwią i wnętrznościami, a jednocześnie niepozbawione bezsprzecznego artyzmu - to sprawia, że książka bliska jest, przynajmniej dla mnie, utworowi idealnemu. Ale lektury tej powieści nie polecałbym każdemu, jeżeli w ogóle miałbym ją komukolwiek polecać. Niemniej jeśli jesteś miłośnikiem literatury iberoamerykańskiej, jeśli dobrze zapadło Ci w pamięć obrazowanie Octavia Paza albo motywy pojawiające się w twórczości Juana Rulfo, czy też w słynnej książce José Donoso „Plugawy ptak nocy” - podobnie jak powieść Elizondo zahaczających o mój ideał - jeśli wreszcie są Ci bliskie eksperymenty spod szyldu OuLiPo lub awangardowa poetyka filmów „Pi” czy „Requiem dla snu”, to wówczas istnieje szansa, że „Farabeuf” Salvadora Elizondo zawładnie Tobą, tak jak to było w moim wypadku, a wymowa książki od jej początku aż do końca pozostanie dla Ciebie niezgłębioną tajemnicą. Tego jestem pewien.


---
[1] Por. hasło »Epistemologia« - Wikipedia (epistemologiczna niepewność – według Wolfganga Isera dominanta kompozycyjna dla utworów modernistycznych w zachodnim rozumieniu epoki, którą najpełniej wyrażają utwory Faulknera, napisane w tym okresie).
[2] Jerzy Kühn, „Posłowie” [w:] Salvador Elizondo, „Farabeuf”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976, s. 132.
[3] Tamże, s. 135.
[4] Por. hasło »Nowa powieść« - Wikipedia.
[5] Por. hasło »Farabeuf« - Wikipedia (ang.).
[6] Jerzy Kühn, op. cit., s. 124.
[7] Tamże, s. 128–130 i 132–133.
[8] Por. hasło »Uroboros« - Wikipedia (w cytacie fragment definicji).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 14033
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 30
Użytkownik: carmaniola 08.11.2006 10:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy oceniając jakąś książ... | infrared
No i przeczytałam. I tak mnie nic nie uratuje, bo książka już w schowku siedzi. Z Twojego opisu lektury wyciągam dwa wnioski - jeden pozytywny, drugi negatywny: książka powinna mi się spodobać (coraz bardziej mi ślinka leci); jest to książka, którą trudno mi będzie 'uporządkować'. Cieszę się,że oprócz "Posłowia" Kuhna będę mogła, po przeczytaniu, zajrzeć jeszcze tutaj ;-)

PS. I chyba jednak przeczytam przed Donoso i Rulfo... ciekawi mnie czy znajdę inne odniesienia, mając inny bagaż lektur za sobą ;-)
PS.2 Ciekawią mnie troistości - czy można by je odnieść do świętej trójcy: Wisnu, Brahma, Siva? Zmysłów w religii hinduistycznej jest pięć - moja ostatnia lektura:

"Pięć zmysłów: słuch, dotyk, wzrok, smak, węch. Także, w szerszym znaczeniu, dziesięć organów zmysłowych: pięć postrzegania (uszy, skóra, oczy, język i nos) i pięć działania (usta, ręce, nogi, organy seksualne i odbytnica)."

Satsvarūpa dāsa Gosvāmi, "Czym są Wedy? Zarys myśli staroindyjskiej wraz ze słownikiem terminów sanskryckich",1986, s. 150

No, ale Budda był ateistą ;-)
Użytkownik: carmaniola 08.11.2006 11:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy oceniając jakąś książ... | infrared
I jeszcze trochę Ci namieszam: w przypadku odniesienia się do trzech avatar: Visnu, Brahmy I Sivy nie jest konieczny skok do Uroborosa egipskiego - dalej zostajesz na Wschodzie: Visnu tworzy Brahmę, który tworzy świat. Pod koniec życia Brahmy, gdy świat pogrążą się w coraz większym chaosie, Śiva go niszczy i cykl rozpoczyna się na nowo. Te trzy inkarnacje Najwyższego (Visnu)odpowiadają za trzy guny (Mianem tym określamy wszelki wpływ iluzorycznej energii materialnej na istoty i rzeczy. Determinuje sposób bycia, myślenia i działania duszy, którą uwarunkowuje. Przez oddziaływanie gun ma miejsce stworzenie, utrzymanie i zniszczenie wszechświata.)

Sattava-guna – dobroć; rezultatem jej wpływu jest wiedza, szczęście, czystość, opanowanie zmysłów, łagodne usposobienie i umiarkowanie. (Visnu)

Rajo-guna – pasja; rezultatem jej wpływu jest powstanie żądzy, wielkiego przywiązania do rzeczy materialnych, płomiennych aspiracji i w końcu ciągłego niezadowolenia (pomimo stałego wysiłku w celu podwyższenia standardu swej egzystencji materialnej). (Brahma)

Tamo-guna – ignorancja; rezultatem jej wpływu jest lenistwo, ospałość, chaos i zażywanie środków odurzających. (Śiva)

Masz trójkę w wielu postaciach i dodatkowy problem do rozwikłania ;-)
Użytkownik: infrared 08.11.2006 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: I jeszcze trochę Ci namie... | carmaniola
Oj, zrobiłaś mi nieporządek w chaosie, nie powiem :-)

Nie czuje się kompetentny, jeśli chodzi i o numerologię i o filozofię Dalekiego Wschodu. Swego czasu, trochę z konieczności (magisterka) musiałem się zainteresować buddyzmem Zen, ale to było b. dawno i już nieprawda. Notabene wówczas spotkałem się także pierwszy raz z uroborosem.

Jestem Ci gotów uwierzyć niemal na słowo odnośnie całej Twej wypowiedzi. Mam jedynie niewielkie wątpliwości odnośnie relacji pomiędzy wymienionym przez Ciebie avatarami i powieścią, ale wstrzymam się z nimi do czasu, gdy przeczytasz książkę. Jestem bardzo ciekawy, jak odczytasz ją z Twoimi doświadczeniami czytelniczymi i wiedzą odnośnie dalekowschodniego światopoglądu, przy której czuję się delikatnie rzecz nazywając - mały :-)

Gwoli wyjaśnienia - odczytanie znaczenia cyfr, ich wzajemnych relacji i sensów było bardzo hipotetyczne, bardziej zależało mi na zauważeniu samego faktu istnienia pewnych związków pomiędzy nimi, także związanych z symboliką. Kierowałem się informacjami zawartymi na stronie: http://www.parapsycholog.com.pl/numerologia.htm

Uroboros jest symbolem o tyle ciekawym, że występuje w różnych formach w wielu cywilizacjach, nie tylko w Egipcie i Grecji. Z tego co wiem, jako motyw bardzo został spopularyzowany przez gnozę. Jego wielokulturowość skojarzyła mi się z intencjami Elizondo, które przypisał mu Kühn. Według niego, intencja pisarza polega na tym, by za pomocą dalekowschodnich odniesień wyrazić światopogląd meksykańskich indian. Stąd obraz węża żywiącego się własnym ogonem wydał mi na wyrażenia "sprzeczności koniecznych".
Autor posłowia kończy je cytatem, które wprowadza z dopowiedzeniem: "mógłby być drugim mottem". Na podobnej zasadzie funkcjonuje uroboros w powyższym tekście czyli 'mógłby ale wcale nie musi'...
Użytkownik: carmaniola 09.11.2006 09:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, zrobiłaś mi nieporząd... | infrared
Nie będę dalej rozgryzać powieści na podstawie Twojej recenzji, bo to grozi odczytaniem ksiązki przed przeczytaniem i znalezieniem w niej jedynie tego, o czym była mowa ;-)

Za link do symboliki liczb dziękuję - też zajrzę - pewnie się przyda :-)
Użytkownik: carmaniola 10.01.2007 11:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, zrobiłaś mi nieporząd... | infrared
Odwołuję wszystkie swoje dywagacje dotyczące nawiązań do hinduizmu. Chińszczyzna, chińszczyzna, chińszczyzna... taoizm. I to chyba przede wszystkim w warstwie obrazowania i rozważań nad istnieniem: przypowieść Czeng-tsy o motylu. Nie wiem, na ile można znaleźć odniesienia do mitologii azteckiej ale na pewno można do mistycyzmu, Amora Divinusa i Amora Profanusa. No i przy okazji obejrzałam przepiękny obraz Tycjana, który stanowi jeden z istotnych symboli w powieści. Nie wiem, czy nie zepsuję książce tej ślicznej średniej oceny jaką jest szóstka - na razie mam w głowie jeden wielki zamęt. Chyba będę musiała rzucić trzema monetami i sprawdzić czy wyjdzie: yang, yang, yang czy może raczej yang, yang, ying. ;-)

A obraz można zobaczyć tutaj:

http://tnij.org/qwc
Użytkownik: cypek 07.02.2007 23:40 napisał(a):
Odpowiedź na: I jeszcze trochę Ci namie... | carmaniola
Ale masz wiadomosci
Użytkownik: Chilly 11.11.2006 11:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy oceniając jakąś książ... | infrared
O matko... aleście mi mętlik zrobili i ćwieka zabili. ;) O filozofii Dalekiego Wschodu mam bardzo mgliste pojęcie, nie mówiąc już o numerologii... Nic to, książka w schowku i nawet zlokalizowana, najwyżej będę czytać z pozycji dyletanta. ;)
Użytkownik: infrared 11.11.2006 12:51 napisał(a):
Odpowiedź na: O matko... aleście mi męt... | Chilly
Jeśli Cię to pocieszy - ja też słabo znam się na filozofii dalekiego wschodu, na numerologii zaś wcale. Po źródła sięgnąłem z konieczności przy recenzji, ponieważ do samej książki trudno podchodzić inaczej, jak z pozycji dyletanta, naprawdę :-)) Ja wciąż tak się przez nią czuję, słowo daję :)
Użytkownik: Ina2 18.11.2006 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli Cię to pocieszy - j... | infrared
Dziękuję, wiem czego na pewno nie przeczytam.
Użytkownik: exilvia 10.12.2006 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy oceniając jakąś książ... | infrared
Niesamowite, znalazłam tę książkę na półce nad drzwiami (taka zapomniana półka, wysoko pod sufitem, żeby do niej dotrzeć trzeba stanąć na krześle). Coś mnie tknęło, żeby tam spojrzeć i.. szukałam tej właśnie książki (wiesz, tak niby chcący-niechcący; wiedziałam, czego szukać, ale nie wiedziałam, czy ona tam jest czy nie). Raz przejrzałam półkę, drugi raz - i dopiero wtedy spostrzegłam tytuł! Była w tym jakaś magia.. :)
Użytkownik: infrared 10.12.2006 22:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Niesamowite, znalazłam tę... | exilvia
To pasuje do tej książki jak ulał. I chyba trochę zazdroszczę Ci takiej półki, do której, by dotrzeć, trzeba stanąć na krześle, i gdzie znaleźć można takie książki. Ja wszystkie książki trzymam albo na regale, albo w pudle. Magii w tym zero.. :-)
Użytkownik: verdiana 10.12.2006 22:20 napisał(a):
Odpowiedź na: To pasuje do tej książki ... | infrared
Ja też zazdroszczę - szukam i szukam, na allegro i w Pałacu i nic. Nie ma. A o Elizondo nikt nie słyszał. Skąd Wy macie tę książkę? Buu.
Użytkownik: exilvia 10.12.2006 22:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też zazdroszczę - szuk... | verdiana
No, ja z półki :>
Zobaczymy, czy rzeczywiście taka dobra :P
Użytkownik: verdiana 10.12.2006 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: No, ja z półki :> Zob... | exilvia
Czytaj szybko, bo ciekawa jestem Twojej opinii. :-) A jak przeczytasz, to pożycz. :>
Użytkownik: infrared 11.12.2006 09:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytaj szybko, bo ciekawa... | verdiana
Ja Twojej opinii już się boję :-P
Użytkownik: verdiana 11.12.2006 09:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja Twojej opinii już się ... | infrared
Moja opinia będzie zgryźliwa i zła - w końcu muszę dbać o swój wizerunek! :>
Użytkownik: infrared 11.12.2006 11:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja opinia będzie zgryźl... | verdiana
Jasne, rozumiem. Autokreacja to podstawa :>
Użytkownik: exilvia 11.12.2006 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytaj szybko, bo ciekawa... | verdiana
Nie tak szybko, ale jak przeczytam, to pożyczę. Dziś wysyłam to, co obiecałam :)
Użytkownik: verdiana 02.02.2007 22:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie tak szybko, ale jak p... | exilvia
Jakby co, to nie wysyłaj - mam z biblio i zaczynam czytać. Boję się!
Użytkownik: exilvia 02.02.2007 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakby co, to nie wysyłaj ... | verdiana
Odwagi!
Użytkownik: verdiana 07.02.2007 22:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy oceniając jakąś książ... | infrared
Ciężko dopowiedzieć coś do Twojej recenzji i komentarza carmanioli... Więc nie będę uzupełniać, przekopiuję moje chaotyczne notatki, bo ja tego poskładać nie umiem, ta książka w mojej świadomości istnieje jak wyspowe ego. I może takie właśnie miał narrator. :-)

• Narracja (która mnie oczarowała). To tak, jakby patrzeć z różnych perspektyw, punktów widzenia na jeden obiekt; miałam wrażenie, że Farabeufa (mnie?) śledzą setki oczu. To przeskakiwanie z jednej narracji w drugą, z jednoczesnym skupianiem się na Farabeufie (na początku) silnie kojarzyło mi się z perspektywą paranoika z manią prześladowczą, któremu wydaje się, że ludzie, obrazy, ściany, lustra (!!) patrzą na niego, świdrują go wzrokiem; paranoik chce od tego uciec – ja też chciałam.
Jednocześnie miałam dziwne wrażenie, że to nie jest ani moja paranoja, ani paranoja narratora, tylko Farabeufa, tak jakby o sobie mówił „on”, w III osobie.

• Nadwrażliwość jak nadwzroczność. Rejestrowanie każdego detalu, jakby każdy był równie ważny – autystyczny szum informacyjny, albo też szum informacyjny głuchego, który zaczyna słyszeć. Jak przeostrzone fotografie.

• Patrzenie jednocześnie z przeszłości, przyszłości, teraźniejszości. Przepełniona, przeładowana pamięć – to, co wyparte, musi zostać odpamiętane.

• Brak ciągłości fabuły, jak rozsypane fotografie (Teatr Migawkowy?), które ktoś próbuje ułożyć w jakąś spójną całość – by (od)pamiętać. Dagerotypy (Daguerre). Mucha uderzająca w okno, jakby prowokująca, żeby do okna podejść – za oknem deszcz. A „w deszczu na niewielkim placyku”... moje skojarzenia nieustannie podpowiadają mi opuszczoną przez dzieci karuzelę w deszczu z fotografii Doisneau. Ta książka to odpamiętywanie, zdjęcia są katalizatorami wspomnień, triggerami.

• Jawa czy sen? Pamiętam to czy śnię? REMEMBER w którymś momencie bez ostrzeżenia przechodzi w REM – Rapid Eye Movements, fazę snu, w której śnimy. Oko aparatu bardziej czułe niż ludzkie; ucieczka w sen to wyparcie.

• Freud, Jung. A może anty-Jung. Torturowany mężczyzna? Kobieta? Androgyn. Jeśli to kobieta, to może Anima Chrystusa? Zaprzeczenie archetypowi Odkupiciela.

• 6, liu, pozycja torturowanego, rozgwiazda – zwielokrotnione 6 to Bestia; według Apokalipsy Jana:

"Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy:
liczba ta bowiem człowieka.
A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć".

• Popęd ku śmierci. Śmierć i orgazm, Thanatos i Eros – dwie twarze Jedni, jako droga do Absolutu.

• Tożsamość.

(ciekawe, ile w tym naszych projekcji, a ile zamierzeń autora :-))
Użytkownik: carmaniola 08.02.2007 14:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciężko dopowiedzieć coś d... | verdiana
Hihi, Verdiano, nie wiem co na to Infrared, ale wydaje mi się, że Twoje uzupełnienia psychologiczne dają wsparcie mojej "dzikiej" interpretacji powieści. ;-)
Użytkownik: infrared 10.02.2007 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihi, Verdiano, nie wiem ... | carmaniola
Ja też nic nie wiem, więc jestem za generalnie :-)
Użytkownik: verdiana 10.02.2007 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też nic nie wiem, więc... | infrared
Tośmy sobie pogadali - wiemy, że nic nie wiemy. :-)
Użytkownik: infrared 10.02.2007 23:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Tośmy sobie pogadali - wi... | verdiana
Nie lekceważ! Sokrates całe życie myślał o tym i nic nie napisał. My żyjemy długo po nim i przynajmniej zdajemy sobie sprawę z własnej głupoty. To zawsze jakiś postęp ;-)
Użytkownik: exilvia 11.02.2007 00:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie lekceważ! Sokrates ca... | infrared
A może to ta sokratejska ironia tylko? Wiesz, Sokrates swoje wiedział i o tym wiedział, a udawał idiotę przed... idiotami ;)
Użytkownik: infrared 11.02.2007 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: A może to ta sokratejska ... | exilvia
I co biedakowi przyszło z tego udawania. Ksantypa i cykuta. I nie wiadomo co gorsze. Wszystkiemu i tak była winna Ewa! ;-)
Użytkownik: exilvia 11.02.2007 00:53 napisał(a):
Odpowiedź na: I co biedakowi przyszło z... | infrared
Ksantypa podobno wcale nie była taka zła.. skoro wytrzymała z Sokratesem :P A cykuta to już jego wybór - mógł uciec przecież. A ogóle rzecz ujmując, on na łożu śmierci był, z tego, co przekazuje Platon, raczej zadowolony ze swojego życia. Żył jak myślał. Żył jak chciał. Niewielu na to stać.
Użytkownik: infrared 11.02.2007 02:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Ksantypa podobno wcale ni... | exilvia
Najwyraźniej Ksantypa należała do tych kobiet, które kręci inteligencja.Dlatego frapuje mnie, jak on z nią wytrzymał ;-) Platonowi nie wierzyłbym we wszystkim, zwłaszcza jeśli chodzi o Sokratesa. Z prostego powodu. Wraz ze wzrostem rangi mistrza wzrasta ranga jego największego ucznia. Poza tym hm wolność jest stanem umysłu, to Sokrates żył jak myślał, ale swoje 'chcenia' dostosowywał do ludzi, wśród których żył.
Użytkownik: carmaniola 11.02.2007 11:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też nic nie wiem, więc... | infrared
No, phi! A myślałam, że ktoś się ze mną będzie bił... Idę wklejać moją pajęczą wersję. Elizondo już nie ma prawa mieć pretensji. Odbił sobie tymi moimi sennymi koszmarami, które mnie dopadły po jego sugestywnych obrazach. ;-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: