Dodany: 13.11.2006 00:19|Autor: Otoo

Pięćdziesiąt lat nierządu


"Pięćdziesiąt lat nierządu" - tak brzmi tytuł rozprawy historycznej autorstwa don José Avellanosa, byłego posła nadzwyczajnego na dworach europejskich i jednego z najznamienitszych obywateli Republiki Costaguana. W przedmowie do "Nostromo" Joseph Conrad nazywa żartobliwie emerytowanego dyplomatę "swoim czcigodnym przyjacielem" oraz "największym autorytetem w zaznajamianiu się z historią Costaguany"*. O sobie Conrad w podobnym tonie dodaje, że jest jedynym człowiekiem, który posiadł treść tego nigdy nieopublikowanego dzieła.

Na czym polega żart? Oczywiście ani czcigodny don José, ani jego dzieło nigdy nie istniały, tak jak sama Republika wraz z jej najbogatszą prowincją Sulaco, tudzież inne szczegóły geograficzne są całkowicie fikcyjne. Powołała je do życia wyłącznie twórcza wyobraźnia pisarza. "Pięćdziesiąt lat nierządu" nie zdobyło rozgłosu wśród bohaterów powieści Conrada, mnie jednak tytuł ten zainteresował i zapadł w pamięć. Po pierwsze wskutek skojarzenia z tytułem książki G. Márqueza "Sto lat samotności". Oba utwory, pomimo umieszczenia akcji poza światem istniejącym naprawdę, nawiązują do dziejów Ameryki Łacińskiej. Być może więc "Nostromo" stanowił inspirację dla współczesnego pisarza, urodzonego przecież właśnie na kontynencie południowoamerykańskim.

"Pięćdziesiąt lat nierządu" to również tytuł będący właściwym podsumowaniem costaguańskiej historii. Historii państewka niestabilnego, przeżartego korupcją, republiki rządzonej przez okrutnych i chciwych tyranów, których władza opiera się na poparciu wojska oraz haraczach zdzieranych z miejscowych kapitalistów. Większość społeczeństwa żyje w ubóstwie lub skrajnej nędzy. Lud, zmęczony i głodny, zwodzony wciąż przez polityków, czuje się oszukany, jest zły i niespokojny, gotowy odpowiedzieć entuzjazmem na rewolucyjne hasła. Na beczkę prochu pada iskra. Kolejna rewolucja nie przynosi odczuwalnej przez wszystkich poprawy, w powietrzu wisi następna...

Wczorajsi bohaterowie walk o wolność, wyniesieni do władzy, opływają w dostatek, odwracają się od ludu, są zdrajcami. Słychać pierwsze strzały, wojsko i gwardia narodowa przywracają porządek na ulicach. Więzienia, których bramy niedawno stały szeroko otwarte, zapełniają się w szalonym tempie. Tortury i wyroki śmierci. Rozstrzeliwania. Tymczasem rzeka pieniędzy znów zaczyna płynąć do pałaców dygnitarzy. Kto w obliczu konfiskaty majątku albo nawet aresztowania odmówi podzielenia się z wszechmocnymi przywódcami ludu, tego samego zresztą, który znów zaczyna szemrać przeciwko staremu okrucieństwu nowej władzy?

Tak z grubsza przedstawia się historia Costaguany, nic zatem dziwnego, że czcigodny don José Avellano rozmyślnie nie opublikował nigdy swej rozprawy. Zapomniana przez światowe mocarstwa, chwiejna republika wydaje się koszmarnym snem, z którego jej mieszkańcy nie mogą się obudzić. Czy można cokolwiek zmienić? Najbogatsi i najbardziej szanowani obywatele zachodniej prowincji Sulaco, leżącej na uboczu i oddzielonej od reszty kraju pasmem niebotycznych gór, próbują odwrócić fatum ciążące nad republiką. Spokój i praworządność oraz reformy, taki cel stawia sobie partia najbogatszych, blancos. Ostoją ich marzeń i działań jest Anglik Karol Gould, właściciel odziedziczonej kopalni srebra w Sulaco.

Zawiązuje się więc akcja i na pierwszy rzut oka może to wyglądać interesująco. Nie do końca jednak; "Nostromo" to ponoć najtrudniejsza w czytaniu powieść Conrada. Rzeczywiście, ilość przestawień chronologicznych usuwa w cień nawet nielubianego z tego być może względu "Lorda Jima". Ale, choć poszczególne retrospekcje i wyprzedzenia w czasie nie układają się w tak prosty, a zarazem czarodziejski sposób, jak w "Zwycięstwie" czy "Korsarzu", jest "Nostromo" książką jak najbardziej do przebrnięcia, trudno też nie podziwiać maestrii kompozycyjnej Conrada. Zaiste, był nasz rodak stylistą genialnym, pisarzem potrafiącym wiązać najbardziej oderwane wątki niewidzialną nicią fascynującej narracji.

Kłopot w tym, że część pierwsza, pt. "Srebro w kopalni", wydaje się zbyt uboga w charakterystykę postaci. Skoki w czasie i zmiany punktu narracji zdają się niczemu nie służyć. Nawet niepowtarzalny, plastyczny styl Conrada nie pozwala czytelnikowi zagłębić się w lekturę, albowiem sceny są urywane i za krótkie, a bohaterowie zbyt szybko znikają z pola widzenia, aby się do nich przyzwyczaić i zainteresować ich losami. Egzemplarz książki kupionej w antykwariacie kartki rozcięte miał jedynie na początku - widomy znak, że poprzedniego właściciela "Nostromo" prawdopodobnie znużył.

Cóż, ja wytrwałem i zostałem nagrodzony sowicie. Akcja nabiera w końcu tempa, bohaterowie zaś - głębi psychologicznej, barwności i wigoru. Żyć będą we mnie co najmniej przez czas jakiś, na pewno. Doktor Monygham - zgryźliwy nadwrażliwiec o prawym charakterze, skrywający bolesną tajemnicę i oddany gorąco pani Gould. Marcin Decoud - cynik, modniś, bywalec paryskich salonów i bulwarów, którego miłość do gorącej patriotki Antoniny odmienia stopniowo oraz wikła w sprawy pogardzanej dotąd ojczyzny. Giorgio Viola - weteran walk o zjednoczenie Włoch, wierzący w dawne humanitarne rewolucje; jego żona Teresa i dwie córki, których jedna ma zostać wedle życzenia matki żoną dozorcy robotników, nieustraszonego i nieskazitelnego Gian' Battisty Fidanza, którego wszyscy w Sulaco znają pod pseudonimem - Nostromo.

Postać tytułowa pojawia się w początkowych partiach powieści tylko raz, pozostawiając po sobie wrażenie hulaki i utracjusza. Ze swoich obowiązków wywiązuje się jednak Nostromo znakomicie, o czym raz po raz wspomina ktoś, kto zetknął się z Gian' Battistą. Odkąd Nostromo staje się jedną z głównych postaci, utwór Conrada zyskuje pod każdym względem. Chwilami książka zaczyna przypominać barwną powieść łotrzykowską, ale Conrad dokonuje również pogłębienia psychologii tej oraz innych postaci, i można odnieść wrażenie, że blask rozchodzący się od Nostromo wpływa ożywczo na całość utworu; i tak pozostanie aż do ostatnich kart powieści.

Tak, Nostromo zyskał sobie szacunek wszystkich, biednych i bogatych, oraz opinię człowieka, na którym można zawsze polegać. Kiedy więc prowincję i cały kraj zaczyna ogarniać rewolucyjny chaos, przedstawiciele partii blancos widzą tylko jednego człowieka, któremu można zaufać, powierzając skarb ogromnej wartości, jedną osobę zdolną odważyć się, pośród wojennej zawieruchy, na skrajnie karkołomne zadanie.

Jak się okaże, nie jest to ostatnie z arcytrudnych zadań, z jakimi przyjdzie się włoskiemu emigrantowi zmierzyć. Los Nostromo splata się ściśle z losami Costaguany i Sulaco. Z przyszłością kraju i prowincji zapoznaje się czytelnik już na kilkadziesiąt stron przed zakończeniem powieści i jedyną niewiadomą wydaje się sposób, w jaki rewolucja dojdzie do znanego finału. Conrad nie popełnia jednak błędu, dokonując poprzez chronologiczne przestawienia wcześniejszego rozwiązania akcji. Napięcie wprawdzie opada, lecz zakończenie okazuje się zaskakująco otwarte: przyszłość Costaguany, Sulaco i kopalni Gouldów pozostaje wciąż niepewna i niedająca się przewidzieć.

Sytuacja polityczna ulega chwilowej normalizacji, ale dla Nostromo rozpoczyna się trudny i niezwykle dramatyczny etap życia. Można się zastanawiać, czy jego postać i dalsze losy pasują do reszty utworu, będącego czymś w rodzaju political fiction. Moim zdaniem zdecydowanie tak, a bez Nostromo powieść straciłaby nie tylko tytuł, ale również znaczną część swojego uroku. Nostromo to jedna z najciekawszych kreacji psychologicznych, z jakimi spotkałem się w literaturze. Kolejny raz przekonał mnie Conrad, że największe dramaty w skali społecznej są niczym więcej, jak tylko wspólnym odbiciem dramatów poszczególnych ludzi. Największe tragedie rozgrywają się zawsze w człowieku.

Jaki natomiast sens i przesłanie polityczne zawiera "Nostromo"? Conrad na szczęście nie raczy nas gotowymi przepisami na idealny ustrój społeczny czy zapobieganie krwawym rozruchom. Jedno tylko nie ulega wątpliwości: autor musiał wierzyć w cywilizację opartą na praworządności i pokojowym sposobie rozwiązywania konfliktów. Kogo interesuje gra skojarzeń, może się również zastanowić nad faktem, że prowincja Sulaco, ten jedyny cywilizowany obszar Republiki Costaguana, znajduje się w zachodniej części kraju. Stosunek Sulaco do metropolii przypomina relację między Imperium Rosyjskim a znajdującą się w czasach powstawania "Nostromo" pod zaborami Polską. Czyżby wysokie góry oddzielające Sulaco od reszty kraju miały u Conrada symbolizować niezdolność porozumienia się między Wschodem a Zachodem?

Jedna jeszcze ogólna refleksja nasuwa mi się po przeczytaniu książki. "Pięćdziesiąt lat nierządu" - rozprawa historyczna czcigodnego don José Avellanosa treścią mocno przypomina obecną sytuację polityczną wielu niestabilnych i biednych państw w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej. Od czasu napisania przez Josepha Conrada powieści "Nostromo" minęło niemal równo sto lat. W nędzy i cierpieniu człowiek zawsze pozostaje najbardziej samotny, jedynie radością i nadzieją można się łatwo podzielić. Czy istnieje dzisiaj nadzieja na godność i szczęście dla milionów ludzi mieszkających we współczesnych odpowiednikach Costaguany? Czy może czekać będzie te miejsca i tych ludzi kolejne pięćdziesiąt lat nierządu, sto lat samotności?


---
* Joseph Conrad, "Nostromo. Opowieść z wybrzeża", przełożyła Jadwiga Korniłowiczowa, wyd. PIW, Warszawa 1959; s. 10.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 16205
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: anula1 14.11.2006 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: "Pięćdziesiąt lat nierząd... | Otoo
Otoo! jak zwykle napisałeś wyczerpującą, ciekawą i zachęcającą do lektury recenzję!
Dłuższy komentarz napiszę po przeczytaniu książki ( mój egzemplarz ma już, całe szczęście! porozcinane kartki!)
gorąco pozdrawiam
Użytkownik: Otoo 15.11.2006 08:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Otoo! jak zwykle napisałe... | anula1
Użytkowniczko Anulo! Co widzę! Wreszcie Twój komentarz i to nie tylko niezwykle miły, ale również pod każdym względem merytoryczny! Doprawdy, trudno mi wyrazic, jak się cieszę ;)

A jeśli chodzi o rozcinanie kartek w książkach, to przyznam, że jest to czyność może nieco uciązliwa, ale jakże romantyczna, wymagająca cierpliwości i pieczołowitości od czytelnika. Dzis obowiązek ten został z braci czytelniczej zdjęty, lecz może trchę szkoda, nieprawdaż?

Dziękuję za odpowiedż irównież serdecznie pozdrawiam!
Użytkownik: --- 15.11.2006 02:48 napisał(a):
Odpowiedź na: "Pięćdziesiąt lat nierząd... | Otoo
komentarz usunięty
Użytkownik: Otoo 15.11.2006 08:30 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Tak, Conrad jest chyba pisarzem, którego trudno polubić od pierwszych kartek. Ale sądze też, że nie należy się do Jego twórczości zrażac po kilku nawet niezbyt udanych podejściach. Jeślibym mógł coś polecić osobom, które Conrada, podobnie jak Ty, zasadniczo nie trawią, wybrałbym niesamowite według mnie "Zwycięstwo" oraz bardziej znane "Jądro Ciemności". Oba utwory czyta się moim zdaniem bardzo dobrze.

A wydanie dzieł Conrada, o którym wspominasz, stanowi jedno z moich marzeń i kiedy je zdobędę, na pewno umieszczę je sobie w pierwszym rzędzie, by cieszyło me oko. O losie, jakiż bywasz czasem przewrotny i niesprawiedliwy..! :)

Dziękuję serdecznie i pozdrawiam.
Użytkownik: asiupimpek 04.02.2010 14:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, Conrad jest chyba pi... | Otoo
Od kilku tygodni "przygotowuję się" do przeczytania "Nostromo". Próbowałem przeczytać tę książkę co najmniej dziesięć lat wcześniej, ale wówczas nie dałem rady. Twoja recenzja spowodowała, że jestem wręcz pewien, że warto poświęcić trochę wysiłku, by odnaleźć to czego szuka każdy czytelnik: oderwania się od codzienności i "życia" w innym świecie, wymiarze.
Pamiętam piąty rozdział "Lorda Jima". Było mi tak trudno zrozumieć, o czym opowiada Marlow. Czytałem dosłownie kilka razy, aż zrozumiałem. A potem czytanie tej powieści stało się takie łatwe i przyjemne. Do dziś wysoko cenię tę pozycję. Myślę, że podobnie będzie z "Nostromo".
Użytkownik: Otoo 16.03.2010 23:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Od kilku tygodni "przygot... | asiupimpek
Przepraszam za brak odpowiedzi, ale jakoś ostatnio nie odwiedzałem Biblionetki, dziś wieczór mnie naszło, no i proszę - miła niespodzianka.

Zawsze się cieszę, jeśli moja wypowiedź zachęci kogoś do przeczytania książki, zwłaszcza jeśli chodzi o Conrada. Absolutny Geniusz! Niestety przeczytałem już chyba wszystko jego pióra, no ale na szczęście za jakiś czas będę mógł powrócić do książek już przeczytanych, z których wrażenia już się lekko w pamięci zapadły. Do "Lorda Jima" też zrobiłem dwa podejścia, wrażenia podobne do Twoich, przypuszczam zresztą, że niejedna osoba zamiast wspaniałej kompozycji zauważyła tam, hm, pewną bełkotliwość, ale to wynika z braku wprawy czytelniczej... Ale warto chyba wziąć przykład z conradowskich bohaterów i mimo porażek, przeć dalej.

Mam nadzieję, że u Ciebie z "Nostromo" będzie podobnie, chociaż nie ukrywam, że ja cenię bardziej "Jima" (ponoć sam Conrad zżymał się, kiedy wskazywano na "Lorda Jima" jako szczytowe osiągnięcie jego twórczości). Ale "Nostromo" to książka rzeczywiście z kilku względów ciekawa, i po iluś stronach zaczyna wciągać.

Napisz, proszę, o swoich wrażeniach (albo może o ich braku :)

Pozdrawiam

Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.12.2010 16:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, Conrad jest chyba pi... | Otoo
<...nie należy się do Jego twórczości zrażac po kilku nawet niezbyt udanych podejściach> - jestem tego żywym przykładem. "Lorda Jima" nawet nie próbowałam dokończyć. "Jądro ciemności" - brr, zajrzałam do środka - nie dla mnie! A teraz zupełnie na przekór sobie zabrałam się za "Nostromo" i pełne zaskoczenie - fantastyczna, pełnokrwista powieść, w której pod pokrywką zwykłej przygodowej historii kryje się mnóstwo prawdy o człowieku i o tworzonych przezeń konstrukcjach społeczno-politycznych... Dziękuję Ci za zwrócenie uwagi na tę stosunkowo mało znaną książkę. To będzie początek mojej przygody z Conradem, tamtego nieudanego startu sprzed lat nie liczę.
Użytkownik: Otoo 15.03.2011 23:49 napisał(a):
Odpowiedź na: <...nie należy się do ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przepraszam za odpowiedź z takim opóźnieniem, ale rzadziej ostatnio na niniejsze strony zaglądałem, a poza tym - jak to w życiu: "zawsze coś" :)

Ja oczywiście również jestem żywym przykładem tego, że do twórczości Conrada zrażać się nie należy, przeczucie jednakowoż mi podpowiada, że nasze perypetie nie są wyjątkiem. I nie jest to chyba zresztą szczególnie zaskakujące, bo wydaje mi się, że polski system szkolnictwa wypuszcza rokrocznie "zrażonych do Conrada" zwarte i szerokie masy (choć możliwe, że przesadzam, bo lektur prawdopodobnie dziś i tak nikt nie czyta, jeno bryki w eternicie).

Dla mnie Conrad jest pisarzem niezwykle ważnym, którego twórczość przeżywam i traktuję bardzo osobiście oraz - to naprawdę nie banał - na wielu płaszczyznach. Nieraz więc zastanawiałem się, dlaczego te próby zainteresowania jego twórczością zawodzą. Poza oczywistym faktem, że do jego prozy trzeba dorosnąć, wydaje mi się, że samo podejście do, dajmy na to - "Lorda Jima", powinno być w szkole inne: to jest literatura, z którą przynajmniej na początku, trzeba się wziąć za bary, nie oczekiwać od tej powieści, że zadziała na odbiorcę jak harlequin albo śmieszny filmik z netu: rozbawi, powtórzy schemacik, ukołysze do snu.

Ale, tak po prawdzie, dziś Conrad, na tle współczesnej manii nowinkarstwa i eksperymentów, wydaje mi się pisarzem cudownie staroświeckim. Nie w sensie tematów (te są uniwersalne) czy środków literackich - te z kolei nadal są świeże i robią na mnie wrażenie, ale właśnie dlatego, że chyba nigdy nie przyszłoby mu do głowy zrobić ze swego r z e c z y w i s t e g o nowatorstwa głównej zalety czy wręcz jedynego atutu swojej prozy.

A jeżeli mógłbym cośkolwiek podszepnąć - to w celu kontynuowania dobrej passy z twórczością Conrada ośmieliłbym się polecić "Los" (inny tytuł: "Traf"), "Tajnego agenta", no a przede wszystkim - absolutnie genialne "Zwycięstwo" (oby tylko nie zrobili z tej powieści lektury szkolnej - brr...)

Pozdrawiam


Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.03.2011 15:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam za odpowiedź ... | Otoo
Dzięki za podpowiedzi! Na razie zaopatrzyłam się w "Tajfun", a za tytułami, które mi wskazałeś, zaraz się rozejrzę - nawet jeśli nie dostanę w zwykłej bibliotece, to na pewno są dostępne w PBI.
Użytkownik: Barney 07.06.2011 12:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam za odpowiedź ... | Otoo
Witam serdecznie i nowicjuszowsko na forum. Dzięki za piękną recenzję, wzmiankowane dzieło właśnie pochłaniam, a ponieważ mam brzydki zwyczaj zaglądać na koniec książki najdalej po pięciu stronach lektury, wiem już jak się sprawa sfinalizuje… ale nie przeszkadza mi to w najmniejszym stopniu!
Powieść rzeczywiście „rozkręca się” baaardzo powoli i jeśli chodzi o niemal całe dwie pierwsze części – to jedyną Conrada książką, którą czytało mi się trudniej, było „W zawieszeniu” (czemu? Nawet nie pamiętam – przeczytam jeszcze raz, żeby się przekonać…). Jednak teraz, mając już niejako z górki, doceniam całe to zgęszczenie początkowe, całą tę – pardon – gniotowatość, która wcale a wcale gniotowatością nie jest, a tylko wielce splątanym węzłem, właśnie zaczynającym ukazywać możliwe do uchwycenia końcówki:-)

<<A jeżeli mógłbym cośkolwiek podszepnąć - to w celu kontynuowania dobrej passy z twórczością Conrada ośmieliłbym się polecić "Los" (inny tytuł: "Traf"), "Tajnego agenta", no a przede wszystkim - absolutnie genialne "Zwycięstwo" (oby tylko nie zrobili z tej powieści lektury szkolnej - brr...)>>

Ja z kolei jestem wielbicielką „Korsarza” i „Ocalenia” - marzę o ekranizacji, wiem, że oba tytuły zostały w zamierzchłej przeszłości sfilmowane („Korsarz” chyba nawet z Anthonym Quinnem w roli głównej), ale raczej jako luźne adaptacje, zresztą gdzie to zdobyć?
Swoją drogą, czyż nie jest Conrad mistrzem w nadawaniu przewrotnych tytułów? „Zwycięstwo”, „Ocalenie” – jakiż gorzki wydźwięk mają te słowa w odniesieniu do treści książek – kto czytał, ten wie…

Użytkownik: A.Grimm 19.02.2012 10:51 napisał(a):
Odpowiedź na: "Pięćdziesiąt lat nierząd... | Otoo
Znać maestrię słowa, ale nie rozumiem, jak można bronić "Nostromo" na poziomie kompozycji. Conrad rozlał budyń, a potem zaczął w nim rzeźbić, czy to świadczy o wartości tej książki? Ogromny, źle doszlifowany materiał. Sylwetki bohaterów zbudowane przy pomocy wieloakapitowych opisów w narracji trzecioosobowej nie uzyskają żadnej materialnej ciężkości w czasie trwania fabuły. Ich całokształt budowany jest właśnie przez te opisy, co sprawia, że przechodzimy nieustannie obok nich (tzn. tych bohaterów). Na tym iście dokumentalnym materiale, który cechuje wręcz urzędnicza szczegółowość, zostaje nadbudowana skąpa fabuła (nie lada wyczyn, jeśli weźmie się pod uwagę rozmiary książki i temat rewolucji) oraz śladowa interakcja między postaciami. Niektóre opisy zaś w ogóle nie znajdują uzasadnienia w świetle późniejszej treści, bowiem bohaterowie, których one dotyczą, nikną w pewnym momencie i stają się tylko niewyraźnym echem. Conrad wybierał sobie tylko co raz niektóre postaci, jak zauważył lukę, to na wszelki wypadek uzupełniał ją retrospektywą, a jak już mu się nie chciało pisać o rewolucji i zasadniczej części akcji (to słowo też należy wziąć w nawias), to zgasił wszystko relacją kapitana Mitchella, a książkę zakończył wątkiem romansowym. Nie no, litości! Szwy pękają, a wszystko rozlewa się po kątach...

Z utworów Conrada czytałem jeszcze "Jądro ciemności" i podobało mi się o wiele, wiele bardziej.
Użytkownik: Otoo 04.03.2012 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Znać maestrię słowa, ale ... | A.Grimm
Witam,

Dziękuję za ciekawy komentarz. Pozwolę sobie jednak zasadniczo się nie zgodzić, choć czytałem "Nostromo" na tyle dawno temu, ze w polemice będę się musiał wesprzeć na danych biograficznych z życia Conrada.

Otóż Conrad pisał "Nostromo" w dość ciężkim dla siębie okresie: jako wciąż mało znany autor, poganiany terminami, przede wszystkim zaś cięzko chorował. Ze względu na kłopoty finansowe chciał tę książkę skończyć jak najszybciej, wspominał nawet w listach o "rozbudowanym opowiadaniu". To oczywiście mogłoby świadczyć na korzyśc Twojej tezy o "rzeźbieniu, gdy budyń był już rozlany", ale ja bym raczej widział tu konflikt między koniecznością zapewnienia sobie i rodzinie jak najszybciej środków dożycia z jednej strony, z drugiej zaś wiernością swojej wizji, która nie mogła się pomieścić w formie opowiadania.

Krytyka nie przyjęła ksiązki zbyt ciepło, zaś zarzuty były podobne do Twoich. Sam Conrad był właściwie sceptyczny co do ostatecznego efektu. Ale każdy, kto się zapozna z jakimś rozbudowanem szkicem biograficznym pisarza, rychło zauważy, że właściwie Conrad, jak wielu artystów, nigdy nie był do końca zadowolony, widząc rozdźwięk między pierwotną wizją a jej zamknięciem w formie literackiej. Gdyby przyjąc słowa Conrada za jedyny kamień probierczy własnej twórczości, okazałoby się, że nigdy właściwie nie napisał nic znaczącego. Conrad był po prostu człowiekiem skromnym.

Jeżeli chodzi o moje osobiste zdanie, to trudno mi się jednoznacznie wypowiedzieć. Być może zauważyłeś, że moja ocena pierwszych rozdziałów w łagodnej formie odpowiada Twojej krytyce. Ale dziś tamtemu sądowi nie do końca ufam. Pisałem tę recenzję w czasach, gdy powieściami nie do przebrnięcia były dla mnie "Ulisses" czy "Pożegnanie jesieni". Być może więc nie byłem wówczas przygotowany na zbyt rozbudowaną i skomplikowaną formę narracji.

Bo przecież, gdyby nawet było, jak piszesz (a wygląda, że się na tym znasz :), tzn. że nagromadzenie bohaterów na początku jest zbyt duże i niepotrzebne, to przecież były jeszcze KOREKTY (to nie mój domysł, fakty biograficzne podaję za Z.Najderem, "Życie Conrada-Korzeniowskiego" W-wa 1980) i gdyby Pisarz albo wydawcy czuli, że zamiast przemyślanej konstrukcji jest w powieści zwyczajny bałagan, to cóż byłoby prostsze niż wykreślenie niepotrzebnych partii? Conrad przecież zawsze cenił kompozycję, wielbił za nią Flauberta, Zolę, Maupassanta, Henry'ego Jamesa, Turgieniewa, a właśnie m.in. za brak ładu w powieściach krytykował Dostojewskiego. Conrad wręcz uważany jest za mistrza kompozycji, chociaż podobne zarzuty, co "Nostromo" spotkały i "Lorda Jima" - pisano, że zakończenie jest doczepione na siłę i nie pasuje do głównej części utworu.

Jeżeli zatem wyczulony jesteś na punkcie kompozycji utworu, to bardziej niż "Lorda Jima", polecałbym Ci "Zwycięstwo", tam fabuła jest bardzo subtelnie zbudowana, poza tym to naprawdę wspaniała książka.

Na koniec jeszcze przytoczę dwa fakty z Wikipedii: w roku 1998 Modern Library umieściło "Nostromo" w pierwszej pięćdziesiątce powieści anglojęzycznych, zaś F. Scott Fitzgerald stwierdził, że ze wszytkichich powieści chciałby być autorem właśnie "Nostromo".

Posumowując: wydaje mi się, że w swojej ostrej krytyce możesz mieć sporo racji, mam jednak nadzieję, że jej nie masz. Przekonam się, przy ponownej lekturze "Nostromo". Gdybym się mylił, nie omieszkam się z tym podzielić.

Pozdrawiam
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: